Ale w obecnej sytuacji gospodarczej może stanowić kolejny sygnał normalizacji.
Oczyszczone dane NBP pokazują, że wartość kredytów zaciąganych przez Polaków rośnie. Może to nie rekordowe tempo wzrostu, ale od kilku miesięcy krzywa kredytów dla gospodarstw domowych stabilnie pnie się do góry. Główną przyczyną jest większe zainteresowanie pożyczkami konsumpcyjnymi , które zwykle bierzemy, by kupić nowy telewizor, komputer, pralkę czy meble. A jeśli polskie gospodarstwa domowe są skłonne na kredyt kupować tzw. dobra trwałego użytku, to znaczy, że bardziej optymistycznie patrzą w przyszłość.
Już nie boją się panicznie, że za chwilę ktoś z rodziny straci pracę albo że ich firma ogłosi program redukcji wynagrodzeń. Są na tyle bardziej pewne sytuacji materialnej, że nie obawiają się brać na swoje barki kolejnych zobowiązań.
Jeszcze lepszym sygnałem jest wzrost kredytów dla przedsiębiorstw. Ci zwykle pożyczają z banku pieniądze, by ruszyć z inwestycjami. Przez 2012 i 2013 r. tych kredytów w ogóle nie przybywało, bo firmy nie widziały wielkiego sensu zwiększania mocy produkcyjnych. Nawet jeśli zdobywały nowe zamówienia, raczej starały się wykorzystać już istniejące zasoby – np. zwiększając wydajność. By zacząć inwestycje, trzeba mieć wiarę w odrodzenie gospodarki – wzrost popytu na ich towary i usługi i wśród konsumentów i wśród innych firm.
Patrząc z tego punktu widzenia, dziś osobom i firmom biorącym kredyty możemy tylko kibicować. Im więcej ludzi uwierzy, odczuje na własnej skórze, że dołek gospodarczy mamy już za sobą, tym ożywienie może być bardziej dynamiczne.