Mariusz Ulman: Co zrobić z neosędziami, czyli jednak muchomorki, słoneczka i żabki

Projekt lansowany przez Ministerstwo Sprawiedliwości nie zapewnia sprawiedliwych rozliczeń z osobami sprzeniewierzającymi się praworządności, ani nie zabezpiecza nas na przyszłość przed podobnymi sytuacjami - pisze sędzia Mariusz Ulman.

Publikacja: 18.04.2025 19:42

Mariusz Ulman: Co zrobić z neosędziami, czyli jednak muchomorki, słoneczka i żabki

Foto: Adobe Stock

Tytuł nawiązuje w sposób oczywisty do opublikowanego kilka miesięcy temu w „Rzeczpospolitej” artykułu autorstwa Jana Skoumala. Ministerstwo Sprawiedliwości wraca bowiem do pomysłu dzielenia sędziów na kolorowe grupy, czym dość mocno w ostatnich dniach chwaliło się na swojej stronie internetowej i w mediach społecznościowych, a wiceminister Dariusz Mazur, który stał się niejako twarzą tych zmian, udzielił na ten temat wywiadu w jednym z internetowych serwisów.

W wypadku sędziów taki kolorowy, choć nie tęczowy (gdyż jak się okazuje również obecna władza boi się tęczy) podział mógłby nawet bawić, gdyby w istocie nie był zatrważający. Dotyczy on bowiem grupy zawodowej, która poprzez posiadaną władzę ma wpływ na życie wszystkich obywateli.

Zgodnie z przedstawionymi założeniami sędziowie zostaną poddani zbiorowej weryfikacji, a ocenie nie będą podlegały kwalifikacje sędziów ani czy swoim dotychczasowym postępowaniem dają rękojmię prawidłowego wykonywania funkcji sędziego, ale w gruncie rzeczy pozakonstytucyjne kryteria, niemające nic wspólnego ani z przywracaniem praworządności, ani nawet z samą praworządnością, jako że zaproponowany podział jest właśnie rażąco sprzeczny z Konstytucją RP.

Przynależność do danej grupy ma się przy tym wiązać z założenia z różnymi konsekwencjami, a odpowiedzialność ma mieć charakter zbiorowy, choć w dużej mierze iluzoryczny.

Czytaj więcej

Ewa Szadkowska: Tę opinię rzecznika TSUE Adam Bodnar musi uważnie przeczytać

Pozorne ruchy rządzących. Jaki ma pomysł Ministerstwo Sprawiedliwości na uregulowanie statusu tzw. neosędziów?

Przypomnieć jednak należy, z czego wynikają obecne wątpliwości co do statusu sędziów, bo chyba w dalszym ciągu umyka to twórcom pomysłu. Otóż zgodnie z art. 179 konstytucji sędziowie są powoływani przez Prezydenta Rzeczypospolitej, na wniosek Krajowej Rady Sądownictwa, na czas nieoznaczony. Konstytucja nie rozróżnia, czy chodzi tu o osoby, które wcześniej były asesorami, referendarzami, profesorami wyższych uczelni, adwokatami czy zresztą kimkolwiek innym.

Przyjęcie, jak to jest mocno akcentowane, że obecna i poprzednia KRS, nie jest tą Krajową Radą Sądownictwa, o której mowa w powołanym przepisie (na marginesie nielegalność KRS nie przeszkadza członkom obecnej władzy pobierać wysokich diet z tytułu zasiadania w niej), skutkować musi uznaniem, że wszystkich powołanych przez kilka ostatnich lat sędziów dotyczy ta sama wada. Dalszą konsekwencją musi być uznanie, że osoby, który przeszły procedurę przed neo-KRS, albo są sędziami, bo zostały powołane przez prezydenta i w ten sposób uzyskały taki atrybut, albo sędziami nie są. Nie ma jakiegokolwiek znaczenia przy tym, jak bardzo duży udział w procedurze nominacyjnej miała KRS, bo to ona przedkładała wnioski prezydentowi.

Głębsza analiza obecnych propozycji musi jednak prowadzić do wniosku, że rządzący w zasadzie nie mają jakiegokolwiek pomysłu na uzdrowienie sądownictwa, a ich ruchy, nie dość, że w dużej mierze mają charakter pozorny, odniosą zupełnie odwrotny od zamierzonego skutek

Czytaj więcej

Sędziowie z Iustitii wzywają Adama Bodnara do zmian. 20 pomysłów na sprawne sądy

Resort chce podzielić neosędziów na trzy grupy. Żółci górą

Dalej skupię się jedynie na jednej grupie sędziów, których proponowane zmiany mają dotyczyć. Grupa żółta to sędziowie, którzy awansowali w procedurze przed neo-KRS. Zgodnie z zapowiedziami, zostaną oni (około 1200 osób) cofnięci na poprzednie stanowiska, ale z ustawową delegacją na dwa lata na obecne stanowisko, nadto będą mieli utrzymane dotychczasowe wynagrodzenia w okresie delegacji.

Innymi słowy – dalej będą pracować tam, gdzie pracują, dalej będą otrzymywać to samo wynagrodzenie, którego by nie uzyskali, gdyby nie ów awans, a jest to czasem nawet kilka tysięcy miesięcznie więcej niż sędzia, który nie chcąc sprzeniewierzyć się ślubowaniu, przez ostatnie lata o awans się nie starał.

Jak wyglądały wcześniej konkursy i do czego zgodnie z projektami obecna władza chce powrócić, pisał niedawno na łamach „Rzeczpospolitej" Piotr Mgłosiek. Nie miały one za wiele wspólnego z oceną kwalifikacji – bardziej przypominały konkursy piękności i nie jest to określenie wymyślone przez sędziego Mgłośka, ale powszechnie używane w środowisku przed zmianami wprowadzonymi do ustawy o ustroju sądów powszechnych przez rządy Zjednoczonej Prawicy

Czyli w zasadzie w sytuacji tej grupy nic się nie zmieni. Co więcej, żółci neosędziowie w dalszej pracy będą nawet dość mocno premiowani. Otóż, zgodnie z zapowiedziami, z mocy prawa będą uczestnikami nowych konkursów. Inne osoby będą musiały śledzić ogłoszenia i same się do owych konkursów zgłosić. Jak wyglądały wcześniej konkursy i do czego zgodnie z projektami obecna władza chce powrócić, pisał niedawno na łamach „Rzeczpospolitej" Piotr Mgłosiek. Nie miały one za wiele wspólnego z oceną kwalifikacji – bardziej przypominały konkursy piękności i nie jest to określenie wymyślone przez sędziego Mgłośka, ale powszechnie używane w środowisku przed zmianami wprowadzonymi do ustawy o ustroju sądów powszechnych przez rządy Zjednoczonej Prawicy.

Nietrudno sobie przy tym wyobrazić, że w nowych konkursach dość mocno będzie decydować o szansach awansowych doświadczenie w orzekaniu w sądzie wyższej instancji. Oczywistym jest, że będzie również brane pod uwagę to, że kandydaci mają w referatach sprawy, które w wypadku nieuzyskania ponownego awansu, będą musieli przejąć sędziowie decydujący o ich awansie.

Czytaj więcej

Piotr Mgłosiek: Czas skończyć z sędziowskimi awansami

Wallenrodyzm wiceministra sprawiedliwości Dariusza Mazura

Ministerstwo milczy, co z osobami, które wystartowały w konkursach, ale konkursy te przegrały. Przecież i one swoją postawą legitymizowały nową KRS. Być może jest to zabieg celowy, nie można bowiem zapominać, że i sam wiceminister Dariusz Mazur startował w konkursie przed KRS, starając się o awans do sądu apelacyjnego. Wniosek złożył za rządów poprzedniej władzy i nie wycofał się z konkursu do tej pory. Tłumaczył to troską o praworządność. Jak widać, wallenrodyzm jest dość mocno zakorzeniony w polskiej kulturze, ale w takim razie jak odróżnić jego zachowanie od postępowania innych sędziów, których motywacji do starań o awans nie znamy?

Zbiorowa weryfikacja sędziów, a takim określeniem, wbrew wcześniejszym mitygacjom posługuje się obecnie ministerstwo, bardzo źle historycznie się kojarzy i skutkować może niebezpiecznym precedensem na przyszłość, gdyż co wybory takową zbiorową weryfikację można będzie przeprowadzić, mając jedynie zwykłą ustawową większość.

Zwrócić tutaj należy uwagę na wielką pewność siebie pomysłodawców zmian. Ministerstwo nie zastanawia się bowiem, czy na pewno koalicjanci poprą ten projekt. Mówi od razu o podpisaniu ustawy przez prezydenta, w ogóle nie biorąc pod uwagę, że ktokolwiek takim prezydentem zostanie, takiego obowiązku mieć nie będzie.

Domyślam się, że obecna władza liczy, a nawet jest przekonana, że wybory wygra ich kandydat, który zresztą w swoich kampanijnych wypowiedziach potwierdził, że aby wygrać z populistami, można nawet łamać prawo. Na pytanie dziennikarzy: „A co jeśli wygra kandydat, który nie podpisze tych ustaw?”, wiceminister odpowiada: „Cóż, może się zdarzyć wiele rzeczy. Może też kometa uderzyć w ziemię”. Pozostawię to bez komentarza.

Rządzący nie biorą pod uwagę rozstrzygnięć Trybunału Konstytucyjnego

Rządzący nie biorą pod uwagę również możliwych rozstrzygnięć Trybunału Konstytucyjnego. Niezależnie jak będziemy go oceniać, a ja oceniam jako zaprzeczenie praworządności, to dopóki istnieje, należy go również uwzględniać w podejmowanych działaniach, i to nie poprzez obcinanie pensji, co jest medialnie chwytliwe, ale nie świadczy wcale o szacunku do prawa. Inaczej chaos będzie się tylko powiększał.

Już na marginesie zauważyć należy, że kryzys dotyczący TK rozpoczął się przed rządami Zjednoczonej Prawicy, a zapoczątkował go wybór przez w dużej mierze obecnie rządzących dwóch sędziów na jeszcze niezwolnione miejsca, o niekonstytucyjności czego orzekł przecież niezależny TK.

Oczywiście sędziowie, niezależnie jaki kolor im przypiszemy, nie są osobami, które nie mogą podlegać żadnej ocenie. Powinna to być jednak ocena indywidualna, przeprowadzona w zgodzie z polskim ustawodawstwem, umowami międzynarodowymi, a przede wszystkim z Konstytucją RP. Taki tryb oceny jest zresztą przewidziany w obowiązujących przepisach, to jest prawie o ustroju sądów powszechnych.

Tymczasem zdaniem pana wiceministra nie jest to możliwe, gdyż „wymagałoby indywidualnej weryfikacji każdej osoby, co według naszej oceny jest nie do przeprowadzenia, a przynajmniej nie do wykonania w rozsądnym czasie”. Dość kuriozalne stwierdzenie, zwłaszcza mając na uwadze treść projektu, który zakłada długą petryfikację status quo.

Nie można bez przerwy oskarżać obecnego prezydenta o brak chęci współdziałania w naprawie sądownictwa, skoro nie przedstawia mu się do podpisu stosownych ustaw, a nawet ich projekty nie trafiają pod obrady parlamentu

A może taką zasadę rozciągnijmy w ogóle na wszystkie procedury sądowe? Może nie oceniać w postępowaniu karnym zachowania każdego z oskarżonych, skoro można tego dokonać szybko (w rozsądnym czasie) poprzez zbiorową ocenę całej grupy. Zresztą dzieje się to i dzisiaj, prokuratura dalej bowiem ściga aktywistów, którzy – to prawda – nie zawsze do końca zgodnie z prawem walczyli o przestrzeganie (sic!) prawa (choćby na granicy czy w czasie innych protestów), dokonując właśnie zbiorowej oceny ich zachowania, a nie przypisując poszczególnym osobom konkretne działania.

Pan minister Dariusz Mazur podkreśla publicznie ponadto: „Nie możemy pozwolić sobie na destabilizację całego sądownictwa i dawanie społeczeństwu poczucia, że sądownictwo zamiast rozstrzygać sprawy obywateli, dusi się we własnym sosie przez wiele lat”.

Niestety pan sędzia nie dostrzega, że to właśnie proponowane zmiany doprowadzą do destabilizacji niezależnego sądownictwa. Niezawiśli sędziowie pozostaną, bo niezawisłość to cecha charakteru i można być niezawisłym niezależnie od tego, kto sprawuje władzę i jakie dodatkowe apanaże proponuje.

Czytaj więcej

Prof. Michał Romanowski: Rząd kapituluje w sprawie neosędziów

Przywracanie praworządności w sądach. A co z wznawianiem postępowań?

Ponadto, jak wynika to z wypowiedzi, ministerstwo w zasadzie wycofuje się już z możliwości wznowienia postępowania. W pierwotnych zapowiedziach było to przewidziane dla wszystkich stron, o których prawach rozstrzygał neosędzia. W projektach Komisji Kodyfikacyjnej zastrzeżono takie uprawnienie tylko dla osób, które wcześniej zgłaszały zastrzeżenia do prawidłowości powołania sędziego.

Obecnie mowa jest już tylko o osobach, które konsekwentnie zgłaszały zarzut braku niezależności składu orzekającego, co oznaczać ma nie tylko złożenie wniosku o wyłączenie sędziego, ale również później złożenie opartego na tym zarzucie środka odwoławczego.

Minister „zapomina”, że w sprawach karnych nie ma możliwości złożenia zażalenia na postanowienie w przedmiocie oddalenia wniosku o wyłączenie sędziego, a w samej apelacji strona nie ma obowiązku zgłaszać konkretnych zarzutów, w szczególności dotyczących wadliwej obsady sądu, gdyż jest to bezwzględna przyczyna odwoławcza, która powinna być uwzględniona z urzędu. Oznacza to, że w istocie wznowienie postępowania w sprawach karnych nie będzie możliwe.

Czytaj więcej

Mariusz Królikowski: List do neożerców

Efektywność ponad konstytucją. Czy rządzący wezmą pod uwagę opinię Komisji Weneckiej?

Po co zatem są te wszystkie zmiany? Projekty przygotowane przez Komisję Kodyfikacyjną spotkały się z mocną krytyką z różnych stron, w tym również Komisji Weneckiej, ale również osób związanych z trybunałami europejskimi. Jakkolwiek sam premier zapowiadał, że niekoniecznie orzeczenia międzynarodowych trybunałów będą w Polsce respektowane, to jednak rząd nie może narazić się na kolejne kompromitacje związane z nieuznawaniem orzeczeń polskich sądów przez Europejski Trybunał Praw Człowieka i Trybunał Sprawiedliwości UE.

Rządzący jednak już zapowiadają, że niekoniecznie będą się liczyli z opinią Komisji Weneckiej, a jedynie z takimi jej uwagami, które uznają za potrzebne i które się da pogodzić z efektywnością całego procesu naprawy sądownictwa. Efektywność ma zatem wyprzedzać zgodność z konstytucją i wiążącym nas prawem międzynarodowym.

Z szumnych przedwyborczych zapowiedzi rozliczeń wyszło zatem niewiele. Poprzednia opozycja, a obecni rządzący, idąc do władzy, zapowiadali, że mają już gotowe projekty zmian. Tymczasem minęło przeszło półtora roku, projekty Komisji Kodyfikacyjnej de facto trafiły do kosza i nadal jesteśmy w punkcie wyjścia.Nie można bez przerwy oskarżać obecnego prezydenta o brak chęci współdziałania w naprawie sądownictwa, skoro żaden projekt, poza również złym projektem ustawy dotyczącym KRS, skierowanym przez Andrzeja Dudę do Trybunału Konstytucyjnego, nie tylko nie został mu przedstawiony do podpisu, ale nie trafił nawet pod obrady parlamentu.

Kolejny projekt obecnie lansowany przez ministerstwo ma być próbą wyjścia z twarzą z tej sytuacji, znów jednak – moim zdaniem – zupełnie chybioną. Ani bowiem nie oznacza sprawiedliwych rozliczeń z osobami sprzeniewierzającymi się praworządności, ani nie zabezpiecza nas na przyszłość przed podobnymi sytuacjami.

Czytaj więcej

Paweł Hajdys: Sojusz Antyneonów i jego liczne „sukcesy”

Jak przywrócić praworządność. A może spróbujmy porozmawiać? W 1989 r. udało się usiąść do wspólnego stołu

Kończąc, chciałbym zacytować jednego z uczniów szkoły średniej, który w czasie spotkania ze mną zapytał, czy nie można po prostu usiąść i porozmawiać. Myślę, że jest to pytanie jak najbardziej słuszne. Ministerstwo dotąd nie zadało sobie trudu wsłuchania się w głos środowiska. Nie było jakiejkolwiek debaty wśród sędziów, czy szerzej: praktyków, a głos krytyków zmian był konsekwentnie ignorowany. Ale myślę, że to pytanie miało charakter znacznie szerszy. Czy my, Polacy, naprawdę nie możemy usiąść i porozmawiać? Skoro w 1989 r., w dużo trudniejszej i bardziej złożonej sytuacji międzynarodowej i wewnętrznej Polacy potrafili się porozumieć i stworzyć zręby nowego demokratycznego państwa prawnego, to czy teraz nie powinniśmy wszyscy usiąść do wspólnego stołu, przedstawić swoje racje i chociaż spróbować się porozumieć?

Tego ostatniego sobie i państwu oraz Państwu życzę.

Autor jest sędzią z przeszło dwudziestoletnim stażem

Czytaj więcej

Sędzia Jan Grzęda: Wyrok TSUE może zatrząść sądami administracyjnymi

Tytuł nawiązuje w sposób oczywisty do opublikowanego kilka miesięcy temu w „Rzeczpospolitej” artykułu autorstwa Jana Skoumala. Ministerstwo Sprawiedliwości wraca bowiem do pomysłu dzielenia sędziów na kolorowe grupy, czym dość mocno w ostatnich dniach chwaliło się na swojej stronie internetowej i w mediach społecznościowych, a wiceminister Dariusz Mazur, który stał się niejako twarzą tych zmian, udzielił na ten temat wywiadu w jednym z internetowych serwisów.

Pozostało jeszcze 97% artykułu
1 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Chcesz pokoju, szykuj się do wojny... ale mądrze
Opinie Prawne
Paweł Rochowicz: Sezon partnerstwa fiskusa z podatnikiem to sezon wyborczy
Opinie Prawne
Pietryga: Tusk nie zatrzyma globalizacji, ale Chińczyków i Turków zatrzymać może
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Sztab Rafała Trzaskowskiego wszedł na minę
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Tę opinię rzecznika TSUE Adam Bodnar musi uważnie przeczytać