Małe sądy: rozgardiasz na koszt podatnika

Publikacja: 14.10.2014 15:12

Marek Domagalski

Marek Domagalski

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompala

W dobie samochodów, internetu i specjalizacji prawników małe sądy są anachronizmem. Powinniśmy zmniejszać ich liczbę, a nie ją zwiększać.

Minister Cezary Grabarczyk podpisał właśnie rozporządzenie w sprawie odtworzenia od nowego roku 41 sądów rejonowych. Kolejne 34 zniesione tzw. reformą Gowina mają być przywrócone rok później.

Mam nadzieję, że ktoś (może NIK) policzy koszty tych quasi-reform. Koszty społeczne widać gołym okiem. To rozgardiasz na koszt podatnika, tym większy, że małe sądy nie mają przyszłości. Niedawno Sąd Najwyższy zajmował się dyscyplinarką sędziego Sądu Rejonowego we Wschowie, w wyniku reformy Gowina zamienionego na wydziały zamiejscowe SR w Nowej Soli. Sędziemu zarzucono wielomiesięczne zaległości w rozpatrywaniu 18 spraw. Jednocześnie kondycja tego sądu była katastrofalna, w pewnym okresie utracił on niemal całą obsadę sędziowską, a nasz sędzia dojeżdżał każdego dnia z Zielonej Góry 90 km. Winy za tego rodzaju niedomaganie sądownictwa nie można przerzucać na sędziego – zauważył SN.

Reforma małych sądów jest niezbędna. Przecież sędzia powinien pracować w zespole, aby ktoś mógł go zastąpić w razie np. choroby, aby miał kogo się poradzić, by mógł go ktoś nadzorować. Nie może być tak, że sędzia zajmuje się różnymi rodzajami spraw albo jest zajęty kierowaniem wydziałem, a nie sądem.

Nie tylko Jarosław Gowin wskazuje, że nowy minister ugiął się pod presją samorządowych włodarzy i PSL, nie wytrzymał  też nacisku prawniczych korporacji. No, może nie wszystkich, tylko zainteresowanych posadami czy lokalnym rynkiem usług prawniczych.

Rzecz w tym, że także ten rynek ogromnie się w ostatnich kilkunastu latach zmienił, a sądy mamy z czasów furmanki. Dzisiaj sąd nie musi być w każdym powiecie, odległość 30–50 km można pokonać w godzinę, szybciej niż z warszawskiego Środmieścia do sądów na Kocjana. Adwokaci, radcy, a nawet komornicy jeżdżą nierzadko za sprawą setki kilometrów. Dlaczego sędzia np. ze Wschowy, który orzeka nadal w tym mieście (bo na budynku zmieniono tylko szyld), nie może od czasu do czasu pojechać na odprawę u prezesa do Nowej Soli?

Bankrutują fabryki, fachowcy muszą emigrować za pracą, dlaczego część sędziów nie może zmienić miejsca pracy  o kilkadziesiąt kilometrów? Chyba nie są przyspawani.

Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Lewicowy sen o krótszej pracy - czy rynek to wytrzyma
Opinie Prawne
Michał Bieniak: Przepisy Apteka dla Aptekarza – estońskie nauki dla Polski
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Reforma SN, czyli budowa na spalonej ziemi
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Czy Adam Bodnar odsłonił już wszystkie karty w sprawie tzw. neosędziów?
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Rząd, weryfikując tzw. neosędziów, sporo ryzykuje