Jim Cloos: Tusk jest wielkim graczem w Europie

Kraj sprawujący prezydencję w UE nie narzuca agendy, ale zbliża się do innych państw – mówi „Rzeczpospolitej” Jim Cloos, były dyrektor generalny w Radzie UE, który blisko współpracował z prezydencjami wszystkich państw Unii Europejskiej.

Publikacja: 19.12.2024 05:28

Jim Cloos

Jim Cloos

Foto: materiały prasowe

Polska 1 stycznia obejmuje półroczne przewodnictwo w UE. Co faktycznie oznacza sprawowanie prezydencji?

Traktat lizboński częściowo zmienił charakter rotacyjnej prezydencji. Nadal jest ona bardzo ważna, ale to nie ona ustala agendę UE. Bo tym zajmuje się Rada Europejska, z wykorzystaniem programu i propozycji Komisji Europejskiej. Obecnie główną rolą rotacyjnej prezydencji jest prowadzenie rozmów trójstronnych z parlamentem, z udziałem KE, i prowadzenie negocjacji legislacyjnych. Jest to bardziej zadanie dla przewodniczącego Coreper 2 i Coreper 1 (stały przedstawiciel przy UE i jego zastępca – red.) niż dla ministrów, ale ministrowie są ważni w tle, mają odpowiednie kontakty polityczne z innymi krajami, ze sprawozdawcami w parlamencie. Rotacyjna prezydencja ma wady, zmienia się co sześć miesięcy, ale jej słabości można łatwo naprawić. Bo jest ona częścią systemu. Na rzecz prezydencji w pełnym wymiarze godzin, przez pół roku, pracuje stały sekretariat unijnej Rady. Prezydencja ma do pomocy Komisję, która bierze udział w posiedzeniach Rady. Nie jest więc tak, że prezydencja musi polegać tylko na sobie. Ale oznacza to również, że nie ma ogromnej autonomii.

Czytaj więcej

Unia Europejska: Polska wchodzi do pierwszej ligi

Niektórzy twierdzą, że dobra prezydencja oznacza wiele porozumień w sprawie nowych przepisów.

Tak, ale to zależy od fazy cyklu instytucjonalnego. Jeśli jak w wypadku Belgii w pierwszej połowie 2024 roku, prezydencja przypada pod koniec cyklu, masz wiele sukcesów, ponieważ wszyscy to wcześniej przygotowali, a Belgia zakończyła negocjacje przed wyborami do PE. W przypadku polskiej prezydencji, która przypada na początek nowej kadencji KE, trudno będzie o takie efekty. KE może zacznie przedstawiać propozycje nowych aktów, ale przeciętne negocjacje trwają od 18 do 24 miesięcy.

Blisko 20 lat sprawował pan kierownicze funkcje w sekretariacie Rady UE i widział pan wiele prezydencji. Czy na podstawie swojego doświadczenia może pan powiedzieć, że są kraje, które zawsze mają dobre i skuteczne prezydencje, oraz kraje, które słabo dają radę?

Nie mogę sobie przypomnieć żadnej prezydencji, która całkowicie zawiodła. Dlaczego? Bo system na to nie pozwala. Ze względu na to, co powiedziałem: sekretariat Rady, Coreper, Komisja, cały system wspomagania. Są oczywiście lepsze i gorsze prezydencje, ale trudno o ogólną ocenę. Można mieć świetnego ministra finansów, który bardzo dobrze pełni funkcję przewodniczącego rady ministrów finansów, i kiepskiego ministra rolnictwa. Ciekawą kwestią jest natomiast, że często mniejsze kraje są bardziej sprawne, a także mają mniej złudzeń co do tego, co mogą osiągnąć. Czasami większe kraje myślą, że mogą zmienić świat. Po miesiącu widzą, że to nieprawda, ale miesiąc już minął. Z drugiej strony w trudnych chwilach przydaje się ciężar polityczny kraju sprawującego prezydencję. Na przykład niemiecka prezydencja podczas negocjacji w sprawie Funduszu Odbudowy gospodarki po pandemii była prawdopodobnie atutem.

Był pan świadkiem pierwszej polskiej prezydencji w 2010 roku, kiedy był pan jeszcze w Radzie. Jaka ona była?

To była dobra prezydencja, bardzo zaangażowana. Dla każdego kraju pierwsza prezydencja jest bardzo ważna. Po pierwsze dlatego, że wiele uczy. Dopóki nie sprawujesz prezydencji, nie wiesz, jak działa system, ponieważ tylko podczas prezydencji masz dostęp do wszystkich. Widzisz rzeczy, których nigdy byś nie podejrzewał, bo przez sześć miesięcy jesteś częścią unijnej administracji. Ale prezydencja to także bardzo dobry sposób na komunikowanie się z Europą we własnym kraju. Przewodzisz ważnej instytucji i myślę, że Polska wykorzystała to całkiem dobrze. A teraz Tusk ze swoim doświadczeniem jako były przewodniczący Rady Europejskiej jest wielkim graczem w Europie. Podczas prezydencji Tusk oczywiście nie przewodniczy Radzie Europejskiej, bo stałym szefem tego gremium jest Antonio Costa. Ale przez te sześć miesięcy będzie miał szczególny głos w Radzie Europejskiej jako swego rodzaju sprawozdawca. Będzie mówił, co dzieje się na unijnych radach ministrów. A Tusk ma do tego idealną pozycję.

Czytaj więcej

Co Polska będzie chciała osiągnąć stojąc na czele UE? Znamy priorytety prezydencji

Czy osoba Tuska, z całym jego doświadczeniem europejskim, może w jakiś sposób zwiększyć znaczenie polskiej prezydencji w kategoriach politycznych?

Tak, ale nawet bez prezydencji Tusk może mieć duży wpływ. Na przykład podczas październikowego szczytu Rady Europejskiej w sprawie migracji udało mu się przekonać wszystkich do swoich racji. Bo faktycznie nie można pozwolić dyktatorom na instrumentalizację migracji. Moja odpowiedź jest więc taka, że osoba Tuska nie zmieni zasadniczo sposobu, w jaki działa prezydencja. To jest mały plus, ale macie go również wtedy, gdy akurat Polska nie sprawuje prezydencji. Bądźmy szczerzy. Mamy problem z przywództwem w Europie. Mamy problemy we Francji, w Niemczech, zresztą wszędzie po trochu. Polska jest wyjątkiem, chociaż mam świadomość trudnej sytuacji wewnętrznej również w waszym kraju. Więc to silne, stabilne proeuropejskie przywództwo polityczne u was jest atutem. Po drugie, Polska jest jedynym krajem, który od 2004 roku nigdy nie miał recesji. Powinniście wykorzystać tę wiarygodność. I to, co podoba mi się w Tusku, to jego szczerość. Potrzebujemy tego więcej. Nienawidzę tego rodzaju euromowy, w której wszystko jest w porządku, zawsze mamy rację i powinniśmy głosić kazania całemu światu. To działa mi na nerwy, dlatego zawsze lubiłem Tuska, który był bardziej bezpośredni. Jeśli taki pozostanie, to dobrze nam zrobi.

Czytaj więcej

Prezydencja to czas siania

Wspomniał pan o tym, jak Tusk zmienił debatę na temat migracji podczas październikowego szczytu Rady Europejskiej. Czy byłoby to możliwe, gdyby Polska sprawowała wtedy prezydencję? Czy mógłby forsować swoje stanowisko w sprawie migracji?

Mówimy oczywiście, że nie należy forsować narodowej agendy w czasie swojej prezydencji. Ale jeśli jest kryzys, nie można powiedzieć: poczekajmy jeszcze sześć miesięcy. To tak nie działa. Z drugiej strony jednak, jeśli ktoś myśli, że podczas prezydencji może faktycznie przesunąć UE w kierunku swojego kraju, to w rzeczywistości jest raczej odwrotnie. Kiedy masz prezydencję, zbliżasz się do innych. Zawsze powtarzam prezydencjom: nie martwcie się, nie wykorzystujcie swojej prezydencji do zdobywania punktów, ludzie tego nie lubią i to nie zadziała. Ale gwarantuję wam, że jeśli wykorzystacie swoją prezydencję do budowania zaufania, do tworzenia sieci, to pokażecie się wielu ludziom i w kolejnych miesiącach i latach, będziecie mogli wykorzystać do lepszej obrony swojego interesu narodowego.

Polska przedstawiła swoje priorytety – to bezpieczeństwo w różnych wymiarach. Czy priorytety rotacyjnej prezydencji w ogóle mają jakieś znaczenie?

Nie, ponieważ wszyscy wiemy, jakie są nasze priorytety i one się oczywiście nie zmieniają. Wiadomo, że teraz np. kluczowa jest nasza odpowiedź na Trumpa czy przyszłość Ukrainy, czyli generalnie kwestie bezpieczeństwa. Każda prezydencja miałaby to jako priorytet. To nie jest polska agenda, to jest agenda europejska. Kwestia dalszych działań po raporcie Draghiego (o konkurencyjności gospodarki UE – red.) jest również oczywista. Pytanie, które Polska musi sobie zadać, brzmi raczej: w jaki sposób możemy najlepiej przyczynić się do postępów UE w realizacji naszych priorytetów? Na tym polega wasze zadanie. Gdy pracowałem jeszcze w Radzie, powołałem specjalny zespół do przygotowania prezydencji. Zaczynamy trzy lub cztery lata przed prezydencją. Pierwsze pytanie, które zawsze otrzymywałem, kiedy jechałem do stolicy kraju przygotowującego prezydencję za trzy–cztery lata, dotyczyło naszego programu. Odpowiadałem: Złe pytanie. Nie mogę powiedzieć, jaki będzie program za trzy lata. Wydarzenia będą to dyktować. Mogę powiedzieć, że bezpieczeństwo będzie ważne, że Zielony Ład będzie ważny, że cyfryzacja będzie ważna, ale to dla was nic nowego. Jeszcze dużo czasu przed nami. Po drugie, nie macie pola manewru, bo tak naprawdę program jest ustalany przez wszystkich razem, a zwłaszcza przez Radę Europejską. To, co powinniście teraz zrobić, to skupić się na wewnętrznych strukturach komunikacyjnych. Szkolić dobrych ludzi, by byli dobrymi przewodniczącymi poszczególnych gremiów. A program sam o siebie zadba.

Każda prezydencja chce zostawić swój ślad. Na przykład Węgry zwołały szczyt UE–Bałkany Zachodnie. Polska organizuje nieformalne spotkanie w sprawie obronności. Jak znaleźć równowagę między tym, że chce się pozostawić ślad, a tym, że trzeba być uczciwym pośrednikiem?

Jest to doskonale kompatybilne, ponieważ w ten sposób funkcjonuje Unia. Bardzo często zdarza się, że kraje organizują nieformalne Rady Europejskie. Tutaj, w Brukseli, zawsze upewniamy się, że są one skoncentrowane wokół tematu, który jest szczególnie ważny dla danego kraju. Może to być temat europejski, ale na przykład taki, którym Polska jest szczególnie zainteresowana. W Austrii byłoby to bezpieczeństwo wewnętrzne, w Rumunii lub na Węgrzech – Bałkany Zachodnie. I jest to całkowicie uzasadnione, ponieważ są to też główne tematy dla UE. Obronność nie jest tematem tylko dla Polski, ale takim, gdzie Polska ma określoną perspektywę.

Czytaj więcej

Prezydencja to czas siania

Czy fakt, że Polska obejmuje prezydencję po Węgrach, automatycznie daje nam pewien kredyt zaufania?

Tak, trochę. Choć prasa i think tanki przesadzają. Węgierska prezydencja nie jest taka zła również dlatego, że zna swoje ograniczenia. Jedyną rzeczą, którą naprawdę Orbán zrobił źle, to ten jego projekt pokojowy z wizytami w Moskwie i Pekinie. I to było niesmaczne. Ale codzienna praca prezydencji jest dobra. Węgry mają niezłą administrację, jedną z lepiej zorganizowanych. Na przykład przepływ informacji w węgierskim systemie jest znacznie lepszy niż w wielu innych krajach.

Polska będzie miała prezydencję na początku tego nowego cyklu instytucjonalnego. Pojawili się nowi ludzie w Radzie, Komisji, nowy układ sił w Parlamencie. Czy to ma jakieś znaczenie?

Zawsze trzeba trochę się dostosować do nowego zespołu, ale to nic szczególnego. Przecież i tak się znają z Costą czy von der Leyen. Wokół nowej Komisji i poparcia dla niej w Parlamencie Europejskim jest dużo szumu, ale jest on całkowicie przesadzony. Stworzyliśmy ten głupi pomysł, że Komisja zależy tylko od większości w Parlamencie i jest jak rząd. W Parlamencie Europejskim nie ma prawdziwej większości i nigdy nie było. Ale to nie problem, bo Komisja nie powinna mieć partyjnej większości politycznej. Oznaczałoby to zapominanie o tym, co dzieje się w krajach członkowskich, gdzie można mieć zupełnie inny skład partyjny. I po trzecie, rolą Komisji jest zachowanie dystansu do innych instytucji, a nie podążanie za nimi. Tak więc cała ta sprawa z przedstawianiem Komisji jako rząd z większością parlamentarną to bzdura.

Rozmawiała Anna Słojewska w Brukseli

Jim Cloos, szef think tanku TPSA. Był luksemburskim dyplomatą, szefem gabinetu przewodniczącego Komisji Europejskiej. Od 2001 do 2021 roku pracował na wysokich stanowiskach w sekretariacie generalnym Rady UE, w tym jako dyrektor generalny ds. ogólnych i instytucjonalnych. W tej roli był świadkiem wszystkich Rad Europejskich i ściśle współpracował z państwami sprawującymi rotacyjną prezydencję w UE.

Polska 1 stycznia obejmuje półroczne przewodnictwo w UE. Co faktycznie oznacza sprawowanie prezydencji?

Traktat lizboński częściowo zmienił charakter rotacyjnej prezydencji. Nadal jest ona bardzo ważna, ale to nie ona ustala agendę UE. Bo tym zajmuje się Rada Europejska, z wykorzystaniem programu i propozycji Komisji Europejskiej. Obecnie główną rolą rotacyjnej prezydencji jest prowadzenie rozmów trójstronnych z parlamentem, z udziałem KE, i prowadzenie negocjacji legislacyjnych. Jest to bardziej zadanie dla przewodniczącego Coreper 2 i Coreper 1 (stały przedstawiciel przy UE i jego zastępca – red.) niż dla ministrów, ale ministrowie są ważni w tle, mają odpowiednie kontakty polityczne z innymi krajami, ze sprawozdawcami w parlamencie. Rotacyjna prezydencja ma wady, zmienia się co sześć miesięcy, ale jej słabości można łatwo naprawić. Bo jest ona częścią systemu. Na rzecz prezydencji w pełnym wymiarze godzin, przez pół roku, pracuje stały sekretariat unijnej Rady. Prezydencja ma do pomocy Komisję, która bierze udział w posiedzeniach Rady. Nie jest więc tak, że prezydencja musi polegać tylko na sobie. Ale oznacza to również, że nie ma ogromnej autonomii.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Czy warto było szaleć tak, czyli po co Lewicy Dariusz Wieczorek?
analizy
Konfederacja silna słabością KO i Trzeciej Drogi. Czy PiS-owi rośnie koalicjant?
Opinie polityczno - społeczne
W Krakowie wybory do Senatu. Szykuje się rozgrzewka przed wyborami prezydenckimi
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Przyszłość Ukrainy jest testem dla Europy
Opinie polityczno - społeczne
Jan Romanowski: PSL nie musiał poprzeć Hołowni. Trzecia Droga powinna wreszcie wziąć rozwód
Materiał Promocyjny
Nest Lease wkracza na rynek leasingowy i celuje w TOP10