Wykrywacz do obrazy uczuć religijnych i „Latający Potwór Spaghetti” Pakuły

„Latający Potwór Spaghetti” o tym, jakim bezsensem są dla pisarza i reżysera wiara w Boga i religie, to najmocniejszy spektakl sezonu. Dla osób wychowanych w katolicyzmie bolesny, ale oczyszczający jak rachunek sumienia. Na pewno wyzwalająco śmieszny.

Publikacja: 03.12.2024 17:30

Duch Święty (Emose Uhunmwangho), Henderson (Jan Jurkowski) i Pan Jezus (Zuzanna Skolias-Pakuła)

„Latający Potwór Spaghetti”

Duch Święty (Emose Uhunmwangho), Henderson (Jan Jurkowski) i Pan Jezus (Zuzanna Skolias-Pakuła)

Foto: Alicja Antoszczyk

Mateuszowi Pakule, który rozbił bank z najważniejszymi nagrodami teatralnymi za spektakl „Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję”, udało się coś, w co naprawdę trudno uwierzyć.

Po przedstawieniu o umieraniu chorego na nowotwór ojca w czasie pandemii i żądaniu legalizacji eutanazji, łączącym w poczuciu żałoby twórców i widzów, stworzył w krakowskiej Łaźni Nowej spektakl, który przez 70 minut wywołuje salwy śmiechu. Łączy wysokiej klasy stand-up, musical, farsę, komedię i camp, co nie byłoby możliwe bez perfekcyjnego w każdym detalu aktorstwa.

Oglądamy ewidentne zwycięstwo karnawału i życia nad postem i żałobą.

Rewers „Jak nie zabiłem swojego ojca”

W „Jak nie zabiłem swojego ojca” Pakuła zorganizował symboliczny pogrzeb tacie, teraz zaś wierze i religii, które zniewalały go od najwcześniejszych lat – w życiu rodzinnym, społecznym, szkolnym. Obciążały poczuciem winy, od którego nie sposób się uwolnić, ale on chce, żeby wszystkim to się udało.

Czyni to, dekonstruując świat religii śmiechem, przypominając przy okazji najsłynniejsze frazy racjonalistów – m.in. stwierdzenie Oskara Wilde’a, że człowiek wierzący jest jak ślepiec szukający w ciemnym pokoju czarnego kota, którego tam nie ma, a on go jednak znajduje. A także akty religijnego fanatyzmu, m.in. fatwy rzuconej na Salmana Rushdiego czy ostatniego zamachu na autora „Szatańskich wersetów”.

Na tym tle można uznać za paradoks, że walcząc z religią, Pakuła korzysta z formy moralitetu, która poprzez teatralne widowiska wzmacniała chrześcijaństwo w Europie od XIV wieku. Fakt, że nie potrafimy reagować na świat bez wchodzenia w sferę sacrum – choćby przez mówienie „Jezus, Maria!” – też jest tematem spektaklu i wywołuje wściekłość głównego bohatera, również zabawnie pokazaną.

Czytaj więcej

Latający Potwór Spaghetti objawi się w Krakowie

Szatan i Pan Jezus grany przez kobietę

„Latający Potwór Spaghetti” jest rewersem „Jak nie zabiłem swojego ojca”. Niektóre wątki pierwszego spektaklu w najnowszym przedstawieniu autor rozwinął, jak choćby motyw onanizmu, który zdaniem spowiedników w szczególny sposób robi przykrość Panu Jezusowi.

Z kolei Szymon Mysłakowski grał w „Jak nie zabiłem” wszystkie postaci, które uosabiają brak taktu, wyczucia oraz głupotę zachowań w rodzinie, systemie zdrowia, urzędach, w przemyśle pogrzebowym i gastronomii – w sytuacji umierania naszych bliskich oraz ich śmierci. Niesamowitą siłą komiczną, tembrem głosu i wielkim talentem parodystycznym Mysłakowski odciążał niełatwą tematykę spektaklu, jak to w intermediach bywa.

Z tej galerii egoistów i idiotów wypączkował teraz Szatan, pokazany w korporacyjnym stylu, bo religia to także wielkie pieniądze. Szatan Pakuły boi się, że główny bohater „Latającego Potwora Spaghetti”, czyli Bobby Henderson, założyciel Kościoła Latającego Potwora Spaghetti, ośmieszającego wszystkie kościoły bez wyjątku – wielowiekowy biznes mu psuje. To dla Szatana, który z zachwytem wspomina takie skandale jak wokół „Szatańskich wersetów”, wcale zabawne nie jest. Tymczasem Mysłakowski, tubalnym głosem, intonacją, gestem, mimiką, które czerpią ze świata komiksu i animacji, grając w bordowym kostiumie przypominającym kiczowaty demonizm Macieja Maleńczuka - non stop wywołuje śmiech widzów.

Dzieje się tak od momentu, gdy i my znajdujemy się w piekle, które dla Pakuły zawsze było teatrem, teraz zaś otrzymało formę amerykańskiego filmu, nigdzie bowiem tak bardzo praca ewangelizacyjna nie jest nowoczesna jak w kraju telewizyjnych kaznodziei.

Oglądamy typową amerykańską poczekalnię w przygaszonym świetle (scenografia i kostiumy Justyna Elminowska). Przypomina „Blues Brothers” - z lewej strony czeka, by zacząć grać basista w czarnym garniturze i czarnych okularach (Dominik Róg), ale też lynchowsko-warholowski świat – za recepcyjnym blatem siedzi piekielna sekretarka (Marcin Pakuła) w platynowej peruce, z makijażem, poza polem naszego widzenia, zamiast klawiatury komputera, mając klawisze syntezatora.

Na wprost jest winda i to nią przyjeżdża Henderson (Jan Jurkowski również pamiętany z „Jak nie zabiłem”), by po kolejnej próbie wybrania innego piętra, sądząc, że padł ofiarą pomyłki, usłyszeć „Witamy w piekle”.

Wszystkie kręgi piekła

Od tego momentu zaczyna się dokonstrukcja religijnych wyobrażeń, jakbyśmy dziś powiedzieli: wdrukowywanych w świadomość setek pokoleń, a więc w nasze geny, od czasu pierwszych chrześcijan, a i wcześniejszych wierzeń.

Jak wykreowane przez Kościół zasady zmieniają się i dewaluują, pokazuje pierwszy monolog Szatana, który nie wiedząc, w którym kręgu piekielnym Hendersona umieścić (dla zdrajców czy dla tych, którzy nie byli uprzejmi dla gości, bo na każdego był i jest kościelny paragraf), przywołuje wyobrażenia z czasów powstania „Boskiej Komedii”.

Wezwany mimochodem pojawia się w windzie, a potem w piekle Pan Jezus, któremu towarzyszy Duch Święty. Jezusa niewiarygodnie uwodzicielskiego i sexy, delikatnego i kokieteryjnego, gra znakomicie Zuzanna Skolias-Pakuła… z brodą i w sandałach, w połyskliwej szacie, z gorejącym sercem, wokół którego pojawiają się straganiarskie „efekty specjalne”, czyli wielokolorowe wstążki.

To nie jest Jezus groźny, wywracający stoły w świątyni, lecz mamiący młodzież fajnowatowością popkultury, znakami trójkątów układanymi z palców i dłoni, uwielbianymi przez ewangelizatorów i idoli. Ten Jezus jest jak diabeł. By pozyskać zbłąkaną duszyczkę Hendersona, chce się przypodobać mrugnięciem oka do niego, ale i do nas, a nawet ścisza głos, by na stronie powiedzieć, że Bój Ojciec nie przybył, bo bywa obrażalski. Zrobi wiele byle tylko ocieplić wizerunek Kościoła.

Czytaj więcej

Wrocław: „Trójkąt bermudzki” opery i teatru

Duch Święty i duch Adama Słodowego

Świetna w roli Ducha Świętego jest Emose Uhunmwangho, wybitna wokalistka z Teatru Muzycznego Capitol we Wrocławiu. Razem z Zuzanną Skolias-Pakułą wspaniale śpiewa i tańczy (układy choreograficzne Mikołaja Karczewskiego to osobny rozdział komizmu tego spektaklu), wykonując hity gospel. Ma też monolog demonstrujący z pomocą materiałów naukowych (plansza!) naturę zależności wewnątrz Trójcy Świętej. Przekonuje, przekonuje, ale trudno dziś dawne konstrukcje obronić.

Największym hitem jest jednak scena w konwencji mistrza majsterkowiczów Adama Słodowego. Bohaterowie Zuzannny Skolias-Pakuły i Mysłakowskiego pokazują, jak domowym sposobem zrobić wykrywacz do obrazy uczuć religijnych. Trzeba zobaczyć jak Szatan wtyka łapska, dosłownie, w rzekomo zbożne praktyki.

Najtrudniejszą rolę ma Jurkowski. Pakuła napisał mu kwestie bardzo serio, w których Henderson nie tylko wyśmiewa naiwność wiary, ale też deklaruje, że nie boi się zarzutów obrazy uczuć religijnych, bo poglądy ludzie zmieniają, a jedyna rzecz, na której mu zależy, to by nie obrażać ludzi.

Problem widzę jeden: według jakiego wzorca wychowywać najmłodszych? W tej kwestii dobrego rozwiązania dla wszystkich chyba nigdy nie będzie. Jak wiadomo, ludzie buntują się zarówno przeciwko religianctwu, jak i absolutnej wolności. Kościoły upadają, ale wiara i nadzieja umierają ostatnie. I biznes, jak mówi Szatan, kręci się w nieskończoność.

Gdyby zaś autor i reżyser w jednej osobie chciał spełnić swoje marzenia do końca – powinien zrobić spektakl, w którym nie wspomina się ani słowem o religii i Bogu. Są już pewnie roczniki takie rozmowy prowadzące (przynajmniej na razie). Jednak Pakuła należy do generacji, która religijny kostium zrzuca, m.in. przez apostazję, czyszcząc swoją świadomość także w teatrze.

A jeśli już mowa o moralitecie, starszych i młodszych generacjach artystów, trzeba przypomnieć, że dokładnie trzy dekady temu Piotr Cieplak wystawił w grudniu 1994 r. w warszawskim Teatrze Dramatycznym znakomity spektakl „Historyja o chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim” Mikołaja z Wilkowiecka.

Był manifestem neokatechumalnego teatru z udziałem rockowej grupy Kormorany, dalekim od katolicyzmu arcybiskupa Marka Jędraszewskiego. Jana Klata próbował tworzyć chrześcijański teatr. Skończył „Królem Learem" w scenografii Watykanu.
Czy w pokoleniu Pakuły i młodszych - teatralne wyznania wiary są jeszcze możliwe?

Mateuszowi Pakule, który rozbił bank z najważniejszymi nagrodami teatralnymi za spektakl „Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję”, udało się coś, w co naprawdę trudno uwierzyć.

Po przedstawieniu o umieraniu chorego na nowotwór ojca w czasie pandemii i żądaniu legalizacji eutanazji, łączącym w poczuciu żałoby twórców i widzów, stworzył w krakowskiej Łaźni Nowej spektakl, który przez 70 minut wywołuje salwy śmiechu. Łączy wysokiej klasy stand-up, musical, farsę, komedię i camp, co nie byłoby możliwe bez perfekcyjnego w każdym detalu aktorstwa.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Teatr
Latający Potwór Spaghetti objawi się w Krakowie
Teatr
„VHS”, czyli zobaczcie samych siebie na kasetach wideo z czasów van Damme'a
Teatr
Teatr TV. Dlaczego Bukowski milczał o Whartonie, którym się inspirował?
Teatr
Premiera „Boeing Boeing” oraz jubileusz Mikołaja Krawczyka w Teatrze Capitol
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Teatr
Putin już bombarduje Polskę – w legnickim teatrze
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska