Jest jednak granica, po przekroczeniu której rodzą się wątpliwości, czy jest to dalej jedynie dozwolona i naturalna dla sztuki inspiracja stanowiąca odzwierciedlenie zachwytu nad twórczością innego autora, czy już plagiat ukryty, u którego podstawy leży chęć oszczędzenia sobie pracy lub kosztów i czerpania korzyści z cudzego dorobku. Granica jest bardzo cienka i niekiedy trudno ją wyznaczyć.
Świadome tworzenie utworów na wzór innego utworu (tzw. referencji) jest codziennością w branży reklamowej. Takie utwory nazywa się sound-alike. W muzyce zsynchronizowanej z reklamą najważniejsze jest, by budowała odpowiedni nastrój i wywołała zaplanowane przez specjalistów od marketingu emocje lub skojarzenia. Dlatego zdarza się, że klienci agencji reklamowych określają dokładnie, na jakim utworze ma wzorować się kompozytor muzyki do nowej reklamy. Już z tej okoliczności mogą wynikać ryzyka prawne, w szczególności ryzyko postawienia zarzutu o plagiat. Na gruncie prawa autorskiego, by można było w ogóle mówić o plagiacie, musi jednak dojść do skorzystania z chronionego, zgodnie z przesłankami określonymi w art. 1 pr. aut., elementu składowego utworu. Dopiero następnym etapem jest badanie subiektywnej przesłanki winy, zarówno na podstawie przepisów prawa karnego, jak i prawa cywilnego.