Niepoważne są argumenty, że nie ma sensu powołanie komisji śledczej do zbadania roli Bartłomieja Sienkiewicza w najnowszej aferze podsłuchowej, bo na jesieni wybory i zamiast śledztwa będzie polityczna jatka.
Komisja śledcza powinna była zbadać już aferę podsłuchową w restauracji Sowa & Przyjaciele, a zwłaszcza rolę ówczesnego szefa MSW Sienkiewicza, który w romowie z Markiem Belką, prezesem NBP, ustalał możliwości wpływania poprzez politykę monetarną NBP na wynik wyborów parlamentarnych.
Jeszcze nie wygasła tamta afera, a za sprawą publikacji „Gazety Wyborczej" znów głośno o Sienkiewiczu. Tym razem miał nadzorować grupę policjantów z Biura Spraw Wewnętrznych KG Policji i oficerów SKW, która badała, czy za aferą podsłuchową nie stoją byli szefowie ABW, SKW i BOR oraz urzędujący szef CBA. A więc czy władza nie spiskuje przeciwko władzy.
Tymczasem koronnymi argumentami przeciwko komisji śledczej mają być niepowodzenie niektórych poprzednich komisji sejmowych oraz okres przedwyborczy. Czy jednak z tego powodu, że prokuratura nawali w takim czy innym śledztwie, przychodzi komuś do głowy, że nie powinna prowadzić kolejnych? Czy sędzia, który wydał wadliwy wyrok, ma nie rozpatrywać kolejnych spraw?
Nie wierzę, aby w Sejmie nie było kilku posłów w różnych partiach, którzy potrafią abstrahować od politycznych sympatii czy antypatii, i są zdolni bezstronnie i sprawnie prowadzić parlamentarne śledztwo. Muszą tylko zostać do komisji wybrani. Nawet gdyby nie udało się im zakończyć prac komisji, to i tak to, co by zdołali ustalić, wzbogaciłoby wiedzę o badanej sprawie.