Wystarczy wspomnieć utwór „Trzeba zabić starszą panią”, który okazał się właściwie benefisem Barbary Krafftówny, czy „Ciemny grylaż” wskrzeszający fenomen STS i Stanisława Tyma. Teraz „Złodziej” w Komedii to okazja do spotkania z Dorotą Stalińską, aktorką osobną, która przez lata przyzwyczaiła nas do monodramów. W spektaklach zbiorowych pojawia się rzadko. Teraz gra w przewrotnej komedii Erica Chappela pt. „Złodziej”. Gra tytułową postać, która – co może wydać się zaskakujące – budzi uznanie zarówno publiczności, jak i postaci będących jej ofiarami.

Czytaj więcej

Jan Bończa-Szabłowski: Potępienie Fausta

Stalińska obdarza swą bohaterkę inteligencją i poczuciem humoru. Pokazuje, że nawet z sytuacji bez wyjścia jest jakieś wyjście. Przyłapana na gorącym uczynku radzi sobie z przeciwnościami losu. Choć słabego serca, okazuje się świetnym psychologiem. Kameleonem, który potrafi dostosować się do rozmówcy i namówić go do wielu rzeczy. Jest tak skuteczna, że prawie wszyscy dają się jej uwieść. Dopóki okradzeni nie zorientują się, że mają do czynienia ze złodziejem, przedstawia się im jako… komisarz policji. Stalińska świetnie łączy dociekliwość Herculesa Poirot i praktyczność „kobiety pracującej”.

Przypomina swym poszkodowanym o ich własnych grzeszkach, czasem niewinnych kłamstewkach. Dzięki błyskotliwości oraz doświadczeniu czasem wręcz urasta do roli doradcy i powiernika. Tak jak w przypadku dwóch małżeństw granych przez Katarzynę Herman i Marcina Perchucia oraz Sylwię Borowską i Piotra Ligęzę – obnaża ich hipokryzję. Dwie godziny nie tylko dobrej zabawy, ale i ciekawej refleksji na temat złożoności ludzkiej natury.