W dobie samochodów, internetu i specjalizacji prawników małe sądy są anachronizmem. Powinniśmy zmniejszać ich liczbę, a nie ją zwiększać.
Minister Cezary Grabarczyk podpisał właśnie rozporządzenie w sprawie odtworzenia od nowego roku 41 sądów rejonowych. Kolejne 34 zniesione tzw. reformą Gowina mają być przywrócone rok później.
Mam nadzieję, że ktoś (może NIK) policzy koszty tych quasi-reform. Koszty społeczne widać gołym okiem. To rozgardiasz na koszt podatnika, tym większy, że małe sądy nie mają przyszłości. Niedawno Sąd Najwyższy zajmował się dyscyplinarką sędziego Sądu Rejonowego we Wschowie, w wyniku reformy Gowina zamienionego na wydziały zamiejscowe SR w Nowej Soli. Sędziemu zarzucono wielomiesięczne zaległości w rozpatrywaniu 18 spraw. Jednocześnie kondycja tego sądu była katastrofalna, w pewnym okresie utracił on niemal całą obsadę sędziowską, a nasz sędzia dojeżdżał każdego dnia z Zielonej Góry 90 km. Winy za tego rodzaju niedomaganie sądownictwa nie można przerzucać na sędziego – zauważył SN.
Reforma małych sądów jest niezbędna. Przecież sędzia powinien pracować w zespole, aby ktoś mógł go zastąpić w razie np. choroby, aby miał kogo się poradzić, by mógł go ktoś nadzorować. Nie może być tak, że sędzia zajmuje się różnymi rodzajami spraw albo jest zajęty kierowaniem wydziałem, a nie sądem.
Nie tylko Jarosław Gowin wskazuje, że nowy minister ugiął się pod presją samorządowych włodarzy i PSL, nie wytrzymał też nacisku prawniczych korporacji. No, może nie wszystkich, tylko zainteresowanych posadami czy lokalnym rynkiem usług prawniczych.