Protesty w Hongkongu pełne sprzeczności

W technologicznie zaawansowanym mieście każda rewolucja ma dwie twarze. Czy się tego chce, czy nie.

Publikacja: 02.10.2014 19:25

Rafał Tomański

Rafał Tomański

Foto: Fotorzepa

W Hongkongu każdy mieszkaniec ma średnio więcej niż 2 komórki. Według danych wypada 237 proc. nasycenia rynku, jeden telefon jest dla spraw prywatnych, drugi dla służbowych, trzecim można obstawiać na popularnych tam wyścigach konnych. Obecnie trwające w mieście antychińskie protesty korzystają z tego faktu.

Parasol

Symbolem tamtejszej rewolucji jest parasol. Osłania przed słońcem (dzięki temu używamy właśnie takiego „antysłonecznego", para sol słowa), deszczem (po francusku mówi się na niego parapluie), daje cień (angielskie umbrella to dosłownie mały cień), przy okazji można nim zasłonić się, gdy policja odpala w naszą stronę gaz łzawiący. Gdy nic się nie dzieje, tłumy demonstrantów siedzą na ulicy, a policja stoi w pobliżu i jedynie obserwuje, można takim parasolem nawet osłonić funkcjonariuszy przed chwilowym deszczem. W końcu policjant też człowiek, być może nawet spokrewniony w jakiś sposób z samym protestującym. W mediach można trafić na zdjęcia członków ruchu Occupy Central, którzy dzielą się parasolami podczas deszczu z policją. Zdarza się, że policjanci pomagają przemywać oczy podrażnione gazem. Protesty w HK pełne są teoretycznych sprzeczności, mają jak na razie wyjątkowo ludzką twarz oraz sporą zaletę dla nas, którzy śledzimy je z drugiego końca świata – są na wyciągnięcie ręki z powodu wszechobecnej w mieście technologii.

Statystyczne 2,37 komórki na osobę przekłada się na to, że każdy demonstrant może stać się jednoosobowym korespondentem wojennym. Wydarzeniom w Hongkongu nie towarzyszy zamieszanie w rodzaju tego z amerykańskiego Ferguson, gdzie szum informacyjny był tak duży, że narzekała na niego nawet lokalna prokuratura. Azjaci są karni, zdyscyplinowani i nieskorzy do niespodziewanych ruchów. Protest przeciwko wciąganej na maszt chińskiej fladze podczas święta utworzenia Chińskiej Republiki Ludowej 1 października polega na milczącym odwróceniu się do masztu plecami i pokazania skrzyżowanymi rękami znaku „X" przez grupę młodych ludzi. Demonstracje na co dzień oznaczają siedzące na ulicach grupy ludzi i wyludnione, wielopasmowe ulice. Niektóre z wejść na stacje metra są zabarykadowane wszystkim, co znaleziono pod ręką, także parasolami.

Dwie strony tych samych wydarzeń

Taki, zgodny z rzeczywistością obraz wydarzeń idzie w świat. Kontynentalne Chiny mają od rządu zapewnioną falę internetowej cenzury, która nie pozwala doświadczać tego, co widzimy my. Poza Hongkongiem nie działa Instagram, popularne komunikatory filtrują wyniki wyszukiwani, a rządowy dziennik „Renmin Ribao" publikuje oficjalny komentarz partii w sprawie demonstracji. Widać w nim wiele analogii do wydarzeń sprzed 25 lat na placu Tian'anmen. Jak na razie hasło „parasol", które po chińsku wygląda tak: ? (wersja główna, mandaryńska) i ? (kantońska, bardziej skomplikowana, starsza wersja znaku), nie podlega cenzurze w internecie. Oba znaki czyta się podobnie „san", ale można nawet porównać stopień skomplikowania całej sytuacji w zależności od strony, która na nią patrzy, do liczby kresek w parasolu po mandaryńsku, czyli z punktu widzenia rządowego Pekinu (6) do kantońskiego z HK (12).

Rewolucja parasoli jest cyfrowa, ale nie ma tego samego wymiaru, co arabska walka o wyzwolenie spod władzy tyranów kilka lat temu. Wtedy po raz pierwszy okazywało się, że hashtagi na Twitterze mają siłę sprawczą i mogą obalać rządy, ale z wywoływanych przez nie rewolucji nie pozostawało w końcu prawie nic. Arabowie wciąż nie potrafią odnaleźć się w nowym świecie tak, by móc żyć spokojnie, a nie z dnia na dzień. Od początku ostatniej fali demonstracji (27 września) do 2 października Twitter notował ponad 2,3 mln postów poświęconych tym wydarzeniom. W szczytowych momentach zamieszek ponad 700 na minutę. Do dyspozycji mieszkańców miasta są także inicjatywy programistów w rodzaju Code4HK, którego dewizą jest „Wywoływać zmiany społeczne przy pomocy programowania". Grupa stworzyła internetowy portal do dyspozycji protestujących, by mogli dowiadywać się z niego o miejscach demonstracji, organizacji ich przebiegu, logistyki i dysponować streamingami video. Miasto naszpikowane jest punktami dostępu do sieci, a gdy zdarzają się i z nimi problemy, ludzie płynnie przenoszą się do aplikacji-komunikatorów wykorzystujących Bluetooth (jak FireChat, który zyskał już ponad 200 tys. nowych użytkowników od końca września).

Wielkie Chiny z północy starają się wykorzystywać tę wszechobecność technologii i zakłócać pracę urządzeń także w HK. Jedna z aplikacji podszywała się we wrześniu pod inicjatywę Code4HK i rozsyłała wiadomości zachęcające do ściągnięcia programu działającego jak koń trojański. Po jego zainstalowaniu okazywało się, że dany telefon można podsłuchiwać i śledzić położenie jego użytkownika. Władza mogłaby mieć zatem podgląd na ruchy i komunikację demonstrantów od środka, ale na szczęście użytkownicy szybko zorientowali się, że to pułapka. Gdy zawodzi technologia, zawsze przecież można wrócić do parasoli.

Dlaczego parasol?

I tutaj ciekawostka – jednoznacznego powodu, dla którego ten przedmiot został wybrany symbolem antychińskiego protestu, nie ma. Jednak z historycznego punktu widzenia można zakładać, że chodzi o pokazanie swojego niezadowolenia. Przed II wojną światową bez parasola nie ruszał się nigdzie brytyjski premier, Neville Chamberlain, który poza tym faktem zasłynął także polityką tzw. appeasementu wobec Hitlera. Jego strategia oznaczała dosłownie zaspokajanie potrzeb dyktatora, by go zanadto nie drażnić, w rezultacie okazała się ogromnym niepowodzeniem. Rozczarowani swoim przywódcą Brytyjczycy witali go na trasach przejazdu parasolami właśnie. W latach 50. i 60. XX wieku amerykańscy prawicowcy pokazywali parasole politykom, którzy w podobny sposób chcieli ugłaskiwać przeciwników kraju. Dochodziło nawet do tak absurdalnych sytuacji, że nie można było oficjalnie pokazać się z parasolem w ręku, nawet gdy padał deszcz, żeby nie wyjść na kontestatora. Taka sytuacja spotkała w 1955 roku ówczesnego prezydenta Eisenhowera, który musiał wygłaszać przemówienie w deszczu, bo jego wiceprezydent (tę funkcję pełnił wtedy Richard Nixon, późniejszy prezydent) zakazał asystentom nosić za głową państwa parasoli. Podczas zamachu na J.F. Kennedy'ego na trasie przejazdu kolumny prezydenckiej także pojawiła się tajemnicza postać „człowieka z parasolem". Identyfikowano go później jako Louisa Stevena Witta, którego obecność z rozłożonym podczas słonecznego dnia parasolem w bezpośrednim sąsiedztwie pozbawianego akurat życia prezydenta Kennedy'ego, pozostaje tajemnicza. Podczas przesłuchań po latach przed Parlamentarną Komisją ds. Zabójstw w 1978 roku Witt tłumaczył, że parasol miał przypomnieć prezydentowi o związkach jego ojca, Josepha P. Kennedy'ego Seniora z polityką appeasementu premiera Chamberlaine'a. Starszy Kennedy był bowiem przed wojną ambasadorem w Wielkiej Brytanii i popierał działania premiera wobec Hitlera.

Symbolika parasola, jak widać, jest dość skomplikowana w swojej prostocie. Ma być znakiem protestu i jest. To że zazwyczaj towarzyszył sprzeciwowi odbywającemu się w ciszy może być optymistycznym znakiem odnośnie przyszłości wydarzeń w Hongkongu.

W Hongkongu każdy mieszkaniec ma średnio więcej niż 2 komórki. Według danych wypada 237 proc. nasycenia rynku, jeden telefon jest dla spraw prywatnych, drugi dla służbowych, trzecim można obstawiać na popularnych tam wyścigach konnych. Obecnie trwające w mieście antychińskie protesty korzystają z tego faktu.

Parasol

Pozostało jeszcze 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Po spotkaniu z Zełenskim w Rzymie. Donald Trump wini teraz Putina
Opinie polityczno - społeczne
Hobby horsing na 1000-lecie koronacji Chrobrego. Państwo konia na patyku
felietony
Życzenia na dzień powszedni
Opinie polityczno - społeczne
Światowe Dni Młodzieży były plastrem na tęsknotę za Janem Pawłem II
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Opinie polityczno - społeczne
Co nam mówi Wielkanoc 2025? Przyszłość bez wojen jest możliwa