Wielu naukowców narzeka na to, że Unia Europejska boryka się z problemem demokracji. Konferencja w sprawie przyszłości Europy ma w założeniu odpowiedzieć na ten problem. Przede wszystkim ma mobilizować narody europejskie wokół integracji, jak również legitymizować jej postępy. Jednak, jak to określiła Reneta Shipkova na łamach portalu EUobserver, może być też kolejnym „pseudo-wydarzeniem z wielką propagandą i samozadowoleniem UE".
Pomysły Macrona
Trudno przewidzieć, jakie będą rezultaty tego ćwiczenia, choćby dlatego, że część państw członkowskich odrzuca możliwość, aby konferencja prowadziła do zmiany traktatów. Kolejnym utrudnieniem będzie dla niej pandemia, która nie służy szerokim konsultacjom społecznym. Pomysł konferencji pochodzi od Emanuela Macrona, który chciałby w ten sposób legitymizować własne pomysły na rzecz postępów integracji, jakie nie zawsze znajdują zrozumienie w innych państwach lub instytucjach unijnych. Trudno nie zauważyć, że jego celem było umocnienie francuskiego przywództwa w Europie oraz własnej pozycji na arenie wewnętrznej. Finał konferencji miałby bowiem przypaść na czas prezydencji francuskiej w UE, a także zbiec się z wyborami prezydenckimi we Francji wiosną 2022 roku.
W ten sposób deklaracje dotyczące demokratyzacji Unii mają swoje drugie oblicze w odniesieniu do interesów narodowych, partyjnych, a nawet personalnych. Nie jest to nic nowego w historii integracji. Pomysł wiodącego kandydata był propagowany w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2014 roku pod hasłem zwiększenia demokratyczności wyboru przewodniczącego Komisji Europejskiej. Przed kolejnymi wyborami do tego parlamentu z 2019 roku pomysł ten zablokował sam Macron, gdyż z kalkulacji politycznych wynikało, że jego sojusznicy nie mają szansy w ramach procedury wiodącego kandydata. Sam pomysł tylko w niewielkim stopniu spełniał pokładane nadzieje, gdyż, jak pokazały badania, w czasie wyborów z 2014 roku w większości państw głosujący nie rozpoznawali wiodących kandydatów ani nawet nie wiedzieli, że istnieje taka procedura.
Pomysłem Macrona mającym demokratyzować Europę była ogólnoeuropejska lista wyborcza do unijnego parlamentu. Został on utrącony w samym Parlamencie Europejskim. W ten sposób rywalizacja między interesami różnych grup lub między ambicjami poszczególnych polityków utrudniała realizację pomysłów mających w założeniu likwidować deficyt demokratyczny w UE. Sytuacja może się powtórzyć w czasie konferencji w sprawie przyszłości Europy.
Ideologiczna ofensywa
Przez długi czas nie można było rozpocząć tego przedsięwzięcia, nawet nie ze względów pandemicznych, ale przede wszystkim dlatego, że politycy nie byli w stanie zgodzić się co do jego kształtu organizacyjnego. Różne instytucje, frakcje polityczne i państwa członkowskie spierały się o kontrolowanie przebiegu konferencji. Była to klasyczna walka o władzę nad procesem mającym potencjalnie duży wpływ na przyszłość UE. Tym samym interesy partykularne brały górę nad szczytnymi ideałami europejskimi i troską o demokrację w UE. Ostatecznie zgodzono się na formułę potrójnego przewodnictwa sprawowanego przez delegatów Rady, Parlamentu i Komisji. W założeniu konkluzje tego gremium powinny być przyjmowane w drodze konsensu. Powinno to studzić oczekiwania, zwłaszcza u największych entuzjastów tego procesu.