W 2021 r. przeprowadziłem wywiad z Grzegorzem Kuczyńskim, dyrektorem think tanku Warsaw Institute, który powiedział, że rosyjska inwazja na Ukrainę jest realnym scenariuszem. Byłem wtedy sceptyczny. Dlaczego polityk z instynktem przetrwania podobnym do Putina miałby angażować się w konflikt, z którego w najlepszym razie mógłby wyjść tylko z pyrrusowym zwycięstwem? Nie był to jedyny dylemat: z późniejszych dyskusji z polskimi przyjaciółmi jasno wynikało, że gdyby tak się stało, byłby to najgorszy możliwy scenariusz dla stosunków polsko-węgierskich, na dodatek w najgorszym możliwym czasie. Reszta jest oczywiście historią, nasza przyjaźń, nasza wspólna historia jest teraz testowana w prawdziwym oku cyklonu.
Jak powinniśmy sprostać temu wyzwaniu? Powtarzanie starego frazesu „Polak, Węgier – dwa bratanki” z pewnością nie rozwiąże problemu. Prawdę mówiąc, ilekroć to dziś słyszę, wzdrygam się. To tak jak z terminem „specjalne stosunki” ukutym przez Winstona Churchilla: nigdy ich nie było, ale Brytyjczycy mruczą z zadowolenia, gdy Amerykanie to powtarzają, a Amerykanie uwielbiają słuchać, jak Brytyjczycy mruczą, więc często ich do tego zobowiązują. Jednak wbrew romantycznym wizjom prawdziwym cudem przyjaźni polsko-węgierskiej jest to, że powstała i była w stanie przetrwać w najtrudniejszych historycznych i geopolitycznych okolicznościach, kiedy nasze dwa narody były uwikłane w różne sojusze, lojalności i ryzyka. Zupełnie tak jak dzisiaj. Czy będziemy pierwszym pokoleniem, które tego nie zrozumie?
Czytaj więcej
Z pewnością wojna w Ukrainie wyostrzyła spory pomiędzy rządem w Polsce a przywódcą Wegier Viktorem Orbánem. Jednak w imię dobrych relacji należałoby do tych różnic podchodzić z tolerancją i większym zrozumieniem, tłumacząc partnerowi własne racje.
W przeszłości istniały oczywiście wspólne interesy, wspólni władcy i sojusze, ale to nie jest ta część, która przetrwała do dziś. Przetrwały wspólne wartości, narodowe aspiracje i wizja przyszłości. To właśnie one są kwestionowane przez zagrożenia zewnętrzne i fundamentalne podziały wewnątrz naszych społeczeństw, których dzisiaj doświadczamy. Jednak pytanie brzmi: z kim chcemy i możemy zawrzeć strategiczny sojusz wartości, jeśli nie ze sobą nawzajem? Wystarczy rozejrzeć się po Polsce, kto będzie podzielał naszą wizję z takim zrozumieniem i sympatią jak Węgry?
Mimo to sposób, w jaki zdecydowaliśmy się zareagować, jest daleki od idealnego. Problemem nie jest to, że spieramy się o nasze stanowisko w sprawie rosyjskiej inwazji czy współpracy z administracją Joe Bidena. Przeciwnie, problemem jest to, że w ogóle się nie kłócimy. To zimne, uprzejme, wyważone milczenie, które charakteryzuje obecne stosunki polsko-węgierskie, jest być może gorsze, niż krzyki i uderzanie butami w biurko, jak zrobił to niegdyś Nikita Chruszczow. Musimy jednak podjąć ryzyko i zacząć rozmawiać – z szacunkiem, kompetentnie i z myślą o przyszłości.