[link=http://blog.rp.pl/blog/2009/01/12/przemyslaw-wielgosz-izrael-kolonialny-i-rasistowski/" "target=_blank]Skomentuj[/link]
Oglądając i czytając relacje większości polskich i zachodnich mediów z izraelskiej inwazji na Strefę Gazy, można się poczuć jak w świecie George'a Orwella. Wojna jest pokojem, bezkarna pacyfikacja starciem równorzędnych przeciwników, atakujący atakowanym, kat ofiarą.
[srodtytul]Blokada informacyjna [/srodtytul]
Uzasadnione będą także mniej literackie skojarzenia. Weźmy agresję Izraela na Liban latem roku 2006 i wcześniejsze ataki na Gazę po wyborczym zwycięstwie Hamasu w styczniu 2006 r. Czy to nie Libańczycy byli winni tej pierwszej, bo mieli czelność odpowiedzieć na izraelskie rajdy na swoje terytorium? Czy to nie Palestyńczycy doprowadzili do tych drugich, wybierając w demokratycznych wyborach niewłaściwych – z punktu widzenia interesów Izraela – kandydatów? Obydwa te wydarzenia powszechnie uznano wówczas za zagrożenie dla prawa Izraela do bezpieczeństwa, ale prawie nikt nie pamiętał o czymś takim jak prawo do bezpieczeństwa Libanu i Palestyńczyków.
Dziś zachodnia opinia publiczna wzywa do opamiętania. Od prezydenta Busha przez felietonistów "Gazety Wyborczej" aż po izraelskich "umiarkowanych rzeczników pokoju" w rodzaju Amosa Oza i Szewacha Weissa zgodny chór wzywa do wstrzymania ognia... Hamas. Blokada informacyjna nałożona przez Izrael sprzyja manipulacjom, przemilczeniom i wpisywaniu wydarzeń w Gazie w kontekst "nieograniczonej wojny z terroryzmem".