Bywalcy festiwali w Jarocinie z lat 80. Może pamiętają, jak zespół Zielone Żabki śpiewał: „a kultura tu podobno jest, świadczy o tym nasz wspaniały dom kultury, nawet z jego okien płynie nieraz jazz, to dlaczego jest jak jest – nie rozumiem…”. Punk to muzyka raczej prosta i gwałtowna w przekazie, ale by ją pojąć w całości, trzeba oprócz muzyki usłyszeć też tekst – bo to on niósł najważniejszą treść.
Na podobnej zasadzie jak kultura w piosence Zielonych Żabek, w oczach Państwowej Komisji Wyborczej oraz Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego funkcjonuje zagadnienie tajności głosowania w referendum, połączonym w tym roku z wyborami do parlamentu.
Wyborca, który nie chce wziąć udziału w referendum, bo uważa, że rządzący czysto instrumentalnie wykorzystują tę instytucję, będzie zmuszony publicznie oświadczyć w lokalu wyborczym, że nie chce w nim głosować. Usłyszą to wszyscy obecni w lokalu, a komisja – odnotuje w spisie wyborców. Tym samym, w którym notuje, kto pobrał karty do głosowania na posłów i senatorów. I to jest problem z realizacją konstytucyjnego prawa do tajności głosowania.
Czytaj więcej
Sąd Najwyższy oddalił zarzut komitetu wyborczego Trzecia Droga Polska 2050 Szymona Hołowni - Polskie Stronnictwo Ludowe naruszenia, czy raczej zagrożenia dla tajności głosowania w najbliższych wyborach i referendum przez odnotowywanie przypadków niepobrania karty referendalnej.
Ale nie wszyscy go widzą. PKW uważa, że skoro ustawodawca – dla niepoznaki zwany racjonalnym – zdecydował się tak sformułować przepisy, to znaczy, że wszystko jest w porządku – i w swych kazał komisjom obwodowym właśnie tak robić. Podobnie Sąd Najwyższy – a konkretnie trzyosobowy skład Izby, która przez wielu prawników jest nazywana neoizbą. Wytyczne PKW zaskarżył komitet Trzecia Droga wskazując groźbę naruszenia zasady tajności referendum poprzez odnotowywanie udziału w nim na tej samej liście wyborczej, co w głosowaniu w wyborach.