Była pierwsza prezes Sądu Najwyższego była twarzą sędziowskiego protestu w najgorętszym okresie ustrojowego sporu, kiedy PiS zmieniał KRS i SN, także kadrowo. Po tym, jak w cień odsunął się prof. Andrzej Rzepliński, były prezes TK, to właśnie ona stała się dla władzy politycznej wrogiem numer jeden. I chociaż sędzia słynęła też z niekonsekwencji swojego protestu, została zapamiętana również w instytucjach unijnych jako osoba, która stanęła najwyżej na sędziowskiej barykadzie.
Czytaj więcej
Rzecznik dyscyplinarny sędzia Piotr Schab potwierdził sformułowanie wobec byłej I prezes SN prof. Gersdorf zarzutu dyscyplinarnego.
Po odejściu z urzędu przestała zabierać głos w debacie publicznej. Stare zatargi jednak przetrwały. Rzecznik dyscyplinarny najpierw wszczął wobec niej postępowanie wyjaśniające, a teraz dyscyplinarne. Chodziło o dopuszczenie do orzekania trzech połączonych izb, kiedy doszło do sporu kompetencyjnego z władzą publiczną. W podjętej wtedy uchwale z 23 stycznia 2020 r. starzy sędziowie zakwestionowali legalność nowych sędziów, którzy przeszli przez wybraną w politycznym trybie KRS. Marszałek Sejmu próbowała uchwałę zablokować, składając wniosek do Trybunału Konstytucyjnego. Ten szybko uznał, że SN powinien powstrzymać się od orzekania w takiej sytuacji. Uchwała i tak została wydana, stając się fundamentem sporu prowadzonego do dzisiaj. I właśnie za to ścigana jest prof. Gersdorf.
Decyzja o postępowaniu dyscyplinarnym wobec „twarzy sędziowskiego protestu” zapadła w najbardziej niefortunnym momencie, kiedy politycy prawicy przekonują Brukselę o intencjach wygaszenia sporu z sędziami, licząc na odblokowanie pieniędzy z KPO. W tym celu przyjęto prezydencką ustawę o SN likwidującą Izbę Dyscyplinarną, a powołany w jej miejsce nowy sąd zajął się przywracaniem wcześniej zawieszonych sędziów, co miało być wypełnieniem tzw. kamieni milowych. Wizyty i deklaracje polityczne w Brukseli wskazywały, że PiS zmienia kurs.
Teraz okazuje się, że istnieją dwie rzeczywistości, a rozpętany radykalnymi zmianami spór wewnątrz sądownictwa żyje własnym życiem, odporny na polityczne deklaracje czy strategie. Przeciąganie liny w tym środowisku trwa w najlepsze, a PiS nie ma nad tym żadnej kontroli, choć i tak idzie to na rachunek władzy.