Demonstracje przed Sejmem, pytania o przyszłość koalicji, dymisje w rządzie i deklaracje premiera Donalda Tuska – to wszystko efekt głosowania, w którym projekt Lewicy dekryminalizujący aborcję nie zdobył większości w Sejmie. We wtorek, tuż po posiedzeniu rządu, premier – po pytaniu dziennikarki „Bloomberga” Natalii Ojewskiej – przyznał po raz pierwszy od głosowania, że w tej chwili koalicja, a przede wszystkim on sam, zawiodła w tej sprawie. Jasnej ścieżki do przodu jednak nie ma.
Czytaj więcej
Może po wulgarnym ataku Strajku Kobiet na koalicję 15 października, ze szczególnym uwzględnieniem PSL, zarówno PiS, jak i jego przeciwnicy zgodnie uznają w końcu, że w polityce nie powinno być miejsca na chamstwo i agresję. Donald Tusk przekonywał, że krzykiem nie doprowadzi się PSL do zmiany stanowiska w sprawie aborcji. Nie zrobi się też tego przekleństwami miotanymi przez Martę Lempart.
Tusk: Nie ma większości
Premier Tusk przyznał wprost, że w tej kadencji Sejmu większości do liberalizacji zasad dostępu do aborcji nie ma. – Okazało się iluzją, że zwolennicy liberalizacji prawa aborcyjnego stanowią większość w tym Sejmie. Nie, stanowimy mniejszość w tym Sejmie. PiS, Konfederacja, większość PSL-u to jest dzisiaj większość w tym Sejmie. Dlatego ustawowo trudno tutaj rzeczywiście doprowadzić do jakichś zmian – mówił w trakcie konferencji prasowej. To było jeszcze przed zaplanowanym na wtorek protestem przed Sejmem, w którym wzięły udział zwolenniczki zmiany przepisów dopuszczających aborcję, z Martą Lempart na czele.
Czytaj więcej
Wściekłość i rozczarowanie – to nastroje w KO i Lewicy po nieudanym głosowaniu w sprawie ustawy depenalizującej aborcję. Czy koalicja będzie głosować aż do skutku?
Tusk w trakcie konferencji zapowiedział – i to jest nowa informacja – że w przyszłym tygodniu pojawią się pierwsze działania rządu poza ustawami, które mają zmienić sytuację kobiet. – W poniedziałek pojawią się nowe wytyczne dla prokuratury dotyczące ścigania – podkreślił premier, w kontekście działań prokuratury.