Daniel Deme: Brak dialogu między Polską a Węgrami to prezent dla Moskwy, Brukseli i Waszyngtonu

Tak długo jak będziemy stawiać rozwiązanie konfliktu na Ukrainie w centrum uwagi, tak długo będziemy odwróceni od zagrożenia toczącego się w naszą stronę z Zachodu. Paryż płonie, tysiące ludzi przybywa do Włoch, by zająć starą Europę, kliniki medyczne przeprowadzają operacje zmiany płci na siedmiolatkach w Anglii, a USA rozpadają się pod przywództwem lewicowej kliki.

Publikacja: 22.09.2023 03:00

Daniel Deme, redaktor naczelny konserwatywnego węgierskiego portalu informacyjnego Hungary Today (Un

Daniel Deme, redaktor naczelny konserwatywnego węgierskiego portalu informacyjnego Hungary Today (Ungarn Heute)

Foto: linkedin

W 2021 r. przeprowadziłem wywiad z Grzegorzem Kuczyńskim, dyrektorem think tanku Warsaw Institute, który powiedział, że rosyjska inwazja na Ukrainę jest realnym scenariuszem. Byłem wtedy sceptyczny. Dlaczego polityk z instynktem przetrwania podobnym do Putina miałby angażować się w konflikt, z którego w najlepszym razie mógłby wyjść tylko z pyrrusowym zwycięstwem? Nie był to jedyny dylemat: z późniejszych dyskusji z polskimi przyjaciółmi jasno wynikało, że gdyby tak się stało, byłby to najgorszy możliwy scenariusz dla stosunków polsko-węgierskich, na dodatek w najgorszym możliwym czasie. Reszta jest oczywiście historią, nasza przyjaźń, nasza wspólna historia jest teraz testowana w prawdziwym oku cyklonu.

Jak powinniśmy sprostać temu wyzwaniu? Powtarzanie starego frazesu „Polak, Węgier – dwa bratanki” z pewnością nie rozwiąże problemu. Prawdę mówiąc, ilekroć to dziś słyszę, wzdrygam się. To tak jak z terminem „specjalne stosunki” ukutym przez Winstona Churchilla: nigdy ich nie było, ale Brytyjczycy mruczą z zadowolenia, gdy Amerykanie to powtarzają, a Amerykanie uwielbiają słuchać, jak Brytyjczycy mruczą, więc często ich do tego zobowiązują. Jednak wbrew romantycznym wizjom prawdziwym cudem przyjaźni polsko-węgierskiej jest to, że powstała i była w stanie przetrwać w najtrudniejszych historycznych i geopolitycznych okolicznościach, kiedy nasze dwa narody były uwikłane w różne sojusze, lojalności i ryzyka. Zupełnie tak jak dzisiaj. Czy będziemy pierwszym pokoleniem, które tego nie zrozumie?

Czytaj więcej

Tomasz Grzegorz Grosse: Zrozumieć węgierskego bratanka

W przeszłości istniały oczywiście wspólne interesy, wspólni władcy i sojusze, ale to nie jest ta część, która przetrwała do dziś. Przetrwały wspólne wartości, narodowe aspiracje i wizja przyszłości. To właśnie one są kwestionowane przez zagrożenia zewnętrzne i fundamentalne podziały wewnątrz naszych społeczeństw, których dzisiaj doświadczamy. Jednak pytanie brzmi: z kim chcemy i możemy zawrzeć strategiczny sojusz wartości, jeśli nie ze sobą nawzajem? Wystarczy rozejrzeć się po Polsce, kto będzie podzielał naszą wizję z takim zrozumieniem i sympatią jak Węgry?

Mimo to sposób, w jaki zdecydowaliśmy się zareagować, jest daleki od idealnego. Problemem nie jest to, że spieramy się o nasze stanowisko w sprawie rosyjskiej inwazji czy współpracy z administracją Joe Bidena. Przeciwnie, problemem jest to, że w ogóle się nie kłócimy. To zimne, uprzejme, wyważone milczenie, które charakteryzuje obecne stosunki polsko-węgierskie, jest być może gorsze, niż krzyki i uderzanie butami w biurko, jak zrobił to niegdyś Nikita Chruszczow. Musimy jednak podjąć ryzyko i zacząć rozmawiać – z szacunkiem, kompetentnie i z myślą o przyszłości.

Czytaj więcej

Marek A. Cichocki: O naszych „bratankach”

Istnieją różne grupy interesów, które chcą wykorzystać nasze różnice. Nasza niezdolność do zaangażowania się w intensywny i pozytywny dialog jest manną z nieba dla tych wszystkich, którzy od dawna marzyli o podważeniu sojuszu czwórki wyszehradzkiej. To doskonały prezent zarówno dla Moskwy, Brukseli, jak i Waszyngtonu, dla których ten mały, nieokiełznany skrawek wolności i niezależnego ducha na mapie Europy zawsze był cierniem w boku. Wystarczy przeczytać niekończące się artykuły w zachodnich mediach, świętujące rzekomy upadek naszej wielowiekowej przyjaźni. Nie możemy pozwolić, by mieli rację, nie mogą narzucać narracji o naszej przyjaźni, to nie oni napiszą kolejny rozdział tej sagi!

Tak długo jak będziemy stawiać rozwiązanie konfliktu na naszych wschodnich granicach w centrum uwagi, tak długo nasza uwaga będzie odwrócona od egzystencjalnego zagrożenia toczącego się w naszą stronę z Zachodu niczym walec. Paryż płonie, tysiące ludzi przybywa do Włoch, by zająć starą Europę, kliniki medyczne przeprowadzają operacje zmiany płci na siedmiolatkach w Anglii, a Stany Zjednoczone rozpadają się pod przywództwem radykalnie lewicowej kliki. Patrząc w dowolnym kierunku, można poczuć się jak w powieści napisanej wspólnie przez Kafkę i Tolkiena.

To nie jest relatywizm moralny, po prostu żyjemy w wyjątkowo niejednoznacznym momencie historii, który daje nam do wyboru jedynie moralnie i politycznie niejednoznaczne opcje. Wiele wskazuje na to, że Węgrzy to rozumieją i doceniają. Jednak pomimo ich najlepszych intencji i silnych przekonań stanowisko, jakie zajęli w sprawie konfliktu na Wschodzie, zawiera dość duże sprzeczności. Ale to w rzeczywistości prawdziwie i uczciwie odpowiada na historyczny problem. Każdy, kto chciałby uczynić z tego prostą bitwę między dobrem a złem, z moralnie oczywistymi i niepodważalnymi opcjami do wyboru, ten albo próbuje uwolnić się od świętego ludzkiego obowiązku angażowania się w moralne dylematy dotyczące wolności, albo jest całkowicie nieświadomy przyczyn, które doprowadziły do tej sytuacji.

Czytaj więcej

Polska-Węgry. Piłkarskie wojny bratanków

Wiele zależy od tego, czy uda nam się znaleźć wspólny głos i czy zabierzemy go na czas. Domino zachodniej cywilizacji upada wokół nas, nawet w ramach sojuszu wyszehradzkiego. Zasadniczo, patrząc z Budapesztu, pozostały tylko dwa bastiony chrześcijańskiej Europy i wartości obywatelskich: Polska i Węgry. To wszystko, nic więcej nie zostało. Dlatego nie możemy uczynić z naszego stanowiska w sprawie wojny w naszym sąsiedztwie jedynego kryterium tego, czy będziemy nadal tworzyć sojusz w obronie naszego dziedzictwa. To luksus, na który nie możemy sobie pozwolić.

—tłumaczenie K.I.

Daniele Deme jest redaktorem naczelnym konserwatywnego węgierskiego portalu informacyjnego Hungary Today (Ungarn Heute), przeznaczonego dla zagranicznych czytelników

Opinie polityczno - społeczne
Michał Płociński: Pakt migracyjny będzie ciążyć Rafałowi Trzaskowskiemu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Niemcy nie rozliczyli się z historią. W Berlinie musi stanąć pomnik polskich ofiar
Analiza
Michał Kolanko: Donald Tusk rzuca rękawicę Konfederacji. Ale walczy nie tylko o głosy biznesu
felietony
Przykra prawda o polityce międzynarodowej
Analiza
Jerzy Haszczyński: Gaza dla Trumpa, wschodnia Jerozolima dla Palestyńczyków?