Zgodnie z art.129 ust. 3 Konstytucji RP, „w razie stwierdzenia nieważności wyboru Prezydenta Rzeczpospolitej przeprowadza się nowe wybory, na zasadach przewidzianych w art. 128 ust. 2 dla przypadku opróżnienia urzędu Prezydenta Rzeczpospolitej", a zatem „nie później niż w czternastym dniu po opróżnieniu urzędu, wyznaczając datę wyborów na dzień wolny od pracy przypadający w ciągu 60 dni od dnia zarządzenia wyborów".
Podstawowa reguła wykładni językowej głosi, że jeśli używa się dwóch określeń w jednej jednostce redakcyjnej zakłada się ich różne znaczenia, a jeśli tego samego określenia w różnych miejscach tekstu – domniemywa się tożsamość semantyczną.
W postanowieniu SN z dnia 14.04.2016 r., III SW 4/16, na gruncie art. 101 Konstytucji RP Sąd Najwyższy dokonał wykładni terminu „wybory", uznając, że powinien on być rozumiany szeroko, odnosząc się do wszystkich elementów składających się na postępowanie wyborcze i decydujących o jego prawomocności. Od razu poczynił jednak zastrzeżenie, że celem weryfikacji wyborów przez SN jest stwierdzenie, czy konkretny organ został wyłoniony zgodnie z prawem, a więc zgodnie z przewidzianą przez przepisy procedurą. Nawet tam więc założono, że pojawi się na końcu jakiś nadający się do kontroli spersonalizowany wynik wyborczy.
W art. 129 ust. 3 znajdziemy pojęcia: „wyboru" (gdy mówi się o jego unieważnianiu) oraz „wyborów" - gdy chodzi o ich powtarzanie. Użyte formy nie są przypadkowe. W singularnej mowa jest wyraźnie o rezultacie: wyborze konkretnej osoby w wyniku przeprowadzonego głosowania. Przy ewentualnym powtarzaniu „wyborów" (określenie w formie pluralnej, ewidentnie odnoszone do procedury wyborczej) na skutek unieważnienia „wyboru" mamy nieprzypadkowe odesłanie do przepisów o opróżnieniu urzędu (art. 128 ust. 2 in fine). Wynikiem unieważniającej uchwały SN jest wszak pozbawienie wygranego kandydata statusu prezydenta elekta. Oba przepisy wyraźnie tu korelują. Gdyby ustawodawcy chodziło o formułę unieważniania przez SN całego procesu wyborczego, również w początkowej części przepisu posłużyłby się liczbą mnogą. Tymczasem jasno ograniczył ten zapis do zakwestionowania rezultatu. Oczywiście u podstaw oceny ważności danego wyboru będzie leżała konieczność zbadania prawidłowości procedury wyborczej – ale w związku z konkretnym, zwycięskim, kandydatem. Przepis jest literalnie jasny, a kierując się zasadą „clara non sunt intepretanda" nie można uznać, że na gruncie trybu z art. 129 Konstytucji RP można stwierdzić nieważność bądź ważność czegoś więcej. Korespondują z tym każdorazowe sentencje uchwał SN wydawanych w następstwie przeprowadzonych dotąd skutecznie wyborów prezydenckich – gdzie każdorazowo nie stwierdzano wyłącznie ważności wyborów z danej daty ale ważność wyboru wymienionego personalnie z imienia i nazwiska tego kandydata, który zatriumfował w danej procedurze selekcyjnej. Pogląd ten przyjmowany był na gruncie „małej Konstytucji" (Ł. Buczkowski, Stwierdzenie nieważności wyborów, wersja elektroniczna, s. 246) i podzielany jest też w najnowszym komentarzu do Konstytucji RP pod red. M. Safjana i L. Boska. W orzecznictwie SN wykluczano przy tym dopuszczalność złożenia protestu przeciwko wynikowi kandydata, który nie został wybrany (post. SN z 16.10.2000 r., III SW 41/00).
Ustawa o Sądzie Najwyższym i Kodeks Wyborczy nie modyfikują powyższej regulacji konstytucyjnej. Co więcej, w art. 324 §1 Kodeksu Wyborczego znajdziemy zapis, że „Sąd Najwyższy na podstawie sprawozdania z wyborów przedstawionego przez Państwową Komisję Wyborczą oraz po rozpoznaniu protestów rozstrzyga o ważności wyboru Prezydenta Rzeczypospolitej" Czyli także tu mamy jasne rozgraniczenie procedury wyborczej i rzeczywistego substratu rozstrzygnięcia SN.
W orzecznictwie wielokrotnie podkreślano na podstawie art. 7 Konstytucji RP, że kompetencji organu władzy publicznej nie można domniemywać, a jeśli nie wynikają one z wyraźnego przepisu prawa, to nie istnieją w ogóle. Skoro zatem jednoznacznie nie wyposażono Sądu Najwyższego w możliwość stwierdzenia nieważności wyborów prezydenckich, jeśli w ogóle nie zakończyły się wyłonieniem zwycięzcy, nie jest też prawnie dopuszczalne wydanie takiego orzeczenia, o jakim traktuje wiadome porozumienie. Błędny jest zatem pogląd s. W. Kozielewicza, a jeśli by nawet takie prawo próbować wykreować ustawowo – nie będzie to nadal tryb ujęty w art. 129 Konstytucji RP.