Chyba znów dojdzie do wojny litewsko-polskiej. Dlaczego? Dlatego że – jak pisze litewski dziennikarz Eldoradas Butrimas – Radosław Sikorski obraża Litwinów, nie chodzi na wystawy organizowane w Centrum Kultury Litwy w Warszawie, rozmawia z Litwą jak starszy brat z młodszym. Z kolei Andrzej Talaga uspokaja Polaków, że Litwa przeznacza na armię mniej niż 1 proc. PKB, litewscy piloci nie mają na czym latać, a Litwa w ogóle znajduje się w bardzo kiepskiej sytuacji geostrategicznej.
Nie tak dawno mój dobry przyjaciel i jeszcze lepszy dziennikarz, człowiek, który na Litwie o wszystkim wie, ujawnił niektóre detale planowanej wojny Litwy z Polską. Na szczęście w Polsce tego artykułu nikt nie przeczytał, bo ludzie nie znają języka litewskiego. A zacznie się ta wojna tak: rosyjskie jednostki wojskowe przekroczą granice Litwy. Jako pierwsi na pomoc Litwie ruszą Polacy, ale przed Wilnem napotkają litewskich nacjonalistów powiewających transparentami: „Wilno nasze, nie zezwolimy na polską pisownię nazwisk, nie zalegalizujemy tablic z polskimi nazwami miejscowości!". A potem wojna potoczy się już według znanego scenariusza. Najpierw dojdzie do drugiej bitwy pod Giedrojciami (lit. Giedraičiai) i tak jak w roku 1920 Litwini znów pobiją Polaków, a potem z Rosjanami pójdą na Warszawę. Drugiego Cudu nad Wisłą nie będzie...
Polska wypróbowała różne metody działania w stosunkach z Litwą: Radosław Sikorski – kijem, Lech Kaczyński – wyrozumiale i z życzliwością
Po wojnie Rosja zagwarantuje Litwie prawo do Wilna, obieca też (a czemu by nie?), że nie będzie żądała, by nazwiska polskie pisano polskim alfabetem, zapomni o dwujęzycznych nazwach miejscowości. Poprosi tylko ultymatywnie, by wpuszczono na Litwę ograniczony liczebnie rosyjski kontyngent wojskowy, tylko 30 tys. ludzi...
Dlaczego oddano Wilno
Dlaczego jest potrzebny taki ironiczny wstęp? Tylko dlatego, że bez ironii nie da się już pisać o stosunkach Polski i Litwy. Przykro patrzeć, jak dwa społeczeństwa, które tyle łączy – i to nie tylko przeszłość – kłócą się i nie rozwiązują problemów, niemających przecież w przypadku litewskim fundamentalnego znaczenia. Ironia jest potrzebna także przy lekturze takich tekstów jak wspomniane wyżej. Piszę to dlatego, że przywołani autorzy chyba zapomnieli, iż wiedza historyczna bywa przydatna, ale czasem też potrafi być bardzo szkodliwa, a stosunki polsko-litewskie nie zaczęły się w roku 1990.