Wolności słowa nic nie grozi – pod takim tytułem pojawił się 4 czerwca w „Rzeczpospolitej” tekst prof. Piotra Winczorka. Na pierwszy rzut dobrze uargumentowany, dotyczący, jak by nie było, fundamentalnego w demokratycznym państwie tematu. Jednakże trudno zgodzić się z tym twierdzeniem, mimo iż wypowiedział je nauczyciel akademicki o niekwestionowanym autorytecie i do tego będący zazwyczaj wnikliwym obserwatorem komentującym na tych łamach otaczającą rzeczywistość.
[srodtytul]Komunizm upadł na cztery łapy [/srodtytul]
Pluralizm opinii wpisany jest w alfabet demokracji. Pełne jego urzeczywistnienie przejawia się w istnieniu mediów, za pomocą których poszczególne, zwłaszcza sprzeczne czy przeciwstawne, opinie mają szanse dotrzeć do szerszej publiczności. Nie podobna kwestionować tego, że obecnie publiczność ta może oglądać TVN 24 lub TV Trwam, czytać „Gazetę Polską” lub „Gazetę Wyborczą”, nie wspominając o łatwym dostępie do innych mediów.
Istotnie trudno mówić dziś o medialnych monopolach, choć nieodległe są czasy, w których jedynie słuszne poglądy miały o wiele większą szansę dotarcia do widza, słuchacza czy czytelnika niż poglądy niesłuszne. I nie myślę tu wcale o czasach dyktatury proletariatu. Przez pierwsze kilkanaście lat III RP, używając sformułowania prof. Antoniego Dudka, „reglamentowaną rewolucję” przedstawiano jako jedynie słuszną drogę, a sądzących inaczej piętnowano mianem oszołomów, zepchnięto na margines i praktycznie zamknięto usta, wyznaczając im rolę politycznych liszeńców. Hasło „4 czerwca upadł komunizm” przetaczało się przez mainstreamowe media latami i – zdawałoby się całkowicie – zagłuszyło nieśmiałe acz gniewne pomruki tych, którzy sądzili, że owszem upadł, ale na cztery łapy. Dziś mamy trochę inną sytuację. Monopol jakby się skończył, ale lepiej dmuchać na zimne.
„Wolność słowa można utracić, da się ją legalnie lub nielegalnie ograniczyć” – twierdzi prof. Winczorek. To zdanie byłoby prawdziwe trzydzieści czy pięćdziesiąt lat temu i wówczas dowodziło odwagi, na którą niewielu się wówczas zdobywało. Obecnie jednak wolności słowa, jako pochodnej wolności myślenia, utracić nie można, gdyż jest ona integralnym składnikiem godności gatunku homo sapiens. Ta zaś, z mocy art. 30 Konstytucji RP, jest mu przyrodzona i niezbywalna.