Zasypywanie rynków finansowych tanim pieniądzem po to, by rozruszać gospodarkę (czasami nazywane po prostu drukowaniem pieniędzy), krytykowane przez wielu ekonomistów, przyniosło różne efekty w różnych krajach.

Informacje z amerykańskiego rynku pracy z ubiegłego tygodnia pokazały spadek bezrobocia poniżej 6 proc., co było przez tamtejszą Rezerwę Federalną wskazywane jako jeden z celów programów luzowania ilościowego. Nieco mniejszą, ale też istotną poprawę widać w Wielkiej Brytanii. Ale mandat Fedu czy Banku Anglii jest znacznie szerszy niż Europejskiego Banku Centralnego. Poza tym do sukcesu USA w znacznym stopniu przyczynił się możliwy dzięki boomowi łupkowemu spadek cen energii, który zwiększył konkurencyjność tamtejszego przemysłu.

W strefie euro sytuacja jest znacznie trudniejsza. Władze EBC mają dużo mniejsze możliwości, a działania ocierające się o „niekonwencjonalność" spotykają się natychmiast z ogromnym oporem Niemiec, najsilniejszego gospodarczo i politycznie kraju eurolandu. Niemcy stoją na stanowisku, że skoro obecne problemy gospodarcze krajów strefy euro wzięły się z ich nadmiernego zadłużenia spowodowanego zbyt dużymi wydatkami państw, to można je pokonać tylko, wprowadzając reformy i robiąc oszczędności.

To prawda, że wiele krajów strefy euro wymaga głębokich reform zwiększających konkurencję. W Niemczech pakiet najważniejszych reform udało się przeprowadzić jeszcze przed globalnym kryzysem, z czego korzysta tamtejsza gospodarka. Niestety, zdaniem wielu ekonomistów, korzysta kosztem swoich uboższych partnerów ze strefy euro.