Sąd Okręgowy w Warszawie, oddalając wniosek Alicji Kapuścińskiej domagającej się odstąpienia od edycji książki „Kapuściński non-fiction”, zepsuł świetnie zapowiadającą się zabawę.
3 marca książka pojawi się bowiem w sprzedaży i każdy jej nabywca będzie mógł osobiście się przekonać, czy Artur Domosławski postanowił zostać grabarzem sławy autora „Cesarza” czy też biografem nad biografami na każdej stronie swego ponad 600-stronicowego dzieła powtarzającym „Amicus Plato, sed magis amica veritas”.
Gdyby książka nie trafiła do publicznego obiegu, nasz nieoceniony Teatr Pozorów i Grymasów mógłby przedstawienie „Króla Ryszarda” grać w nieskończoność. Ileż wspaniałych kwestii nas ominęło! Straciliśmy wymarzoną okazję do aktorskich popisów, a wspomnę tu, że oprócz protagonistów sporu: Zbolałej Wdowy, Niewdzięcznego Zoila i Bezwzględnego Wydawcy, szeroko otwierało się pole dla m.in.: Dyżurnego Eksperta Literackiego, Głównego Moralisty, Alfy i Omegi, Przyjaciela Wszystkich Dobrych Ludzi, Kapłana i Błazna (zusammen, w jednej osobie), Arbitra Elegantiarum, Głosu Wolnego Wolność Ubezpieczającego i przynajmniej kilku jeszcze postaci nieodzownych w podobnych przypadkach. W obsadzie premierowej wszystkie te role zagrałby oczywiście Adam Michnik. Predestynowany jest do tego jak nikt inny, przede wszystkim jako PPR (Pierwszy Przyjaciel Rysia). To on od razu dał odpór plugawym atakom ludzi podłych i małych oczerniających świetlaną pamięć zmarłego trzy lata temu pisarza. O sile jego rażenia przekonałem się osobiście po tym, gdy w „Rzeczpospolitej” 27 stycznia 2007 roku opublikowałem artykuł „Osobliwa skrytość Ryszarda Kapuścińskiego”.
Naczelny „Gazety Wyborczej”, wprawdzie nieproszony, zapewnił mi wówczas niesłychaną popularność, wyzywając od kanalii, a że uczynił to na gościnnych występach – w Rzymie, publicity miałem międzynarodowe i satysfakcja moja winna być tym większa. Nie była jednak, a że ton i forma wystąpienia Michnika wykluczały jakąkolwiek polemikę, dopiero teraz wracam do tej sprawy, a to dlatego, że to, co napisałem w swoim „potwornym” artykule, to był mały pikuś w porównaniu z książką Artura Domosławskiego.
Adam Michnik znalazł się obecnie w kłopocie, bo autor „Kapuścińskiego non-fiction” formalnie, jako dziennikarz „GW”, pozostaje jego podwładnym. Przy tym ideowo to jakby ta sama opcja. Oczywiście, że mógłby Domosławskiego na przykład przeczołgać na wszelkie strony, ale człowiek ma przecież zasługi. Nie kto inny dokonał wszak literackiej dintojry na Józefie Mackiewiczu, publikując w 2001 r. artykuł pt. „Narodowość antykomunista”, świetnie korespondujący ze znaną tezą Michnika o „tępym, zoologicznym antykomunizmie” autora „Drogi donikąd”.