Dwa miesiące po wyborach główne partie polityczne wyglądają, jakby przeszło po nich tsunami. Wyjątkiem jest może PSL.
Jedynie Donald Tusk po przeprowadzeniu generalnych porządków na swoim politycznym zapleczu może teraz korzystać z niego w sposób komfortowy. Nastąpiło przedefiniowanie projektu politycznego, jakim była Platforma.
Głównym efektem jest ukształtowanie się nowego przywództwo partii. Formalnie nadal pierwszym wiceprzewodniczącym jest Grzegorz Schetyna, ale przeszedł do rezerwy strategicznej. I jedyne, co mu zostało, to usiąść nad rzeką i albo zarzucić wędkę, albo wypatrywać, czy przepłynie nią ciało wroga. Czyli tych, którzy pozbawili go wpływów (z Tuskiem na czele).
Faktycznymi wiceliderami, i to do zadań specjalnych, są teraz Ewa Kopacz, marszałek Sejmu, i Radosław Sikorski, szef MSZ. Po tej dwójce długo w PO nikogo nie ma.
Kopacz, lojalna i twarda (mimo nimbu emocjonalności, a nawet histeryczności, który jej przypisują krytycy), na stanowisku marszałka jest gwarantem, że parlamentarna machina będzie działała tak, jak Tusk chce. Co szczególnie w okresie kryzysu jest wartością bezcenną.