„Gazeta Wyborcza” opublikowała 25 kwietnia tekst Martina Pollacka „Polska może być dumna z profesor Engelking. Wiem, jak trudno zaakceptować, że ojciec był mordercą”. Austriacki reporter odniósł się w nim do awantury, którą w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim wywołał wywiad udzielony Monice Olejnik w „Kropce nad i” przez profesor Barbarę Engelking, kierownik Centrum Badań nad Zagładą Żydów. Mówiła ona w nim o różnych – w tym wyrażonych w słowach wrogości – postawach polskiej ulicy wobec społeczności żydowskiej zamkniętej za murami płonącego getta.
Tekst Martina Pollacka, protestującego przeciw atakom prawicy na profesor Barbarę Engelking, w mojej ocenie nie jest dobry: doświadczenie jednostkowe, skądinąd wybitnego pisarza, syna nazistowskiego zbrodniarza, nie jest tożsame z polskim. Inaczej: nie ma symetrii pomiędzy machiną Zagłady, czyli systemową przemocą zorganizowaną przez państwo – III Rzeszę, a przypadkami udziału pojedynczych obywateli okupowanej Rzeczypospolitej w pogromach takich jak Jedwabne. Tymczasem coraz częściej i śmielej – głównie przez zachodnich autorów – podejmowane są próby zatarcia tej fundamentalnej różnicy. Niestety, odbywa się to przy ignorowaniu problemu przez historyków, którzy nie definiują się jako prawicowi, i braku refleksji nad jego rozwiązaniem u polityków innych opcji niż PiS.
Czytaj więcej
Wobec ludzi zamordowanego narodu nie można bronić się słowami. Zostaje tylko cisza.
Siekiera zamiast skalpela
Ale rządząca prawica wybrała możliwie najgorszą strategię: minister Paweł Jabłoński nazwał na Twitterze (wpis z 27 kwietna) Pollacka „negacjonistą hitlerowskich zbrodni”. Pojęcie „negacjonista” (inaczej: „denialista”) wywołuje natychmiast skojarzenie z Davidem Irvingiem, znanym z twierdzenia, że Adolf Hitler nie wiedział o Holokauście, a w Auschwitz nie było komór gazowych. Kiedy weszłam z nim w dyskusję, minister Jabłoński nie wycofał się, brnął dalej, ukręcając w ten sposób łeb krytyce tekstu Pollacka, który w żaden sposób nie wypełnia definicji pojęcia negacjonizmu. Jest tylko i aż wykładnią trendów w niemieckiej i austriackiej polityce historycznej, które z polskiego punktu widzenia na tę krytykę jak najbardziej zasługują.
Głos w wymianie zdań na Twitterze zabrała także dyrektor Instytutu Pileckiego, dr hab. Magdalena Gawin, która oskarżyła Pollacka o bierność wobec tego, że na terenie obozu koncentracyjnego Gusen, gdzie życie straciło kilkadziesiąt tysięcy Polaków, Austriacy zbudowali willowe osiedle. Zachodzi pytanie: co Magdalena Gawin i Paweł Jabłoński, a szerzej rząd Zjednoczonej Prawicy zrobił, by wcześniej dotrzeć do Martina Pollacka?