Roman Kuźniar: Joe Biden rezygnuje zbyt późno. Druga kadencja Trumpa może być jeszcze gorsza

Demokratom nie uda się już wylansować duetu wystarczająco mocnego, by stawić czoła rozpędzonemu Donaldowi Trumpowi. Zaczynać kampanię w drugiej połowie lipca to raczej mission impossible. Potrzebny byłby cud, ale one również w polityce się zdarzają, jak choćby 13 lipca na wiecu Trumpa.

Publikacja: 22.07.2024 06:27

Dlaczego rezygnacja Joe Bidena przyszła za późno?

Dlaczego rezygnacja Joe Bidena przyszła za późno?

Foto: REUTERS/Kevin Mohatt

Młodociany snajper na szczęście chybił, ale zarazem sprawił, że wygranie z Donaldem Trumpem w listopadowych wyborach prezydenckich będzie graniczyć z cudem. Jeśli Joe Biden do tego momentu mógł mieć cień szansy, od tej chwili ją stracił. Szkoda, że dopiero teraz to zrozumiał. Osiem lat temu to Rosjanie pomogli zwyciężyć Trumpowi, a w tym roku dramatyczny wypadek, którego sprawcą był ktoś, kogo w tej roli nikt by sobie wcześniej nie wyobraził. W ten sposób kampania wyborcza skończyła się 13 lipca, czyli niemal cztery miesiące przed wyborami.

Dlaczego rezygnacja Joe Bidena przyszła za późno?

I nie trzeba się specjalnie rozwodzić, co to mówi o samej Ameryce. Był na ten temat w „Rzeczpospolitej” trafny komentarz redaktora Jerzego Haszczyńskiego dzień po tym wydarzeniu. Warto może jedynie dodać, że głęboko zawiodły obie główne partie, obie strony zawziętej rywalizacji, która trawi Amerykę już od więcej niż ośmiu lat. Zawiedli demokraci i sam prezydent Biden, że zaraz po wygranych wyborach cztery lata temu nie zaczęli szukać dobrego sukcesora dla prezydenta obejmującego wtedy urząd.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Joe Biden wywraca stolik. I to nie tylko w USA

Niedzielna rezygnacja Bidena przyszła o wiele za późno, by wylansować duet wystarczająco mocny, aby stawić czoła rozpędzonemu Trumpowi. A przecież na swym zapleczu demokraci mieli wartościowych zamienników. Jednak zaczynać kampanię w drugiej połowie lipca to raczej mission impossible. Potrzebny byłby cud, ale one również w polityce się zdarzają, jak choćby 13 lipca na wiecu Trumpa…

Donald Trump doprowadził do klęski amerykańskiej demokracji 

Zawiedli republikanie, partia i wyborcy Trumpa, ponieważ postawili na człowieka, który ponosi polityczną i moralną odpowiedzialność za rebelię i szturm na Kapitol 6 stycznia 2021 r. Tak, to klęska amerykańskiej demokracji. Mamy zarazem w tym przypadku do czynienia z zupełnym załamaniem amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości, który „nie potrafił” (to znaczy: nie chciał) poradzić sobie z wieloma oczywistymi zarzutami wobec Trumpa.

Pewną osobliwością jest przy tym to, że na superbogacza Trumpa głosują w większości biedniejsi, słabiej wykształceni Amerykanie, dla których on jako biznesmen nigdy nic dobrego nie zrobił. Ale może to nie jest taka osobliwość, skoro Daniel Obajtek w wyborach do europarlamentu dostał najwyższe poparcie w najbiedniejszej gminie na Podkarpaciu, czyli w Dydni. Ale te problemy trzeba zostawić Ameryce i jej dramatycznie podzielonemu społeczeństwu. 

Dlaczego druga kadencja Donalda Trumpa może być jeszcze gorsza niż pierwsza?

A jakie wyzwania z nieuchronnego, jak się wydaje, wyboru Trumpa na prezydenta najpotężniejszego globalnego mocarstwa płyną dla reszty świata? Pierwszymi wygranymi pośród reszty świata będą rządzący w swoich krajach autokraci. W grudniu 2016 r. pisałem na łamach Rzeczpospolitej: „Autokraci, cieszcie się”. Chyba się potwierdziło… My, w Polsce i w innych częściach świata, nie musimy sobie Trumpa wyobrażać. Nie muszą nam go zachwalać kręgi prawicy ani zniechęcać do niego środowiska liberalne. Żadna mispercepcja nie wchodzi w jego przypadku w grę. Przecież był przez cztery lata prezydentem USA. I mówiąc oględnie, nie jest introwertykiem. Każdy, kto chciał, mógł się przyglądać jego prezydenturze, osobie i działaniom jego administracji. Jest wprawdzie dość nieobliczalny, ale niewiele z tego wynika, jak np. z jego nieoczekiwanych, dwustronnych spotkań z przywódcą Korei Północnej, dzięki którym miał nadzieję na denuklearyzację tego państwa. Bezbrzeżna naiwność – prestiżowo wygrał Kim, ale ostatecznie nic wielkiego się nie stało. 

Trump sam ogłosił, że już jest „mądrzejszy” i weźmie ze sobą innych ludzi, lojalnych wobec niego, a nie wobec konstytucji i interesów USA. Wybór kandydata na wiceprezydenta jest tego potwierdzeniem

Oczywiście my w Polsce musimy się zacząć zastanawiać, co to dla nas oznacza – dla kraju, dla Europy i dla stosunków transatlantyckich. Czy możliwa jest jakakolwiek strategia wobec kogoś tak nieprzewidywalnego i zmiennego w emocjach i kaprysach? Emocji i humorów prezydenta USA można byłoby, być może, nie zauważać, ale przecież chodzi o polityka skrajnie egoistycznego i jednostronnego w swych decyzjach, który za nic ma porozumienia i zobowiązania podjęte wcześniej przez USA. Jedno jest pewne: zmiana w Białym Domu, jeśli do niej dojdzie, nie będzie korzystna ani dla Polski, ani dla Europy, ani też dla stosunków transatlantyckich. Tu nie trzeba być astrologiem, wystarczy pamiętać o poprzedniej kadencji i bizarnym światopoglądzie Donalda Trumpa. Widzieliśmy zgiętego w pół prezydenta Andrzeja Dudę (bo klientelizm), fochy wobec sojuszników z NATO (nawet wobec brytyjskiej premier) z UE i G-7. Pamiętamy zapatrzenie w Putina.

W czasie poprzedniej kadencji Trump był częściowo przynajmniej powstrzymywany przez profesjonalną biurokrację, Departament Stanu, Pentagon, statecznego wiceprezydenta. Nawet republikański jastrząb John Bolton hamował wrogie zapędy Trumpa wobec NATO. Po blamażu w czasie spotkania z Putinem w Helsinkach amerykański establishment zaciągał hamulce w polityce Trumpa wobec Rosji. Teraz tego nie będzie. Trump sam ogłosił, że już jest „mądrzejszy” i weźmie ze sobą innych ludzi, lojalnych wobec niego, a nie wobec konstytucji i interesów USA. Wybór kandydata na wiceprezydenta jest tego potwierdzeniem. J.D. Vance sprawia wprawdzie wrażenie dynamicznego mavericka, ale jako wiceprezydent nie będzie mieć powagi ani doświadczenia, by temperować prezydenta Trumpa. Jego wstępne wypowiedzi nie wróżą niestety niczego dobrego.

Duet Trump–Vance to wielka korzyść dla Rosji i ogromne niebezpieczeństwo dla Ukrainy

Jeśli tak się sprawy potoczą, przed polityką polską trudny czas. Trudny przede wszystkim ze względu na agresję rosyjską na Ukrainie i nasze polskie zaangażowanie oraz interesy związane z tą wojną. Duet Trump–Vance to wielka korzyść dla Rosji i ogromne niebezpieczeństwo dla Ukrainy, czyli trudne wyzwanie dla Polski i Europy, ale także dla sojuszu północnoatlantyckiego. Gdyby nie ta wojna, ewentualne zwycięstwo Trumpa nie miałoby dla nas w Polsce i w Europie tak dużego znaczenia, nie niosłoby tak wielkiego ryzyka.

Czytaj więcej

Paweł Łepkowski: Dlaczego J.D. Vance nie chce pomagać Ukrainie, ale Izraelowi – jak najbardziej?

Rzecz nie w tym, aby się negatywnie nastrajać na ewentualne rządy Trumpa i jego administracji. Ale i pozytywne nastawienie nie pomoże, jeśli po drugiej stronie Atlantyku zaczną być podejmowane decyzje niekorzystne dla naszego bezpieczeństwa i dla stosunków dwustronnych. Podejście do administracji Trumpa i jej polityki będzie musiało być nie tylko rozważne, co oczywiste, ale też spójne. To dotyczy Polski i Europy. A to będzie trudne.

W Polsce mamy prezydenta Dudę, który uważa się za przyjaciela Trumpa (sam Trump nie ma przyjaciół, ma klientów i pomocników albo nieprzyjaciół). Zarówno na prezydenta, jak i jego partię nie możemy liczyć w wypracowywaniu takiego podejścia. Będą raczej próbowali specjalnymi stosunkami z administracją Trumpa wzmacniać swoją pozycję w Polsce, nawet jeśli ze szkodą dla polskich interesów. Przecież to dlatego Duda chciał mieć swojego człowieka jako szefa placówki w Waszyngtonie, aby on sam i PiS mieli bezpośredni, szybki kanał komunikacji z republikańską administracją. Tym bardziej zmiana szefa placówki jest tam konieczna, aby nie było prób omijania polskiego rządu w komunikacji między Białym Domem a Polską. Bo ambasador czy chargé d’affaires musi być lojalny wobec litery konstytucji i linii polityki zagranicznej, a nie kogoś, kto konstytucję łamie, a linię polityki rządu sabotuje.

Nie ma powodu do paniki

Podobnie ważna musi być spójność postawy Europy i europejskich sojuszników w NATO wobec ewentualnej administracji Trumpa. Na szczęście prawicowo-populistycznym, nacjonalistycznym partiom nie udało się przejąć władzy w głównych krajach Europy. Możemy też, zdaje się, liczyć na rząd brytyjski, który jest o wiele bardziej proeuropejski niż polska prawica. Konieczna będzie marginalizacja, a może nawet izolacja piątej kolumny Putina i Trumpa w Europie, czyli Węgier Viktora Orbána. Jest jeszcze trochę czasu, więc można spokojnie przygotowywać się na wiadomą niewiadomą, jaką może być administracja Trumpa. Niepokój jest uzasadniony, bo wynika z przeszłego doświadczenia i obecnych warunków.

Ale też nie ma powodu do paniki. Europie i NATO udało się przeżyć poprzednie cztery lata rządów Trumpa, będzie musiało się udać – jeśli zajdzie potrzeba – kolejne cztery lata. Warto docenić, że w czasie swej poprzedniej kadencji Trump nie wywołał żadnego konfliktu zbrojnego. To pozytywna cecha jego politycznej osobowości. Z drugiej strony jego działania mogą doprowadzić do wybuchu przemocy w samych Stanach Zjednoczonych, czego przedsmak mieliśmy 6 stycznia. Ze względu na obsesję władzy jest do tego zdolny. Zatem strategiczne implikacje jego ewentualnego powrotu do Białego Domu będą rozległe, nie wszystkie jeszcze rozpoznane. Trzeba o nich myśleć już teraz.

Autor

Roman Kuźniar

Politolog, prof. UW. W latach 2010–2015 był doradcą prezydenta Bronisława Komorowskiego ds. międzynarodowych

Młodociany snajper na szczęście chybił, ale zarazem sprawił, że wygranie z Donaldem Trumpem w listopadowych wyborach prezydenckich będzie graniczyć z cudem. Jeśli Joe Biden do tego momentu mógł mieć cień szansy, od tej chwili ją stracił. Szkoda, że dopiero teraz to zrozumiał. Osiem lat temu to Rosjanie pomogli zwyciężyć Trumpowi, a w tym roku dramatyczny wypadek, którego sprawcą był ktoś, kogo w tej roli nikt by sobie wcześniej nie wyobraził. W ten sposób kampania wyborcza skończyła się 13 lipca, czyli niemal cztery miesiące przed wyborami.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Władysław Kosiniak-Kamysz: Rozliczenia to nie wszystko
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Nie tylko armaty i czołgi. Propaganda Kremla również zabija
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zero jak kredyt 0 proc. Czy matematyka jest mocną stroną Donalda Tuska?
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Macron tańczy pod muzykę Marine Le Pen
Materiał Promocyjny
Aż 7,2% na koncie oszczędnościowym w Citi Handlowy
Opinie polityczno - społeczne
Marek Migalski: Szczęśliwy jak umiarkowany wyborca PiS
Materiał Promocyjny
Najpopularniejszy model hiszpańskiej marki