Niejedna zbrodnia latami czeka na sądowy finał. Sprawcy ukrywają się przed wymiarem sprawiedliwości, ale policja dalej prowadzi śledztwa. Nawet jeśli je umorzy, zawsze może do sprawy wrócić. Policjanci z wydziałów kryminalnych niechętnie mówią o kuchni prowadzonych poszukiwań. Czasem sprawca wpada sam, kiedy indziej pojawia się nowa informacja czy dowód, które naprowadzają śledczych, albo też ktoś namierzony w zupełnie innej sprawie okazuje się osobą od lat poszukiwaną. Nie bez znaczenia jest też postęp w dziedzinie nauk biologicznych, przede wszystkim badania porównawcze kodu genetycznego.
O tym, że sprawcy zbrodni czy przestępcy-uciekinierzy nie powinni spać spokojnie, świadczyć mogą przykłady śledztw podejmowanych nawet po 20 latach.
Ujęcie sprawcy to dopiero połowa sukcesu. Utrudnione zadanie ma wtedy i prokuratura, i sąd.
– Trudno przesłuchiwać świadków na okoliczności zdarzenia sprzed 15 czy 20 lat – mówi „Rz" sędzia Bartłomiej Kosiński. I przypomina sobie, jak kiedyś właśnie w takiej „odgrzewanej" sprawie na pytanie sądu, co świadek pamięta, ten odpowiedział szczerze: nic, proszę sądu.
Napad zleciła żona
16 lat temu na warszawskim Mokotowie doszło do brutalnego napadu. Do jednego z mieszkań wtargnęli nieznani mężczyźni, obezwładnili gazem kobietę, a jej męża postrzelili z broni palnej w głowę. Mimo że przesłuchano w tej sprawie wielu świadków oraz zabezpieczono ślady kryminalistyczne, nie ustalono sprawców. Mężczyzna cudem przeżył. Po 16 latach od tego zdarzenia policja otrzymała informację, która rzuciła nowe światło na sprawę. Wynikało z niej, że rzekomo pokrzywdzona kobieta miała zlecić zabójstwo męża, a dla zatarcia śladów upozorować napad rabunkowy. Funkcjonariusze szybko ustalili dane sprawców. Akt oskarżenia w tej sprawie jest już w sądzie.