Polska może być pierwszym krajem w 65-letniej historii Trybunału Sprawiedliwości UE (TSUE), który odmówił wykonania jego postanowienia. Za „nie" ministra środowiska Jana Szyszki grożą nam poważne konsekwencje nie tylko finansowe, ale i polityczne. Inne państwa mogą nie chcieć respektować rozstrzygnięć, których stroną jest Polska. Mogą się powoływać na nasze zachowanie w sprawie wycinki.
– W Trybunale czeka 10 skarg, które wniosła Polska. Chodzi m.in. o emisję gazów cieplarnianych, środki unijne na rolnictwo czy rozwiązanie sporu w sprawie gazociągu Opal – mówi Katarzyna Kościesza z fundacji ClientEarth Prawnicy dla Ziemi. – Jak mamy je wygrać, skoro nie respektujemy unijnych wyroków – mówi.
Jan Szyszko zapewnia w rozmowie z "Rzeczpospolitą", że zastosuje się do postanowienia, ale przede wszystkim będzie chronić siedliska i gatunki zagrożone przez kornika drukarza. Ten sam Szyszko 10 lat temu wstrzymał prace w Dolinie Rozpudy, gdy tak jak obecnie nakazał to TSUE. Teraz jednak z tym zwleka.
– Jego niewykonanie to sytuacja bez precedensowa – tłumaczy prof. Artur Nowak-Far ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie, były wiceminister spraw zagranicznych. – A lekceważenie postanowień TSUE się nie opłaca.
Poważne mogą być konsekwencje polityczne. Komisja Europejska już rozważała wystąpienie do Rady UE z wnioskiem o pozbawienie Polski prawa głosu w unijnych instancjach z powodu naruszenia niezależności wymiaru sprawiedliwości. Teraz jest to jeszcze bardziej prawdopodobne.