Putin już bombarduje Polskę – w legnickim teatrze

„Chłopki” Sulimy i Piaseckiego o m.in. skomplikowanych relacjach polsko-ukraińskich to świetny komentarz do wpisów Leszka Millera na platformie X o Ukraińcach. Rzecz dzieje się w firmie o tradycjach z 1672 i Wołynia. Dwa lata później niż w serialu „1670".

Publikacja: 21.11.2024 05:20

Putin już bombarduje Polskę – w legnickim teatrze

Foto: Karol Budrewicz

Legnicki Teatr im. Modrzejewskiej gra „Chłopki”, ale autor tekstu Hubert Sulima oraz reżyser Jędrzej Piaskowskiego informują, że jedynie inspirują się bestselerową książką Joanny Kuciel-Frydryszak „Chłopki. Opowieść o naszych babkach”, sprzedaną w ilości pół miliona egzemplarzy. Włączają jednak do spektaklu treści z niej zaczerpnięte o de facto niewolniczym życiu chłopek, zarówno w relacji z panami z dworu, jak i ojcami lub mężami we własnej chacie.

Tego rodzaju przypomnienia pojawiają się w wypowiedziach pracownic spółki DżemWar, miejscu akcji w pierwszym akcie, co jest inteligentnym włączeniem do rozmowy o pańszczyźnianym niewolnictwie w Polsce kwestii naruszania praw pracowniczych w dzisiejszych korporacjach. Cała historia zaczyna się od rebrandingu: dżem będzie ten sam, ale kierownictwo i pracownice spotykają się na prezentacji nowego logo: dobrotliwą wiejską babcię Helenę (Anita Poddębniak) zastępuje profil dumnej szlachcianki. To oczywiście nawiązanie do tematyki serialu „1670”: dżem na eksport jest „since 1672”.

Czytaj więcej

"To dla Pani ta cisza" Mario Vargasa Llosy. "Myślę, że powieść jest już skończona"

„Chłopki", 1670 i 1672

Na legnickie „Chłopki” można też patrzeć jak na kontynuację „W imię Jakuba S.” Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego o Jakubie Szeli przeniesionym w realia kapitalizmu. Hubert Sulima sporo zawdzięcza stylowi pisania Pawła Demirskiego. Pozostawiam otwartą kwestię, czy pisze słabiej, czy idealnie wpasowuje się w konwencje campu i queeru, w których kicz, przerysowanie na granicy parodii, a i przebieranka – żeńskie role grają mężczyźni przebrani za kobiety – są oczywistym walorem. Mówiąc wprost: oglądamy spektakl, który osoba nierozpoznającą przyjętej przez autorów konwencji może skojarzyć z serialem klasy C, a nawet nazwać szmirą, tymczasem tak ma być, a w dodatku jest to krzyk teatralnej mody.

Półtoragodzinny pierwszy akt nie powinien być długi jak dawne komunistyczne przemówienia. Dzisiejsza lewicowa agenda nie musi męczyć, a sprawy są poważne: Szefowa (Małgorzata Urbańska) rodzinnej spółki traktuje pracownice jak parobków, unika zatrudniania na etat oraz terroryzuje, wysługując się księgową (Paweł Palcat), która nie przelewa pieniędzy na czas. I jak przystało na ekonoma nowych czasów (nie ma solidarności między kobietami!), aspiruje do wyższej klasy, chwaląc się selfie z Trzaskowskim, zrobionym w Warszawie.

Mamy klasyczne sceny biurowe przy kserokopiarce i ekspresie do kawy i na pewno „The Office” jest śmieszniejsze, zaś „Chłopki” chcą być na przemian bardziej ckliwe i drapieżne. Są wątki miłosne oraz historyczne. Panna Kanapka (Łukasz Kucharzewski) z plecaczkiem w formie hamburgera kocha się w prawniku ze szlacheckimi wąsami (Arkadiusz Jaskot), gdy jego partnerka narzeka na ubezwłasnowolnienie (Anna Sienicka).

Księgowa powraca do emocji i traum z czasów pierwszej komunii. Z kolei córka (Jakub Stefaniak) bezwzględnej Szefowej wystylizowana na gotkę (włosy, makijaż i kostium na czarno) pada w demonicznej malignie na scenę, a nie pracując, daje przykład jak dziś rekompensować niewolniczy zapieprz przodkiń. To pełne buntu leżenie jest kontrą wobec przeidealizowanych obrazów wsi, a konkretnie „Babiego lata”, który teraz można oglądać na wystawie Chełmońskiego w Muzeum Narodowym.

Drugi akt jest rewelacyjny. Najpierw oglądamy inscenizowaną historię Ulmów, którzy, jak wiadomo, są naczelnym alibi polskiej prawicy w rozmowach o antysemityzmie w Polsce. Przy okazji można się pośmiać z cepeliowskiego folkloru i przebóstwienia ziemniaka jako arcypolskiego dania (kartofel tak jak schabowy przyszedł z Niemiec), któremu towarzyszy kult karmienia mężczyzny. Całość zaś wieńczy, jak w produkcjach TVP za prezesa Jacka Kurskiego, masakra w wykonaniu Niemca.

Ten spektakl w spektaklu okazuje się prezentem dla matki Szefowej DżemWar, czyli babci Heleny, a kolejnym ma być zatrudnienie opiekunki. Na tym stanowisku gorycz życia poczuje Andżelika (Daria Bogdan), zwabiona wizją pracy w przemyśle spożywczym. Szefowa teoretycznie powinna być zaciekawiona, co studiowała, ją jednak najbardziej interesuje ukraiński akcent. Zaczyna się przepytywanka, czy Andżelika aby na pewno jest Andżeliką i czy naprawdę pochodzi z Przemyśla, to zaś jest punktem wyjścia do pokazania pełnej gamy antyukraińskich uprzedzeń.

Czytaj więcej

Największy książkowy bestseller ostatnich lat w teatrze. „Chłopki" w Legnicy

Dzielący temat: Rzeź Wołyńska

Pamiętajmy, że Legnica to Ziemie Odzyskane z przesiedleńcami z Kresów, dla których Rzeź Wołyńska wciąż jest traumą. Wszystko jest w spektaklu, a siedzący za mną widz – i nie był to Leszek Miller wytykający ciągle Władimirowi Zełeńskiemu używanie na froncie banderowskich symboli, okrzykiem „Tak!”, potwierdzał, że Ukraińcy zawsze niosą śmierć.

Andżelika pod ostrzałem takich stereotypów, wije się jak piskorz, chce być miła, wie że musi zaakceptować „prawdy” polskiej pracodawczyni, bo inaczej nie zarobi. W końcu jednak wybucha i daje przykład zachowania, do którego nawet Ukraińcy niechcący wojny z Polakami są ostatnio przymuszani. Traktowana jak wróg większy od Putina, wypomina polskie prześladowania Ukraińców przed wojną, przekonuje, że walczący z Rosją żołnierze odwołują się do Bandery, bo nie mają innych wzorców, a mogą zginąć w każdej chwili – tak jak lubimy: „za wolność naszą i waszą”.

Sulima proponuje nowy zaskakujący sojusz: rzekomo bogoojczyźnianej babci-Polki Heleny( jej dewiza: berbelucha i różaniec to najlepsza impreza), która przeżyła Rzeź Wołyńską i chce się pojednać z młodą Ukrainką Lubą, bo tak naprawdę nazywa się Andżelika, nie chcąca mieć nic wspólnego ze zbrodniami swoich rodaków.

Można w tym zobaczyć pozytywną alternatywę wobec martyrologiczno-powstańczego finału z „Między nami dobrze jest” Masłowskiej. Helena przypomina nawet postać graną kiedyś przez Danutę Szaflarską. Koniec zaś pokazuje to, co się stanie, gdy wolna Ukraina upadnie. Rosyjskie bomby spadają na Polskę i nie tylko bohaterki „Chłopek” mają prawo być przerażone. W rachubę wchodzi przecież znany kobietom scenariusz: zupa na skórzanym pasie serwowana w piwnicy i bestialskie gwałty.

Legnicki Teatr im. Modrzejewskiej gra „Chłopki”, ale autor tekstu Hubert Sulima oraz reżyser Jędrzej Piaskowskiego informują, że jedynie inspirują się bestselerową książką Joanny Kuciel-Frydryszak „Chłopki. Opowieść o naszych babkach”, sprzedaną w ilości pół miliona egzemplarzy. Włączają jednak do spektaklu treści z niej zaczerpnięte o de facto niewolniczym życiu chłopek, zarówno w relacji z panami z dworu, jak i ojcami lub mężami we własnej chacie.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Teatr
Okropny „Faust” Wojciecha Farugi w Teatrze Narodowym
Teatr
Najważniejsza niemiecka nagroda teatralna, "Der Faust", dla Łukasza Twarkowskiego za multimedia
Teatr
Największy książkowy bestseller ostatnich lat w teatrze. „Chłopki" w Legnicy
Teatr
Teatr, gdzie robotnicy chcieli grać po ciężkiej pracy
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Teatr
„Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję”. Bolesna rozmowa o eutanazji