Mateuszowi Pakule, który rozbił bank z najważniejszymi nagrodami teatralnymi za spektakl „Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję”, udało się coś, w co naprawdę trudno uwierzyć.
Po przedstawieniu o umieraniu chorego na nowotwór ojca w czasie pandemii i żądaniu legalizacji eutanazji, łączącym w poczuciu żałoby twórców i widzów, stworzył w krakowskiej Łaźni Nowej spektakl, który przez 70 minut wywołuje salwy śmiechu. Łączy wysokiej klasy stand-up, musical, farsę, komedię i camp, co nie byłoby możliwe bez perfekcyjnego w każdym detalu aktorstwa.
Oglądamy ewidentne zwycięstwo karnawału i życia nad postem i żałobą.
Rewers „Jak nie zabiłem swojego ojca”
W „Jak nie zabiłem swojego ojca” Pakuła zorganizował symboliczny pogrzeb tacie, teraz zaś wierze i religii, które zniewalały go od najwcześniejszych lat – w życiu rodzinnym, społecznym, szkolnym. Obciążały poczuciem winy, od którego nie sposób się uwolnić, ale on chce, żeby wszystkim to się udało.
Czyni to, dekonstruując świat religii śmiechem, przypominając przy okazji najsłynniejsze frazy racjonalistów – m.in. stwierdzenie Oskara Wilde’a, że człowiek wierzący jest jak ślepiec szukający w ciemnym pokoju czarnego kota, którego tam nie ma, a on go jednak znajduje. A także akty religijnego fanatyzmu, m.in. fatwy rzuconej na Salmana Rushdiego czy ostatniego zamachu na autora „Szatańskich wersetów”.