Legnicki Teatr im. Modrzejewskiej gra „Chłopki”, ale autor tekstu Hubert Sulima oraz reżyser Jędrzej Piaskowskiego informują, że jedynie inspirują się bestselerową książką Joanny Kuciel-Frydryszak „Chłopki. Opowieść o naszych babkach”, sprzedaną w ilości pół miliona egzemplarzy. Włączają jednak do spektaklu treści z niej zaczerpnięte o de facto niewolniczym życiu chłopek, zarówno w relacji z panami z dworu, jak i ojcami lub mężami we własnej chacie.
Tego rodzaju przypomnienia pojawiają się w wypowiedziach pracownic spółki DżemWar, miejscu akcji w pierwszym akcie, co jest inteligentnym włączeniem do rozmowy o pańszczyźnianym niewolnictwie w Polsce kwestii naruszania praw pracowniczych w dzisiejszych korporacjach. Cała historia zaczyna się od rebrandingu: dżem będzie ten sam, ale kierownictwo i pracownice spotykają się na prezentacji nowego logo: dobrotliwą wiejską babcię Helenę (Anita Poddębniak) zastępuje profil dumnej szlachcianki. To oczywiście nawiązanie do tematyki serialu „1670”: dżem na eksport jest „since 1672”.
Czytaj więcej
„To dla Pani ta cisza” uznana przez noblistę Mario Vargasa Llosę za ostatnią jego powieść łączy wątek sławy, talentu i miłości z utopią o zasypaniu narodowych podziałów.
„Chłopki", 1670 i 1672
Na legnickie „Chłopki” można też patrzeć jak na kontynuację „W imię Jakuba S.” Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego o Jakubie Szeli przeniesionym w realia kapitalizmu. Hubert Sulima sporo zawdzięcza stylowi pisania Pawła Demirskiego. Pozostawiam otwartą kwestię, czy pisze słabiej, czy idealnie wpasowuje się w konwencje campu i queeru, w których kicz, przerysowanie na granicy parodii, a i przebieranka – żeńskie role grają mężczyźni przebrani za kobiety – są oczywistym walorem. Mówiąc wprost: oglądamy spektakl, który osoba nierozpoznającą przyjętej przez autorów konwencji może skojarzyć z serialem klasy C, a nawet nazwać szmirą, tymczasem tak ma być, a w dodatku jest to krzyk teatralnej mody.
Półtoragodzinny pierwszy akt nie powinien być długi jak dawne komunistyczne przemówienia. Dzisiejsza lewicowa agenda nie musi męczyć, a sprawy są poważne: Szefowa (Małgorzata Urbańska) rodzinnej spółki traktuje pracownice jak parobków, unika zatrudniania na etat oraz terroryzuje, wysługując się księgową (Paweł Palcat), która nie przelewa pieniędzy na czas. I jak przystało na ekonoma nowych czasów (nie ma solidarności między kobietami!), aspiruje do wyższej klasy, chwaląc się selfie z Trzaskowskim, zrobionym w Warszawie.