„Na przewieszkę” albo „na kosę”

Kieszonkowcy są niemal całkowicie bezkarni – wskazują policyjne dane, do których dotarła „Rz".

Publikacja: 26.03.2013 01:27

Trwa dyskusja na temat planowanego przesunięcia granicy, od której kradzież jest przestępstwem – ma to być 1 tys. zł, a nie jak teraz  250 zł – a najważniejszy problem leży gdzie indziej: w wykrywalności. Średnio co trzeci sprawca kradzieży jest ustalany, ale kieszonkowcy – najwyżej w kilku procentach spraw.

Takie sukcesy policji jak niedawno w Krakowie zdarzają się niezmiernie rzadko. W centrum handlowym policjanci złapali na gorącym uczynku grupę kieszonkowców. Chwilę wcześniej kobieta działająca w szajce wyciągnęła ofierze portfel z kurtki powieszonej na oparciu krzesła, opróżniła go, a zdobycz oddała kompanom. Gdy ich zatrzymano, okazało się, że złodzieje z Warszawy gościli w Krakowie przejazdem.  Wpadli, bo ich poczynania obserwowali policjanci-tajniacy.

Zgodnie z przepisami kradzież do 250 zł jest wykroczeniem, a kiedy wartość skradzionej rzeczy jest większa – przestępstwem. W ubiegłym roku w całym kraju wszystkich kradzieży (m.in. z domów, sklepów, kradzieży aut) było 285 tys.

Ile jest tych kieszonkowych uznawanych za wykroczenia  – nie wiadomo, nie są rejestrowane. Teraz policja uważa, że taka rejestracja jest konieczna, i o nią zabiega.

Ale z danych Komendy Głównej Policji, do których dotarła „Rz", wynika, że kradzieży kieszonkowych, które były przestępstwem, w 2012 r. dokonano w całym kraju 4085. Przy czym takich, gdzie ofiary straciły rzeczy o wartości od 251 zł do 1 tys. zł, zanotowano 2729.  Z tej kategorii tylko w 55 przypadkach (czyli ok. 2 proc.) sprawców ujęto i oskarżono. Pozostałe 2674 sprawy umorzono z powodu niewykrycia sprawców.

Dlaczego kieszonkowcy są  nieuchwytni? Policjanci zgodnie twierdzą, że takie kradzieże trudno udowodnić.

– Tutaj sprawcę trzeba złapać za rękę, na gorącym uczynku. Nawet jeśli w danym miejscu jest monitoring i na nagraniu  rozpoznamy znanego nam złodzieja, to jeśli nie sięga ręką do cudzej torebki, nie ma dowodu, że to on ukradł – mówi „Rz" Bogdan Krzyszczak, naczelnik Wydziału Wywiadowczo-Patrolowego Komendy Stołecznej Policji.

W czołówce kradzionych przez kieszonkowców rzeczy są telefony komórkowe i portfele – z pieniędzmi i kartami kredytowymi.

Ostatnio w dużych miastach, m.in. w Warszawie, uaktywnili się złodzieje kradnący metodą „na przewieszkę". Kiedy ofiara powiesi na oparciu krzesła kurtkę czy marynarkę, złodziej wiesza swoje ubranie na oparciu, które dotyka „plecami" krzesła ofiary. Udaje, że sięga do swojej kurtki, i opróżnia zawartość cudzej. Niedawno w jednej z restauracji złodziej w taki sposób ukradł 9 tys. zł.

Inne sposoby  to tworzenie sztucznego tłoku, np. w autobusie, patent „na kosę", czyli przecięcie kieszeni czy torebki, albo sposób „zza parawanu" – z płaszczem przewieszonym przez rękę. Okrzyk  „uwaga, złodzieje" może służyć temu, by potencjalne ofiary odruchowo sięgnęły po portfel, co wskazuje złodziejom, gdzie jest on ukryty.

– Najwięcej jest u nas kradzieży okazjonalnych. Np. w  autobusie ktoś wyciąga pieniądze z plecaka, bo łatwo je niepostrzeżenie ukraść. To raczej złodzieje-soliści – mówi Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji.

Obok rodzimych kieszonkowców działają szajki cudzoziemskie. – Trzeba uważać na osoby o ciemnej i śniadej karnacji – radzą policjanci.

– W typowej szajce jest od dwóch do czterech złodziei. Zwykle mężczyzn w wieku od 20 do 50 lat, często elegancko ubranych – mówi nam policyjny detektyw.

Złodzieje bywają solidarni. – Kiedyś złapaliśmy dwóch kieszonkowców, trzeci się ukrył.  Już miały iść do sądu wnioski o areszt dla tych dwóch, by nie mogli uprzedzić kompana, aż nagle sam się zgłosił – opowiada policjant.

Kieszonkowcy nasilają aktywność przed świętami. Dlatego policja w wielu miastach prowadzi akcje ostrzegawcze i przypomina, jak nie stwarzać im okazji.

W tramwajach, autobusach i metrze więcej będzie policyjnych wywiadowców, w ruchliwych miejscach – mundurowych. Ale nie wyłapią wszystkich  kieszonkowców.

Jak się im nie dać? Nie nosić otwartych torebek na ramieniu, nie odstawiać ich w sklepie, kiedy się  przymierza ubranie. Najlepiej trzymać je przed sobą. Mężczyźni nie powinni nosić telefonów komórkowych ani pieniędzy w plecaku czy zewnętrznych kieszeniach kurtki.

Odstraszająco na złodziei działają również wmieszani w tłum policjanci ubrani po cywilnemu. Między innymi dzięki nim w Warszawie w ciągu ostatnich pięciu lat liczbę kradzieży kieszonkowych udało się ograniczyć o blisko 50 proc. – mówi naczelnik Krzyszczak.

Trwa dyskusja na temat planowanego przesunięcia granicy, od której kradzież jest przestępstwem – ma to być 1 tys. zł, a nie jak teraz  250 zł – a najważniejszy problem leży gdzie indziej: w wykrywalności. Średnio co trzeci sprawca kradzieży jest ustalany, ale kieszonkowcy – najwyżej w kilku procentach spraw.

Takie sukcesy policji jak niedawno w Krakowie zdarzają się niezmiernie rzadko. W centrum handlowym policjanci złapali na gorącym uczynku grupę kieszonkowców. Chwilę wcześniej kobieta działająca w szajce wyciągnęła ofierze portfel z kurtki powieszonej na oparciu krzesła, opróżniła go, a zdobycz oddała kompanom. Gdy ich zatrzymano, okazało się, że złodzieje z Warszawy gościli w Krakowie przejazdem.  Wpadli, bo ich poczynania obserwowali policjanci-tajniacy.

Pozostało jeszcze 83% artykułu
Społeczeństwo
Sondaż „Rzeczpospolitej”: Kto ucieknie z kraju, gdy wybuchnie wojna
Społeczeństwo
Sondaż: Jak Polacy oceniają pontyfikat papieża Franciszka?
Społeczeństwo
Państwo w państwie. Miliony za śmieci na koszt mieszkańców gminy.
Społeczeństwo
Kruche imperium „Królowej Zakopanego”
Społeczeństwo
Wyborcy jednego z kandydatów na prezydenta zdecydowanie za wysłaniem polskich wojsk na Ukrainę