Ostatnie wydarzenia na Ukrainie spowodowały m.in. powrót w Polsce do dyskusji nad potrzebą jak najszybszego przystąpienia do strefy euro. Jak uważają bowiem niektórzy ekonomiści, ale także i politycy oraz przedstawiciele biznesu, pozostawanie poza strefą euro w okresie tak nam bliskich geograficznie turbulencji może narazić Polskę na wiele niedogodności związanych m.in. z możliwymi atakami spekulantów giełdowych, pogorszeniem oceny sytuacji w regionie, a co za tym idzie, deprecjacją złotego.
Pomijając na chwilę kwestię tego, że obecnie ani strefa euro, ani Polska nie są gotowe na rozszerzenie, problem przystąpienia Polski do strefy euro jest rzeczywiście ważny, zarówno poznawczo, jak i praktycznie. Dotyczy bowiem także odpowiedzi na pytanie, czy pieniądz egzogeniczny w stosunku do gospodarki kraju czy endogeniczny lepiej służy gospodarce narodowej w okresie turbulencji finansowych czy politycznych i korzystniej wpływa na koniunkturę gospodarczą. Chociaż wiadomo, że ani Polska nie spełnia w tym momencie wszystkich koniecznych do przystąpienia do strefy euro kryteriów, ani Unia Gospodarczo-Walutowa nie jest obecnie gotowa na tak istotne rozszerzenie, bo wciąż boryka się z problemami kryzysu fiskalnego i reform strukturalnych, to jednak warto i należy podejmować temat kosztów i korzyści przystąpienia Polski do strefy euro, uwzględniając ogrom doświadczeń narosłych w czasie ostatniego kryzysu i obecnej dekoniunktury.
Nasilenie dyskusji na temat przystąpienia Polski do strefy euro pojawia się niejako cyklicznie. Tak było na początku ostatniego kryzysu finansowego i tak jest obecnie w efekcie zawirowań społeczno-politycznych na Ukrainie. Z prezentowanych w prasie wypowiedzi i artykułów wynikają co najmniej dwa stanowiska. Jedno sugeruje przystąpienie do UGW tak szybko, jak jest to możliwe, oczywiście po przeanalizowaniu wszystkich kosztów i korzyści. Można chyba powiedzieć, że jest to stanowisko dość emocjonalne wywołane napięciami politycznymi na Ukrainie, które w sposób dobitny sprecyzowane zostało w artykule profesora Andrzeja Wojtyny, zamieszczonym w „Rzeczpospolitej" 5 marca 2014 r. pod znamiennym tytułem: „Ukraina a euro w Polsce". Drugie stanowisko sugeruje natomiast, by spieszyć się powoli, albowiem pozostawanie poza strefą euro daje Polsce obecnie daleko więcej korzyści, niż stwarza zagrożeń, w szczególności w rezultacie utrzymywania płynnego kursu złotego. W razie bowiem nieoczekiwanego spadku eksportu deprecjacja polskiego złotego daje szanse nie tylko na utrzymanie jego wolumenu, ale nawet na zwiększenie produkcji, a tym samym podniesienie poziomu zatrudnienia (wywiad z profesorem Markiem Belką, prezesem Narodowego Banku Polskiego: „Wyczynowy kapitalizm do poprawki", „Dziennik Gazeta Prawna" z 14 lutego 2014).
Euro: korzyści i zagrożenia
Oba zasygnalizowane wyżej stanowiska skłaniają z jednej strony do ponownej refleksji nad skutkami wprowadzenia euro, a z drugiej uzmysławiają, że korzyści i niekorzyści z wprowadzenia euro należy rozpatrywać w krótkim i długim okresie.
Jak się wydaje, zasadniczą kwestią jest odpowiedź na pytanie, co lepiej służy konkurencyjności polskiej gospodarki i co pozwala uczynić więcej dla uniknięcia tzw. pułapki średniego dochodu: uczestnictwo w strefie euro czy przebywanie poza nią. Odpowiedź na to pytanie, rzecz jasna, nie jest prosta. Jednak z dużą dozą prawdopodobieństwa można powiedzieć, że w krótkim okresie pozostawanie poza strefą euro oraz posiadanie płynnego kursu walutowego może być korzystniejsze dla podtrzymywania, a nawet dla wzrostu konkurencyjności gospodarki polskiej. W razie bowiem jakichkolwiek turbulencji gospodarczych, ale nie tylko, deprecjacja złotego obniża dla zagranicznych nabywców ceny, a przejściowo może nawet obniżyć koszty produkcji, w wyniku procesów redystrybucji. Może to jednak prowadzić w dłuższej perspektywie – jak wskazuje także profesor Belka w cytowanym wywiadzie – do utwierdzenia konkurencyjności opartej na niskich płacach i ekstensywnych technologiach produkcji. Ten typ konkurencji wzmacnia jednak prawdopodobieństwo zaistnienie tzw. pułapu średniego dochodu, ponieważ wspomniana konkurencyjność nie jest ani rezultatem innowacyjności, ani wynikiem przedsiębiorczości, ale efektem niskich kosztów robocizny. Także producenci tych towarów nie są liderami cenowymi na rynku, a w związku z tym i ich dochody nie należą do najwyższych, ale raczej do średnich.