Działania kontrolne ministra sprawiedliwości są wentylem bezpieczeństwa

Publikacja: 19.10.2012 16:42

Działania kontrolne ministra sprawiedliwości są wentylem bezpieczeństwa

Foto: Fotorzepa, Jakub Dobrzyński

Red

Z zainteresowaniem przeczytałem artykuł współtwórcy i promotora ostatnich zmian do Prawa o ustroju sądów powszechnych „Prawo uwiera ministra sprawiedliwości" i ze zdumieniem przeczytałem, że od 28 marca br. zmienił się zasadniczo i jakościowo ustrój sądownictwa powszechnego. Wyrazem przełomowych zmian jest teza artykułu, że od wskazanej powyżej daty Minister Sprawiedliwości utracił prawo „do badania toku i sprawności postępowania w poszczególnych sprawach (...). W obowiązującym obecnie stanie prawnym nadzór Ministra Sprawiedliwości jest nadzorem administracyjnym, którego przedmiotem są wyłącznie pozaorzecznicze czynności sądów, składające się na tzw. działalność administracyjną". Czyli nic nowego i odkrywczego, skąd zatem wniosek, że Minister Sprawiedliwości nie może żądać akt sprawy sądowej? Świadczyć o tym mają „logiczne wnioski z litery obowiązujących przepisów oraz duch zmian całej ustawy o ustroju sądów". W tym świetle, zdaniem A. Czai, powoływanie się przez ministra na przepisy regulaminu urzędowania sądów jawi się jako „łabędzi śpiew" (określenie moje), skoro par  95 ust 1 regulaminu „ma taką samą rangę jak regulacja czasu urzędowania w sądach, czy też przepisy o udostępnianiu pomieszczeń dla świadków".

Najpierw litera

Jakie są logiczne wnioski z litery przepisów J. Czaja nie wskazuje. Można jedynie przypuszczać, że chodzi o to, że przepisy ustrojowe w ramach kompetencji nie przyznają Ministrowi Sprawiedliwości wprost kompetencji do badania toku i sprawności postępowań sądowych, a więc i prawa do żądania akt. Jedyny więc „logiczny" wniosek z litery przepisów może być następujący: minister nie ma takiego prawa.  To tak, jakby powiedzieć, że prawo do życia nie obejmuje prawa do oddychania, bo przecież o oddychaniu nie ma mowy w katalogu praw człowieka. W sytuacji braku wyraźnego przepisu lub niejasnych i niespójnych regulacji, odwoływanie się więc do litery (czytaj wykładni językowej) samo w sobie jest nielogiczne.  W takim wypadku niezbędne jest odwołanie się do ducha przepisów, co w rzemiośle prawniczym oznacza wykładnię systemową i celowościową.

Duch przepisów

Odwołując się do ducha prawa J. Czaja wyrywkowo przytacza  fragmenty uzasadnienia z projektu ustawy nowelizującej. To dość niezręczna próba analizy z celu na środki. Uzasadnienie projektu zawiera sprzeczne stwierdzenia. W jednym miejscu czytamy, że „nowelizacja zasad sprawowania przez ministra sprawiedliwości nadzoru nad działalnością administracyjną sądów zmierza do ograniczenia nadzoru ministra sprawiedliwości w zakresie toku i sprawności postępowania", a w innym odnajdujemy zapis, że „badanie toku i sprawności postępowania w poszczególnych sprawach, powierzono wyłącznie prezesom sądów i podległej im służbie nadzoru". Widać z tego, że intencja nowelizacji nie była jasna dla samych autorów w procesie legislacyjnym. Jasne jest natomiast to, że w procesie legislacyjnym nie eksponowano pozbawienia Ministra Sprawiedliwości zwierzchniego nadzoru nad administracyjną działalnością sądów bezpośrednio związaną z wymiarem sprawiedliwości.

Różnica między „ogranicza" a „wyłącza" jest  zasadnicza i oczywista. Wskazanie właściwego słowa przesądza de facto kwestię, czy w Polsce dokonano zmiany zasad, czy ustrojowych fundamentów  nadzoru nad sądami, pozbawiającego Ministra Sprawiedliwości zwierzchniego nadzoru nad administracyjną sferą działalności sądów, na rzecz nadzoru nad nadzorem, a więc, że minister jedynie nadzoruje „pracę nadzorczą prezesów sądów". Oczywiście, że ustawodawca może dowolnie kształtować nadzór administracyjny i pozycję w nim ministra i prezesów, ale w całym procesie legislacyjnym nie eksponowano celu ustawy, jakim jest pozbawienie ministra sprawiedliwości realnych instrumentów nadzoru, zwierzchnictwa w nim oraz wykonywania innych funkcji ustawą przewidzianych, jak np. inicjowanie postępowań dyscyplinarnych, odwoływanie prezesów. Poza dyskusją było także, że celem ustawy jest zmiana fundamentalnych podstaw modelu nadzoru administracyjnego. Istota tego modelu pozostaje niezmienna. Zachowuje ona w dalszym ciągu hierarchiczną strukturę, ze zwierzchnią rolą Ministra Sprawiedliwości. Zachowanie hierarchii i zwierzchnictwa ministra samo w sobie podważa twierdzenia, że mamy dzisiaj dwa niezależne od siebie nadzory – zewnętrzny ministra i wewnętrzny prezesa i każdy nadzór działa wyłącznie w granicach swych kompetencji, określonych w ramach ustawowej charakterystyki każdego z tych nadzorów. Stwierdzenie to ma w pełni zastosowanie do organu podległego. W hierarchicznej strukturze zwierzchnik wykonuje zwykłe czynności nadzorcze nad podległymi mu organami, do których ustawa zalicza analizy , ustalanie ogólnych kierunków nadzoru, czyli działania pozakontrolne o charakterze koordynująco-strategicznym. Poza tymi czynnościami zwierzchnik pełni czynności stricte kontrolne nad podległymi mu organami.

Zwierzchnictwo ministra sprawiedliwości nad prezesami jest szersze niż tylko w zakresie wewnętrznego nadzoru administracyjnego (por. art. 22 par 2 usp), ale także odejmuje uchybienia w zakresie kierowania sądem (art. 37 par 5 usp), wywiązywania się z obowiązków służbowych. Minister zachował także uprawnienia do oceny wszelkiej działalności prezesa z punktu widzenia dobra wymiaru sprawiedliwości (art. 27 par 1 pkt 1 i 2). Ministra Sprawiedliwości nie pozbawiono także uprawnienie do inicjowania postępowań dyscyplinarnych. Kompetencje te odnoszą się do mnogości potencjalnych stanów faktycznych, w których żądanie akt może, ale nie musi, być warunkiem realizowania przyznanych uprawnień. Alternatywą  może być podejmowanie czynności na skutek doniesień prasowych, anonimów itp. albo, jak sugeruje J. Czaja, wyłącznie na wniosek prezesów sądów, którzy w ramach nadzoru wewnętrznego stwierdzą – albo i nie – określone nieprawidłowości w sądzie, albo we własnej działalności. Problem jednak sprowadza się do tego, że to co może bulwersować całą Polskę w działalności sądu, czy prezesa, niekoniecznie musi bulwersować prezesa sądu. Stąd też czynności stricto kontrolne Ministra Sprawiedliwości są swoistym „wentylem bezpieczeństwa" w systemie, w którym w zabiegach interpretacyjnych umiejscawia się prezesa sądu, jako sędziego we własnej sprawie. Zwierzchni nadzór ministra, sprowadza się do roli przyjmowania sprawozdań prezesów z działalności sądów, które na dodatek, jak wskazuje J. Czaja, mają być wyłączną podstawą wykonywania przez ministra przyznanych mu uprawnień.

W podsumowaniu należy stwierdzić, że pozbawienie ministra funkcji kontrolnych, wynikających ze zwierzchnictwa hierarchicznego, jest możliwe do przeprowadzenia, ale nie „kuchennymi drzwiami" w mediach. Miejscem do tego jest parlament, gdzie rzeczywiste intencje są jasno wyartykułowane w przepisach i w ich uzasadnieniu. To czego jesteśmy dzisiaj świadkami - mam tu na myśli jednostronnie i kategorycznie formułowaną krytykę ministra za zażądanie akt w kontekście „uśpionego" procesu legislacyjnego w zakresie artykułowania celów zmian - może wskazywać, że w całym sporze nie chodzi w istocie o literę prawa, ani o jego ducha, ale o coś innego, o czym w słynnej już wypowiedzi o stosunku do litery wspominał minister. Wypada więc zauważyć, że w od lat sędziom pałacowym doskwiera zwierzchni nadzór administracyjny Ministra Sprawiedliwości, który czasem potrafi zakłócić funkcjonowanie równiejszych wśród równych w zbiurokratyzowanej, hierarchicznej strukturze. Skarga konstytucyjna na wszystkie możliwe uprawnienia ministra sprawiedliwości w stosunku do sądów nie została uwzględniona w wyroku TK z dnia 15.1.2009 r. (K 45/07). W orzeczeniu tym, który niewątpliwie był inspiracją dla omawianych zmian w usp TK stwierdził wprost, że do pojęcia działalności administracyjnej sądu należy także badanie  toku i sprawności postępowania, jako czynności nadzoru bezpośrednio związane z wykonywaniem wymiaru sprawiedliwości. Zdaniem TK sprawność postępowania jest elementem prawa do sądu.  Uprawnienia nadzorcze przyznane Ministrowi Sprawiedliwości mają wzmocnić realizację tego prawa. Przepisy w tym zakresie mają charakter gwarancyjny i nie ingerują w sprawowanie wymiaru sprawiedliwości. Wniosek z orzeczenia jest więc czytelny. Badanie toku i sprawności postepowania wynika z istoty nadzoru administracyjnego. Co wynika z definicji, nie wymaga dalszych regulacji. Jeśli intencją ustawodawcy byłoby rzeczywiście pozbawienie Ministra Sprawiedliwości wpływu i odpowiedzialności za  należycie funkcjonujące sądownictwo, to musiałby temu dać jasny wyraz w ustawie, wyłączając z zakresu nadzoru ministra kontrolę sprawności  (w aspekcie administracyjnym), rzetelności ( w aspekcie dyscyplinarnym) sądowych postępowań oraz dobra wymiaru sprawiedliwości (w aspekcie odwołania prezesa).  W ten sposób rola ministra mogłaby być ograniczona do wąskiego pojęcia nadzoru administracyjnego o charakterze organizacyjno-technicznym, o którym mowa w art. 8 pkt 1 usp. Tak jednak w przedmiotowej nowelizacji się nie stało, gdyż z mocy art. 8 ust. 2 działalność administracyjna w dalszym ciągu jest ujmowana szerzej, jako także zapewnienie właściwego toku wewnętrznego urzędowania sądu (nie prezesa), bezpośrednio związanego z wykonywaniem przez sąd zadań z zakresu wymiaru sprawiedliwości (a nie prezesów w zakresie wykonywania wewnętrznego nadzoru).

Orzeczenie TK to bolesny cios dla tych, którzy źródła kryzysu sądownictwa niezmiennie upatrują w ministrze sprawiedliwości, jako przeszkodzie w uniezależnieniu się hierarchów sądowych od ministra. W prokuraturze się to udało, ale czy jakość, sprawność postępowań uległa zmianie, czy autorytet równych (rejonowych) prokuratorów  coś na tym zyskał;  chyba nie, skoro równy prokurator ma w referacie prawie 275 spraw, a równiejsi (okręgowi) 3,7. Hierarchowie sądowi i prokuratorscy zupełnie nie dostrzegają tego, że takie dysproporcje są zwyczajnie nieprzyzwoite. Minister Sprawiedliwości jest więc od 20 lat jedynym –niestety, jak dotychczas tylko potencjalnym, zagrożeniem dla dysfunkcji systemu. Potencjalne zagrożenie, to jednak zagrożenie, więc jeżeli fiaskiem skończyła się skarga konstytucyjna, nowelizacja ustawy okazała się nieskuteczna (minister odwołał prezesa, a przecież miał sprawować jedynie nadzór nad nadzorem prezesów), to w obecnych uwarunkowaniach pozostają tylko media i ich opiniotwórczy charakter. Syndrom „oblężonej twierdzy" nie jest pojęciem nowym.

Łabędzi śpiew

Mówienie, że par. 95 ust 1 regulaminu ma „taką samą rangę jak regulacja rozkładu czasu urzędowania w sądach .... " schodzi poniżej merytoryczny poziom dyskusji. W systemie nie ma przepisów lepszych i gorszych, z większą i mniejszą mocą obowiązującą. Przedmiotowy artykuł regulaminu zastrzega nie tylko Ministrowi Sprawiedliwości prawo żądania akt, ale także i Prezydentowi RP, Rzecznikowi Praw Obywatelskich, Rzecznikowi Praw Dziecka, Sądowi Najwyższemu, sądom odwoławczym. Podmiotowy zakres tego przepisu wskazuje, że żądanie przedstawienia akt, choć niewątpliwie należy do kompetencji nadzoru administracyjnego, ma jednak szerszy zakres. Prawo wglądu do akt wypływa bezpośrednio z jawności postępowań sądowych i transparentności działalności władzy publicznej (sądowej także). Zmiany zasad nadzoru, nawet jeśli przyjąć za trafne wnioski J.Czai, nie obligują ministra sprawiedliwości do pozbawienia się w regulaminie prawa do żądania akt. Akta sprawy sądowej poza ściśle procesowym charakterem, dokumentują także tok, sprawność, rzetelność  postępowania sądu orzekającego w konkretnej sprawie.  Dlatego też stanowią podstawowe źródło informacji w ramach jakichkolwiek działań nadzorczych i kontrolnych. Obawy o niezawisłość i niezależność sądu na tej podstawie, że ten czy inny uprawniony organ zapozna się z ich treścią, ujawniają w gruncie rzeczy skłonność do „zamiatania wszystkiego pod dywan" niż troskę o dobro wymiaru sprawiedliwości. Zupełnie niezrozumiałym byłoby, że minister sprawiedliwości odpowiedzialny za dział „sprawiedliwość", wyposażony w kompetencje, których realizacja nie jest możliwa bez zaznajomienia się z aktami, miałby być pozbawiony prawa wglądu do akt, a przykładowo Prezydent RP, czy Rzecznik Praw Obywatelskich nie. Chyba że – realizując założenie o absolutnej niezależności sądu – postuluje się, że nikt poza prezesami nie powinien mieć dostępu do akt sprawy, ale czy nie dochodzimy do absurdu, który z czasem może doprowadzić do wniosku, że same strony procesu sądowego nie powinny mieć dostępu do akt sprawy.

W podsumowaniu należy stwierdzić, że z prawem zapoznania się z aktami łączy się nierozerwalnie możliwość realizowania ustawowych uprawnień nie tylko przez ministra sprawiedliwości ( np. wniesienie kasacji przez Rzecznika Praw Obywatelskich), dlatego też z koniunkturalnych względów nie można tego prawa zastrzegać wyłącznie, jako domeny wewnętrznego nadzoru administracyjnego. Problemem więc nie jest, czy minister może żądać akt, ale to, czy żądając ich, realizuje przysługujące mu uprawnienia i jakie. W tym sensie zmiany w usp rzeczywiście ograniczają uprawnienia ministra, który do dnia 28 marca br mógł bez umotywowania żądać akt na zasadzie „bo ja tak chcę". Brak jest natomiast podstaw do twierdzeń, że żądanie akt, to wyłączna domena wewnętrznego nadzoru, oraz że jest to środek zastrzeżony wyłącznie do badania toku i sprawności postępowania.

Jacek Ignaczewski jest sędzią sądu rejonowego w Olsztynie

Z zainteresowaniem przeczytałem artykuł współtwórcy i promotora ostatnich zmian do Prawa o ustroju sądów powszechnych „Prawo uwiera ministra sprawiedliwości" i ze zdumieniem przeczytałem, że od 28 marca br. zmienił się zasadniczo i jakościowo ustrój sądownictwa powszechnego. Wyrazem przełomowych zmian jest teza artykułu, że od wskazanej powyżej daty Minister Sprawiedliwości utracił prawo „do badania toku i sprawności postępowania w poszczególnych sprawach (...). W obowiązującym obecnie stanie prawnym nadzór Ministra Sprawiedliwości jest nadzorem administracyjnym, którego przedmiotem są wyłącznie pozaorzecznicze czynności sądów, składające się na tzw. działalność administracyjną". Czyli nic nowego i odkrywczego, skąd zatem wniosek, że Minister Sprawiedliwości nie może żądać akt sprawy sądowej? Świadczyć o tym mają „logiczne wnioski z litery obowiązujących przepisów oraz duch zmian całej ustawy o ustroju sądów". W tym świetle, zdaniem A. Czai, powoływanie się przez ministra na przepisy regulaminu urzędowania sądów jawi się jako „łabędzi śpiew" (określenie moje), skoro par  95 ust 1 regulaminu „ma taką samą rangę jak regulacja czasu urzędowania w sądach, czy też przepisy o udostępnianiu pomieszczeń dla świadków".

Pozostało jeszcze 90% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Czy Adam Bodnar odsłonił już wszystkie karty w sprawie tzw. neosędziów?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Rząd, weryfikując tzw. neosędziów, sporo ryzykuje
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Deregulacyjne pospolite ruszenie
Opinie Prawne
Michał Bieniak: Adwokat zrobił swoje, adwokat może odejść
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Opinie Prawne
Maria Ejchart: Niezależni prawnicy są fundamentem państwa prawa