Trwa dyskusja na temat planowanego przesunięcia granicy, od której kradzież jest przestępstwem – ma to być 1 tys. zł, a nie jak teraz 250 zł – a najważniejszy problem leży gdzie indziej: w wykrywalności. Średnio co trzeci sprawca kradzieży jest ustalany, ale kieszonkowcy – najwyżej w kilku procentach spraw.
Takie sukcesy policji jak niedawno w Krakowie zdarzają się niezmiernie rzadko. W centrum handlowym policjanci złapali na gorącym uczynku grupę kieszonkowców. Chwilę wcześniej kobieta działająca w szajce wyciągnęła ofierze portfel z kurtki powieszonej na oparciu krzesła, opróżniła go, a zdobycz oddała kompanom. Gdy ich zatrzymano, okazało się, że złodzieje z Warszawy gościli w Krakowie przejazdem. Wpadli, bo ich poczynania obserwowali policjanci-tajniacy.
Zgodnie z przepisami kradzież do 250 zł jest wykroczeniem, a kiedy wartość skradzionej rzeczy jest większa – przestępstwem. W ubiegłym roku w całym kraju wszystkich kradzieży (m.in. z domów, sklepów, kradzieży aut) było 285 tys.
Ile jest tych kieszonkowych uznawanych za wykroczenia – nie wiadomo, nie są rejestrowane. Teraz policja uważa, że taka rejestracja jest konieczna, i o nią zabiega.
Ale z danych Komendy Głównej Policji, do których dotarła „Rz", wynika, że kradzieży kieszonkowych, które były przestępstwem, w 2012 r. dokonano w całym kraju 4085. Przy czym takich, gdzie ofiary straciły rzeczy o wartości od 251 zł do 1 tys. zł, zanotowano 2729. Z tej kategorii tylko w 55 przypadkach (czyli ok. 2 proc.) sprawców ujęto i oskarżono. Pozostałe 2674 sprawy umorzono z powodu niewykrycia sprawców.