Terlikowski mówi:
Widać wyraźnie, że i PiS, i PO nie chcą być określane jako antychrześcijańskie i do tego potrzebują czegoś w rodzaju autoryzacji. To nie musi być nawet aprobowanie ich programu, wystarczą zdjęcia z biskupem, pojawienie się w widocznym miejscu w kościele. Wyborcy nie wymagają od polityków, by byli specjalnie wierni nauczaniu Kościoła, ale wymagają, by się tam w odpowiednim momencie pojawili. No i wszyscy się pojawiają: i Oleksy, i Kwaśniewski. Zresztą były prezydent jest doskonałą ilustracją tej tezy – pochodzi z ewidentnie niereligijnej rodziny, a jednocześnie jego żona opowiada, że obchodzą Wigilię. Wprawdzie jedli przy okazji pasztet, ale Wigilię obchodzili...
O tym postępującym procesie laicyzacji:
Słyszałem, co się działo po głosowaniu nad zakazem aborcji. Posłowie Platformy wrócili do siebie, na Śląsk i gdy proboszcz z ambony powiedział, że pan poseł głosował tak i tak, to własna rodzina polityka tak go wałkowała przy niedzielnym obiedzie, że miał dość. Czego to dowodzi? Że te procesy laicyzacyjne nie są aż tak mocne, jak wydają się na pierwszy rzut oka. Bo nawet jak przestajemy chodzić do kościoła, to katolicki kościec pozostaje – może i słaby, wątły, ale pozostaje.