Odłamki globalnej wojny walutowej uderzają w Polskę

Umocnienie franka zaboli wielu, nie zagrozi jednak systemowi finansowemu i wzrostowi gospodarki – ocenia główny ekonomista ING Banku Śląskiego.

Publikacja: 19.01.2015 04:05

Odłamki globalnej wojny walutowej uderzają w Polskę

Foto: Fotorzepa, Piotr Waniorek Piotr Waniorek

Decyzja Szwajcarskiego Banku Narodowego (SNB) o porzuceniu progu walutowego na poziomie 1,20 franka za euro była zaskoczeniem dla wszystkich. W efekcie kurs franka umocnił się o około 18 proc. wobec euro, co przełożyło się na 25-proc. osłabienie złotego wobec franka i 1,5-proc. osłabienie naszej waluty wobec euro. Straciła także polska giełda (głównie akcje banków).

Za granicą zatrzęsły się rynki ryzykownych aktywów, bo wiele funduszy hedgingowych musiało szybko zamykać swoje ekspozycje finansowane frankiem, który nagle podrożał o 18 proc. Decyzja SNB o porzuceniu progu obrony kursu franka przed umocnieniem wobec euro wynikała z kumulacji paru czynników sugerujących, że dalsza walka z aprecjacją franka może być skazana na niepowodzenie.

Poziom nie do obrony

Interwencje SNB polegały na skupie napływających środków w euro i wymianie ich na dodrukowywane franki. W ich efekcie rezerwy walutowe Szwajcarii wzrosły do 85 proc. PKB. Innymi słowy, SNB podwoił swoje zasoby w walucie, która cały czas tanieje wobec reszty światowych walut. Dalsza kontynuacja tego mechanizmu kursowego oznaczałaby tylko powiększanie strat, których SNB mógłby nie unieść. Ujawniają się one, gdy wyceni się wartość rezerw trzymanych w euro według spadającego kursu wspólnej waluty do franka. Dlatego postanowiono porzucić półsztywny kurs rodzimego pieniądza i zamienić ten instrument na ujemne stopy procentowe w nadziei, że zatrzyma to jego aprecjację.

Moment podjęcia decyzji nie był przypadkowy z paru powodów. Ostatnio znacząco wzrosło prawdopodobieństwo ogłoszenia przez Europejski Bank Centralny (EBC) sovereign QE (skupu papierów rządowych za dodrukowane euro). Te działania zmierzają do dalszego osłabienia wspólnej waluty, co oznacza dalszą ucieczkę oszczędności z eurolandu do Szwajcarii, a więc presję na umocnienie franka. Poza tym pod koniec 2014 roku (listopad–grudzień) skala interwencji drastycznie wzrosła, co pokazuje wielkość rezerw, które skoczyły o 50 mld franków, czyli 1/3 całego ich przyrostu od momentu usztywnienia kursu w połowie 2011 roku.

Za granicą Polska jest postrzegana jako jeden z krajów najsilniej wyeksponowanych na ryzyko kredytowe związane ze wzrostem kursu franka

Możliwe, że wśród oszczędności przemieszczających się do Szwajcarii znaczący udział miał kapitał rosyjski uciekający ze swojego kraju. Znaczące przyspieszenie tych tendencji uczyniło walkę SNB niemal skazaną na niepowodzenie. Stąd decyzja o powrocie do płynnego kursu.

Pozostaje pytanie, czy frank może dalej się umacniać? Dla pewnej grupy inwestorów, przenoszących swoje oszczędności do Szwajcarii, ujemna stopa depozytowa na poziomie -0,75 proc. nie jest żadnym kosztem, szczególnie tych, którzy desperacko szukają bezpiecznej przystani dla swojego majątku. Z kolei dla przeciętnego Europejczyka konieczność płacenia 0,75 proc. za trzymanie środków w szwajcarskim banku może działać zniechęcająco.

Problem w tym, że tych, którzy chcą chronić swoje oszczędności nawet za koszt ponoszenia opłaty, jest na razie bardzo dużo. Sprzyja temu niestabilna sytuacja geopolityczna, możliwe zawirowania w strefie euro (obawy o losy Grecji czy wynik tegorocznych wyborów w Hiszpanii) czy wspomniane działania EBC, które ewidentnie zmierzają do osłabienia euro. To obecnie najbardziej skuteczna i wykonalna politycznie metoda walki z deflacją i marazmem gospodarczym w eurolandzie. Frank jest obecnie przewartościowany, ale powyższe czynniki muszą ustać, aby przerwać tę sytuację.

Nie taki wielki wzrost obciążeń

Dla polskiej gospodarki droższy frank oznacza większe koszty obsługi długu dla 580 tysięcy gospodarstw domowych posiadających kredyty we franku szwajcarskim. Koszt przeciętnej raty wzrósł o ok. 350 zł (przy założeniu kursu franka na poziomie 4,30 zł). W efekcie mniej środków zostanie przeznaczonych na konsumpcję, co pomniejszy jej wzrost o około 0,2 pkt proc., a dynamikę PKB o 0,1 pkt proc. Oznacza to niewielkie pogorszenie perspektyw wzrostu gospodarczego. Trzeba jednak pamiętać, że kredyty we frankach są skupione w grupie około 580 tysięcy rodzin, a nie rozłożone równomiernie po wszystkich gospodarstwach domowych w Polsce. W niektórych przypadkach wielkość przeciętnej raty zacznie konsumować zbyt dużą część miesięcznych dochodów.

Za granicą Polska jest postrzegana jako jeden z krajów najsilniej wyeksponowanych na ryzyko kredytowe związane ze wzrostem kursu franka. Ale to raczej pobieżna analiza. Takie proste miary jak udział kredytów frankowych w polskim PKB (ok. 10 proc.) i niemal 15  proc. w całości kredytów sektora bankowego pozycjonują nas wysoko. Węgry miały niemal 12 proc. PKB, zanim „uporały się" z problemem przez administracyjne przewalutowanie. Kolejna jest Rumunia, gdzie udział kredytów frankowych waha się w okolicach 10 proc. PKB.

Jednak moim zdaniem drastyczny wzrost kursu franka wobec złotego, chXociaż bolesny dla wielu kredytobiorców, nie oznacza jednak dużego zagrożenia dla stabilności systemu finansowego. Nie przewiduję znaczącego wzrostu nieobsługiwanych zobowiązań czy problemów banków ze znalezieniem finansowania. Udział kredytów mieszkaniowych we frankach, które klienci przestali obsługiwać, jest relatywnie mały i wynosi 3,1 proc. Dla kredytów mieszkaniowych w złotych ten udział wynosi niemal 3,7 proc., a łącznie wszystkich kredytów nieobsługiwanych jest około 8,1 proc.

Możliwe, iż wśród oszczędności przemieszczających się do Szwajcarii znaczący udział miał kapitał rosyjski uciekający ze swojego kraju

Dzieje się tak dlatego, że koszt przeciętnej raty kredytowej we frankach (dla kredytu 115 tys. franków, na 25 lat) wzrósł od 2008 r. (a więc dołka dla kursu franka wobec złotego) o około 55 proc., ale w tym samym czasie przeciętne wynagrodzenie zwyżkowało o około 25 proc. Jeżeli w uproszczeniu założymy, że kredyty we frankach brały osoby zarabiające około 20  proc. więcej od średniej krajowej, oznacza to, że wówczas koszty obsługi przeciętnej wielkości kredytu stanowiły około 43 proc. ich dochodów a teraz skoczyły do 54 proc. netto. To dużo, ale wciąż do uniesienia. Ponadprzeciętnie „zalewarowani" będą mieli problemy, ale raczej nie powinno to być masowe.

Obniżki stóp może nie być

Wzrost kursu franka wobec złotego nie oznacza także powtórki z 2012 r., kiedy niektóre instytucje finansowe miały problem ze znalezieniem finansowania dla swojego portfela kredytowego w szwajcarskiej walucie. Złotowa wartość kredytów frankowych w bilansach banków wzrosła, co oznacza konieczność zdobycia nowych pasywów po to, aby wymienić te środki na waluty. Nie ma jednak obaw o rolowanie znaczącej części finansowania w walutach. Banki muszą jedynie dosłać swoim kontrahentom dodatkowe zabezpieczenie (około 15–20 mld zł) z tytułu zawartych operacji swapowych i umocnienia franka.

Zawarcie tego typu transakcji jest wiele łatwiejsze niż parę lat temu. Znacznie łatwiej jest pożyczyć euro czy franki na rynkach zagranicznych, ponieważ regulatorzy wymusili rozwój zabezpieczonych instrumentów, a więc ryzyko kontrahenta (które sparaliżowało niejeden system bankowy po upadku Lehman Brothers) jest mniejsze. Poza tym zagraniczne rynki finansowe toną w płynności (efekt ekspansywnej polityki pieniężnej tamże), którą tamtejsi inwestorzy chcą chętnie ulokować. O tym, że tym razem zdobycie płynności w walutach jest łatwiejsze, świadczy niewielki wzrost kosztów tzw. swapów walutowo-procentowych (CIRS).

Z punktu widzenia Rady Polityki Pieniężnej osłabienie złotego wobec franka oznacza pewne niewielkie zmniejszenie konsumpcji, ale efekt dla wzrostu gospodarczego jest niewielki. Jednocześnie osłabienie złotego do franka wprowadziło dodatkowy czynnik niestabilności na rynku walutowym, a już po styczniowej decyzji prezes Belka mówił, że w takich warunkach nie powinno się zmieniać stóp.

Tracimy więc wiarę w umocnienie złotego w I kwartale 2015 r. po tym, jak w grudniu kurs euro wobec złotego poszybował do 4,30. To może oddalić moment obniżki stóp w Polsce, ale raczej jej nie wyklucza. Naszym zdaniem RPP może dokonać cięcia stóp pod koniec I kwartału 2015 r., które niestety będzie lustrzanym odbiciem podwyżki z maja 2012 r. Tym razem będzie ono miało miejsce w dołku inflacji i tuż przed tym, jak dynamika PKB odbije się w drugiej połowie roku.

Decyzja Szwajcarskiego Banku Narodowego (SNB) o porzuceniu progu walutowego na poziomie 1,20 franka za euro była zaskoczeniem dla wszystkich. W efekcie kurs franka umocnił się o około 18 proc. wobec euro, co przełożyło się na 25-proc. osłabienie złotego wobec franka i 1,5-proc. osłabienie naszej waluty wobec euro. Straciła także polska giełda (głównie akcje banków).

Za granicą zatrzęsły się rynki ryzykownych aktywów, bo wiele funduszy hedgingowych musiało szybko zamykać swoje ekspozycje finansowane frankiem, który nagle podrożał o 18 proc. Decyzja SNB o porzuceniu progu obrony kursu franka przed umocnieniem wobec euro wynikała z kumulacji paru czynników sugerujących, że dalsza walka z aprecjacją franka może być skazana na niepowodzenie.

Pozostało 91% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację