Tomasz Pietryga: Donald Tusk nie zatrzyma globalizacji, ale Chińczyków i Turków zatrzymać może

Łączenie przez Donalda Tuska patriotyzmu ekonomicznego ze zmierzchem globalizacji jest błędne, ponieważ jedno nie wyklucza drugiego.

Publikacja: 16.04.2025 12:45

Premier Donald Tusk

Premier Donald Tusk

Foto: https://www.gov.pl/web/premier

Publicystyczna teza o zmierzchu naiwnej globalizacji zyskała popularność po dojściu do władzy Donalda Trumpa i jego polityki izolacjonizmu gospodarczego, której wynikiem są wojny celne. Jednak Trump nie ma zamiaru zamykać świata. Cła to dla niego narzędzie polityczne, wywieranie nacisku na świat, nie stanowią celu samego w sobie. Globalizacja jest procesem, który się dokonał, napędzanym przez rewolucję technologiczną, nie do powstrzymania – tak jak obecnie nie da się zatrzymać internetu, będącego głównym filarem globalizacji.

Przed Tuskiem repolonizacji chciał Morawiecki

Repolonizacja to koncepcja polityczna lansowana już wcześniej przez premiera Mateusza Morawieckiego. Pytanie, czy Donald Tusk, odświeżając ją, dostrzega zmiany globalne i nowe nurty epoki, które wraz z kryzysem liberalnej demokracji bardziej sprzyjają myśleniu w kategoriach narodowych. Jest to możliwe, choć nie można wykluczyć, że słowa te są jedynie częścią kampanii prezydenckiej, mającej na celu zakwestionowanie monopolu retorycznego w tej sprawie kandydatów prawicowych.

Czy to polityczna gra, czy za deklaracjami Tuska stoi coś więcej?

Patriotyzm surowcowy i inwestycyjny to raczej hasło bez większego znaczenia, ponieważ realizacja dużych inwestycji, takich jak budowa elektrowni atomowej czy rozwój projektów związanych z obronnością czy CPK, wymaga technologii, których Polska nie posiada, podobnie jak wiele innych państw musimy je importować. Nie można też zatrzymać przepływu kapitału, co byłoby szkodliwe. Niemniej jednak są obszary, gdzie patriotyzm ekonomiczny jest uzasadniony i wskazany – praktykowany przez państwa zachodnie, uznawane za liberalne gospodarki, które potrafią łączyć takie działania z otwartością.

Premier zwrócił uwagę na rynek zamówień publicznych, który w Polsce wart jest ponad 300 miliardów złotych, a dzięki programom modernizacyjnym dynamicznie rośnie. Problem polega jednak na tym, że spora część tego rynku przypada firmom zagranicznym spoza UE, takim jak przedsiębiorstwa z Chin czy Turcji, które realizują wielkie inwestycje, konkurując głównie ceną, wynikającą z niższych kosztów związanych z regulacjami i tanią siła roboczą. Ostatnie orzeczenia TSUE zmierzają do zapewnienia państwom UE większej swobody w kształtowaniu dostępu do rynku dla takich podmiotów. Można to nazwać publicystycznie patriotyzmem europejskim w zamówieniach.

Czytaj więcej

Zamówienia publiczne w Unii Europejskiej. Trybunał Sprawiedliwości chroni europejskich wykonawców

Jeżeli Tusk zatrzyma Turków i Chińczyków będzie sukces

Jeżeli Donald Tusk zabezpieczy rynek zamówień, zapewniając polskim firmom równe warunki konkurencji z chińskimi czy tureckimi, będzie to kierunek godny poparcia.

Ponadto biorąc pod uwagę standardy rynków zamówień w Niemczech czy Francji, mitem jest ich pełna otwartość na podmioty z innych państw wspólnoty. Raczej mało prawdopodobne jest, aby duże inwestycje w Niemczech, Danii czy Holandii realizowały polskie firmy, mimo równości dostępu dla wszystkich w ramach UE. Dodatkowe wymagania, takie jak kryteria społeczne czy środowiskowe, powodują, że przetargi wygrywają lokalne przedsiębiorstwa. Ekonomiczny egoizm państw zachodnich jest uzasadniony, ponieważ kapitał ma narodowość, a realizowanie inwestycji przez rodzime firmy zapewnia zatrzymanie kapitału w kraju oraz utrzymywanie zatrudnienia i wpływy z podatków.

Czytaj więcej

Maciej Lubiszewski: Tylko zamawiający mogą zamykać i otwierać te drzwi?

W Polsce też jest wiele firm, chociażby na rynku budowlanym, które mają najwyższe kompetencje i mogą konkurować jakością. Nie zawsze jest to jednak argument dla urzędników, dla których ważniejsza jest niższa cena oferowana przez Chińczyków.

Jeśli Tusk podejdzie do tej deklaracji w sposób pragmatyczny, dostosowując rynek do standardów zachodnich, będzie to bezwzględnie korzystne dla polskiego biznesu. Gorzej jeżeli jest to tylko wyłącznie wyborcze hasło bez przyszłości, bo jeżeli tak - to rozbije to resztki zaufania przedsiębiorców co do intencji państwa.

Publicystyczna teza o zmierzchu naiwnej globalizacji zyskała popularność po dojściu do władzy Donalda Trumpa i jego polityki izolacjonizmu gospodarczego, której wynikiem są wojny celne. Jednak Trump nie ma zamiaru zamykać świata. Cła to dla niego narzędzie polityczne, wywieranie nacisku na świat, nie stanowią celu samego w sobie. Globalizacja jest procesem, który się dokonał, napędzanym przez rewolucję technologiczną, nie do powstrzymania – tak jak obecnie nie da się zatrzymać internetu, będącego głównym filarem globalizacji.

Pozostało jeszcze 88% artykułu
0 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Mariusz Ulman: Co zrobić z neosędziami, czyli jednak muchomorki, słoneczka i żabki
Opinie Prawne
Paweł Rochowicz: Sezon partnerstwa fiskusa z podatnikiem to sezon wyborczy
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Sztab Rafała Trzaskowskiego wszedł na minę
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Tę opinię rzecznika TSUE Adam Bodnar musi uważnie przeczytać
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Opinie Prawne
Aleksander Stępkowski: Konstytucja nie pozwala na lekceważenie kodeksu wyborczego