Prawne uregulowanie narzeczeństwa a związki partnerskie

Widzę, że dyskusja o wyrzuconych do kosza „związkach partnerskich” zatacza coraz szersze kręgi. Tak jakby to nie kartki papieru poszły do kosza, ale jakiś kamień wpadł do wody. Najszerszy krąg, to koncepcja prawnego uregulowania narzeczeństwa, którą nie tak dawno przedstawiono

Publikacja: 08.02.2013 18:28

Jacek Kędzierski, adwokat

Jacek Kędzierski, adwokat

Foto: archiwum prywatne

My tu w Łodzi w sposób szczególny przeżywamy rok Juliana Tuwima, poety, który napisał nie tylko Lokomotywę, Kwiaty polskie oraz, że „Mimozami jesień się zaczyna...". Twórczość jego jest bogata, można w niej znaleźć np. poetycką wizję aktu prokreacji, a ja w kontekście propozycji uregulowania narzeczeństwa wybrałem wiersz zatytułowany „Karta z dziejów ludzkości":

Spotkali się w święto o piątej przed kinem

Miejscowa idiotka z tutejszym kretynem.

Tutejsza idiotko! - rzekł kretyn miejscowy –

Czy pragniesz pójść ze mną na film przebojowy?

Miejscowa kretynka odrzekła - Z ochotą,

Albowiem cię kocham, tutejszy idioto.

Więc kretyn miejscowy uśmiechnął się słodko

I poszedł do kina z tutejsza idiotką.

Na miłym macaniu spłynęła godzinka

I była szczęśliwa miejscowa kretynka.

Aż wreszcie szepnęła: - kretynie tutejszy!

Ten film, mam wrażenie, jest coraz nudniejszy.

Więc poszli na sznycel, na melbę, na winko,

Miejscowy idiota z tutejszą kretynką.

Następnie się zwarli w uścisku zmysłowym

Tutejsza idiotka z kretynem miejscowym.

W ten sposób dorobią się córki lub syna:

Idioty, idiotki, kretynki, kretyna.

By znowu się mogli spotykać przed kinem

Tutejsza idiotka z miejscowym kretynem.

Pojawia się pytanie, czy prawo powinno regulować także takie pójście do kina, a później na melbę  „miejscowego idioty z tutejszą kretynką". Jak to narzeczeństwo rozliczyć, kiedy wszystko niestety na winku się zakończy. Jak się nie uda zabawa i pierścionka nie ma co kupować... by sięgnąć do innego utworu z klasyki polskiego kabaretu... to co wtedy... Propozycja uregulowania prawnego narzeczeństwa obejmuje pierścionek ale przecież mogą pojawić się inne wydatki.

Oczywiście potrzeby uregulowania narzeczeństwa nie ma najmniejszej. Z resztą większość działań podjętych w tym czasie, to działania w stanie niepoczytalności, o czym wie każdy, kto ten stan przeszedł. I z pewnością z tych względów prawo z tym stanem nie wiąże współcześnie żadnych skutków prawnych prócz tych, które wynikają z ogólnych uregulowań cywilnoprawnych.

Dopiero to, że mogą znaleźć się „w uścisku zmysłowym", w następstwie czego „dorobią się córki lub syna", dopiero to ma znaczenie prawne, ta tzw. „perspektywa prokreacyjna". Z tych względów prawo łączy określone skutki z małżeństwem, przyznając jednocześnie pewne prawa tym, którzy zaniechali formalności związanych ze zmianą stanu cywilnego, a żyją ze sobą tak, że mogą, a dość często także chcą „dorobić się córki lub syna". Natomiast prawo polskie  nie reguluje stanów przyspieszeń tętna, wzruszeń, westchnień, spojrzeń w oczy, pójścia do kina, partyjek domina  itd., itp.

Rzecz bowiem w tym, jak zdefiniuje się małżeństwo. Jedyną uzasadnioną definicją jest ta wg, której małżeństwem jest związek mężczyzny i kobiety w celu posiadania i wychowywania dzieci. Spotykane są też inne definicje małżeństwa, postrzegające je jako wspólne zauroczenie, zamieszkiwanie, uprawianie seksu, spożywanie posiłków, ale także wspólne pobieranie kredytów i płacenia kosztów utrzymania.  Zwolenniczką takiej definicji jest np. Martha C. Nussbaum, która w artykule  „A Right to Marry?" na łamach California Law Review w 2010  stwierdziła, że wiele cech, które charakteryzują  małżeństwo posiadają inne twory, jak np. same-sex unions, a skoro tak, to te związki powinny cieszyć się takimi samymi prawami jak małżeństwa, albowiem w przeciwnym razie naruszona będzie zasada równości wobec prawa. Pogląd ten pomija tę oczywistą okoliczność, że równość może istnieć tylko w ramach naturalnych uwarunkowań. Można więc żądać równych praw dla wszystkich małżeństw ale nie dla małżeństw i związków homoseksualnych. W literaturze anglosaskiej uzasadniającej konieczność prawnego uregulowania same-sex unions, czy nawet same-sex mariages jako powód tej regulacji podaje się przeżywany przez strony takich unionów stan podniecenia, stan wzruszenia, trzymania się za rączkę,  westchnienia przy pożegnaniach, tęsknoty przy rozstaniach, wspólne rozmowy i wspólne pomieszkiwanie. Wszystkie te stany mają rzekomo przekonywać co do konieczności prawnego uregulowania związków jednopłciowych. Tę samą argumentację dało się słyszeć w brytyjskiej Izbie Gmin, kiedy procedowano ustawę o związkach homoseksualnych... niestety pomyślnie dla tych związków. Jakieś romantyczne uczucie ma być spoiwem tych same-sex unions i racją ich ustawowego uregulowania. Stanowisko to poddano krytyce m In. w artykule „What Is Marriage?"  autorstwa S. Girgis,  R. P. George i R. T. Anderson, opublikowany w Harvard Journal of Law & Public Policy Vol. 34 Nr. 1. Autorzy wykazali, że jedynie małżeństwo jako związek mężczyzny I kobiety, służący ich dobru, prokreacji i dobru potomstwa, a przez to także dobru wspólnemu ma rację bytu i uzasadnienie społeczne i z tego powodu został uregulowany przez prawo. Autorzy podkreślają, że małżeństwo heteroseksualne ma nie tylko uzasadnienie religijne, ale przede wszystkim społeczne. Stany „romantycznego uczucia" natomiast nie, niezależnie od tego, czy zachodzą pomiędzy osobami przeciwnej, czy tej samej płci. Brak regulacji prawnej dla tych stanów spowodowany jest tym, że nie mają one znaczenia dla dobra wspólnego, dla społeczeństwa. Jeszcze nie mają, jeżeli są heteroseksualne, a nie będą miały nigdy, jeżeli są homoseksualne.

Pogląd ten, że tylko małżeństwo powinno cieszyć się ochroną prawną wyraża w polskim systemie prawnym art. 18 Konstytucji RP. Tylko małżeństwo, bo tylko ono ma znaczenie społeczne. I tylko w wyjątkowych sytuacjach pewnymi względami cieszy  się związek mężczyzny i kobiety podobny do małżeństwa, z tym że nie sformalizowany, zwany konkubinatem. Pogląd, że należałoby uregulować tę spółkę heteroseksualną ustawowo jest błędny, bo trwają w nich osoby, które nie chciały poddać się obowiązującej regulacji prawnej. Zresztą, pogląd ten, wyrażony np. przez szefa Krajowej Rady Prokuratury, w świetle projektów „wyrzuconych do kosza"  był o tyle nieuzasadniony, że projekty te przewidywały dalszy żywot konkubinatów i ich dalsze powstawanie, już po wprowadzeniu do polskiego systemu związków partnerskich, co oczywiście nie nastąpi.

My tu w Łodzi w sposób szczególny przeżywamy rok Juliana Tuwima, poety, który napisał nie tylko Lokomotywę, Kwiaty polskie oraz, że „Mimozami jesień się zaczyna...". Twórczość jego jest bogata, można w niej znaleźć np. poetycką wizję aktu prokreacji, a ja w kontekście propozycji uregulowania narzeczeństwa wybrałem wiersz zatytułowany „Karta z dziejów ludzkości":

Spotkali się w święto o piątej przed kinem

Pozostało 93% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Siemiątkowski: Szkodliwa nadregulacja w sprawie cyberbezpieczeństwa
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Czy wolne w Wigilię ma sens? Biznes wcale nie musi na tym stracić
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Awantura o składki. Dlaczego Janusz zapłaci, a Johanes już nie?
Opinie Prawne
Łukasz Guza: Trzy wnioski po rządowych zmianach składki zdrowotnej
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Rząd wypuszcza więźniów. Czy to rozsądne?