Generalissimus Donald Tusk

Chciałbym zwrócić uwagę Grzegorzowi Schetynie, że jeśli Tusk może być prezydentem i szefem partii jednocześnie, to może też zatrzymać urząd premiera, a nawet – jeśliby ojczyzna go wezwała w potrzebie – zająć fotel ministra spraw wewnętrznych

Aktualizacja: 15.06.2009 07:49 Publikacja: 14.06.2009 20:54

Maciej Rybiński

Maciej Rybiński

Foto: Fotorzepa, Darek Golik DG Darek Golik

[b][link=http://blog.rp.pl/rybinski/2009/06/14/generalissimus-donald-tusk/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Jedna Ziemia. Dwa światy. Parę dni temu przeczytałem o rezultatach badań nad telewizyjnymi przyzwyczajeniami Polaków, z których się dowiedziałem, że najchętniej oglądamy programy informacyjne. Także w ulubionym domowym sporcie, to znaczy skakaniu po kanałach, Polacy najczęściej skaczą na wiadomości i dzienniki. Do tego były entuzjastyczne komentarze ekspertów, że to wspaniałe, że dojrzewamy jako społeczeństwo i kształtują się w nas postawy obywatelskie.

Tydzień wcześniej wpadły mi w ręce rezultaty badań nad skutkami całodobowej, 24-godzinnej, kultury informacyjnej dla ludzkiego mózgu przeprowadzone przez Instytut Mózgu i Kreatywności Uniwersytetu Południowej Kalifornii. Dwa artykuły na ten temat zostały opublikowane w specjalistycznym piśmie "Archives of General Psychiatry". To, że wszyscy, korzystając z nieustannego, nieprzerwanego i niepodlegającego żadnej segregacji dostępu do informacji, czyli żyjąc w kulturze informacyjnej – powiedzmy, wiadomościowej, aby jej nie mieszać z informatyczną – będziemy się już wkrótce kwalifikować do psychiatry, zawsze było dla mnie oczywiste.

[srodtytul]Skutki uboczne[/srodtytul]

Pierwsze objawy masowej utraty równowagi umysłowej już są – jak chociażby wybór do Parlamentu Europejskiego drukarza ze Śląska – Adama Kazimierza Marcinkiewicza – tylko dlatego, że wyborcy pomylili go z tym Kaziem Marcinkiewiczem, o którym wiedzą z informacji, że sypia z Izą.

Ubocznym skutkiem może być fala zmieniania nazwisk przez polityków ubiegających się o różne mandaty i apanaże. Adam Gierek został w końcu wybrany także ze względu na historyczne nazwisko. Ale gdyby się nazywał, dajmy na to, Kościuszko, nie miałby szans, bo w telewizji o Kościuszce cicho, a o Gierku ciągle się mówi. Źle czy dobrze – nieważne, byle z nazwiskiem.

Pani posłanka Masłowska – ta, która się obraziła na PiS za to, że jej nie wybrano – nawiasem mówiąc, chyba tylko dlatego, że pisarka Masłowska nie występuje rozebrana w telewizji – w następnych wyborach jako Doda Elektroda sukces ma zapewniony. Poseł Tadeusz Iwiński, ten co to zna wszystkie języki i potrafi powiedzieć "Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się" nawet po portugalsku, jako Olek Kwaśniewski mógłby zdobyć nawet ponad 100 procent głosów.

Róża Graefin Thun von Hohenstein, mimo że weszła, przegrała sromotnie z plebejskim Zbigniewem Ziobrą, przynosząc wstyd Platformie. Powinna pomyśleć o starcie w następnych wyborach jako nasza, swojska Rózia Tuńczyk. Jak się ten trend umocni, jak się to stanie modne, ludzie zaczną zmieniać nazwiska także z innych pobudek. Na przykład Cenckiewicz i Gontarczyk następną książkę mogliby wydać jako Adam i Michnik. Zobaczylibyście, jakie entuzjastyczne byłyby recenzje.

Wracając do psychiatrii medialno-społecznej. Kalifornijscy psychiatrzy uważają, że stały natłok informacji, ich błyskawiczny przepływ, piętrowe paski telewizyjne, alerty są zbyt gęste i zbyt szybkie dla ludzkiego mózgu, a ich obfitość przekracza możliwości przetwórcze naszych neuronów. Jesteśmy i niezdolni do analizy, i zestresowani, zwłaszcza że większość dostarczanej nam informacji jest, jeśli niedramatyczna z istoty rzeczy, to udramatyzowana redakcyjnie.

[srodtytul]Gdy neurony odpoczywają [/srodtytul]

Co najgorsze, zalew i prędkość informacji uniemożliwiają mózgowi ludzkiemu dokonywanie ocen moralnych tego, co słyszy i widzi. Wobec braku dystynkcji między ważnym i nieważnym nasza reakcja na naprawdę wstrząsające albo istotne wieści staje się lekceważąca, a wrażliwość ulega stępieniu.

Jeden z uczestników tego projektu badawczego prof. Dilip Jeste powiedział Emmie Barnett, specjalistce brytyjskiego dziennika "The Daily Telegraph" od digitalnej technologii i mediów, że neurony odpowiedzialne za takie cnoty ludzkie jak mądrość i empatia działają powoli, wobec czego te obszary mózgu są omijane, kiedy świat zaczyna być zbyt stresujący. Górę bierze i dyktuje zachowanie prymitywny instynkt przetrwania. Nasz mózg nie ma po prostu w warunkach potopu informacyjnego czasu na segregację wiadomości ani na odpowiednią reakcję.

Zdaje się, że bez żadnych badań, bez pomocy psychiatrów, bez całego naukowego instrumentarium szefowie wszystkich naszych telewizji i ich programów informacyjnych instynktownie wiedzieli to wszystko od dawna. Dlatego nie zostawiali i nie zostawiają Polaków samych ze strumieniem informacji i niedoskonałym, powolnym mózgiem. Nie pozwalają na lekceważenie i stępienie wrażliwości.

Każda wiadomość jest od razu, jeśli nie expressis verbis, to przynajmniej językowo, opatrzona wykładnią moralną. Polak nie musi sobie przegrzewać mózgu myśleniem, nie musi uruchamiać obszarów pozainstynktownej refleksji, bo wszystko ma wyłożone jak na talerzu. Nie tylko, co się wydarzyło, ale także dlaczego, po co, co z tego wynika i jak się do tego ustosunkować.

W przypadkach istotniejszych wzywa się na pomoc ekspertów i przede wszystkim polityków, którzy zastępują nam odpoczywające neurony, odpowiedzialne za mądrość, współczucie i tym podobne humanizmy.

[srodtytul]Jeden wódz, jedna partia [/srodtytul]

Piękny przykład mieliśmy akurat w sobotę. Wicepremier i sekretarz generalny Platformy Obywatelskiej Grzegorz Schetyna wyraził przekonanie, że po przyszłorocznych wyborach premier Donald Tusk, zostawszy prezydentem, będzie także nadal przewodniczącym partii. Nie pozostawiono nas z tą przełomową w dziejach demokracji deklaracją sam na sam. Moglibyśmy bowiem zacząć myśleć, uruchamiać uśpione obszary mózgu i zacząć się zastanawiać, jaki ustrój nas czeka w najbliższej przyszłości. Czy przebijemy tuskizmem-schetynizmem rosyjski putinizm i czy PKO BP będzie w stanie odegrać rolę polskiego Gazpromu, na którym dałoby się oprzeć fundament takiej pięknej hybrydy? Z wierzchu demokratyczna fasada, nawet zdobna, a pod spodem "Ein Staat, ein Fuehrer, eine Partei" (jedno państwo, jeden wódz, jedna partia).

I od razu ekrany telewizyjne zaroiły się ekspertami dowodzącymi, że konstytucja nie stawia w tej mierze żadnych przeszkód (dobry prawnik zawsze sobie poradzi, zostawiając nazwę, a zmieniając istotę rzeczy – jak napisał prof. Aleksander Krawczuk o stworzeniu przez Oktawiana Augusta Cesarstwa Rzymskiego, pozostającego de nomine Rzecząpospolitą Ludu Rzymskiego) oraz rozentuzjazmowanych polityków PO. Stefan Niesiołowski tak się podekscytował, wyłączając neurony rozumu i przełączając się na podwzgórze Wenery, że aż spurpurowiał i spłynął potem.

Ale ja się zgadzam. Donald Tusk istotnie może – jeśli będzie chciał – być równocześnie prezydentem i szefem partii. Taka jest dzisiejsza Polska, co trudno zauważyć w natłoku informacji, a zwłaszcza niełatwo jakoś to sobie uporządkować w zaśmieconej głowie. Chciałbym tylko zwrócić uwagę Grzegorzowi Schetynie, że jeśli Tusk może być prezydentem i szefem partii jednocześnie, to może też zatrzymać urząd premiera, a nawet – jeśliby ojczyzna go wezwała w potrzebie – zająć fotel ministra spraw wewnętrznych. Może też przyjąć tytuł Generalissimusa, na co czekam z niecierpliwością.

Moje neurony mózgowe domagają się bowiem nazywania rzeczy po imieniu.

[i]Autor jest publicystą i felietonistą dziennika "Fakt"[/i]

[b][link=http://blog.rp.pl/rybinski/2009/06/14/generalissimus-donald-tusk/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Jedna Ziemia. Dwa światy. Parę dni temu przeczytałem o rezultatach badań nad telewizyjnymi przyzwyczajeniami Polaków, z których się dowiedziałem, że najchętniej oglądamy programy informacyjne. Także w ulubionym domowym sporcie, to znaczy skakaniu po kanałach, Polacy najczęściej skaczą na wiadomości i dzienniki. Do tego były entuzjastyczne komentarze ekspertów, że to wspaniałe, że dojrzewamy jako społeczeństwo i kształtują się w nas postawy obywatelskie.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
felietony
Życzenia na dzień powszedni
Opinie polityczno - społeczne
Światowe Dni Młodzieży były plastrem na tęsknotę za Janem Pawłem II
Opinie polityczno - społeczne
Co nam mówi Wielkanoc 2025? Przyszłość bez wojen jest możliwa
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Jak uwolnić Andrzeja Poczobuta? Musimy zacząć działać
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Umowa Ukraina–USA, czyli jak nie stracić własnego kraju