Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji skonfliktowało bibliotekarzy. Sprawa ACTA nie nauczyła go, że środowisko, którego zmiany dotyczą może głośno zaprotestować. Nie można rzucić sobie propozycji ot tak, bez przemyślenia jej wszystkich konsekwencji. A gdzie leży problem tym razem? Tak jak zauważyła Magdalena Młochowska, wiceminister administracji i cyfryzacji, spór o biblioteki tak naprawdę dotyczy statusu pracowników. Po artykule pt. Trwa spór o bibliotekarzy, opublikowanym 7 marca otrzymałam sporo maili. Zacytuję fragmenty, które wyraźnie wskazują, że zmiany są potrzebne, ale wprowadzać trzeba je rozsądnie.
Bibliotekarz publiczny
Jestem pracownikiem Miejskiej Biblioteki Publicznej. Z Pani artykułu wynika, że wszędzie poszukujemy oszczędności i można się z tym zgodzić. Problem polega na tym, że bibliotekarze w miejskich bibliotekach pracują za psie pieniądze. Mamy tak zwana misję. Polega ona na pracy od świtu do zmierzchu za 1400 do ręki. Nasza praca statutowa jest rozszerzona o dodatkowe zajęcia z emerytami (szkolenia z obsługi komputera), organizujemy spotkania z „ciekawymi ludźmi, organizujemy ferie dla dzieci ( to miały robić szkoły, które dostają na te cele dotacje). (...) Przejmujemy rolę domów kultury, biur informacyjnych, ochronek dla wykluczonych i bezdomnych. Nie ma dnia, żeby pracownik nie "szarpał się z takim czytelnikiem. Dochodzą do tego sfrustrowani, nierzadko psychicznie chorzy obywatele, których z racji czasów, jakie mamy przybywa w zastraszającym tempie. W zamian mamy redukcje etatów i oszczędności samorządów. W zamian nie otrzymujemy nic. Praca w szkole to fucha. Karta nauczyciela, wakacje, ferie, dzieci układają książeczki. Żyć nie umierać.
i szkolny
Szkoła ma to do siebie, że rządzi się swoimi prawami- są ferie, przerwy świąteczne, wakacje. Co w tym czasie robią nauczyciele?! No przecież nic. (Taką opinie wyrobiły nam media). To ludzi razi, denerwuje, irytuje - ale podobnie funkcjonują nauczyciele w wielu innych krajach Europy, naturalnie są różnice, nie mniej jednak nikt z taką zawziętością nie wyrzuca ludziom godzin pracy (w przypadku bibliotekarzy -32) i nie stawia ich pod pręgierzem. Dodatkowe 8 godzin tygodniowo - nie będzie stanowiło dla mnie problemu. Problem tkwi w tym, czy uderzamy w biblioteki, czy w bibliotekarzy i chyba tu tkwi sedno sprawy.