Nie sądzę, by przeczytała go którakolwiek z kluczowych osób zaangażowanych w grecko-unijne negocjacje, bo Niemcy czytają swoje gazety, Grecy swoje, ale jest to – przynajmniej dla nas – ciekawa intelektualna dyskusja.
Kto wie, może kiedyś i my znajdziemy się po którejś stronie stołu negocjacji? Oby tylko po dobrej! Naprawdę dobrej strony takiego stołu nie ma, ale mimo wszystko lepiej już być po stronie wierzycieli, którym grozi strata części kapitału, niż dłużników, którym grozi bankructwo...
To, co pisze profesor Kołodko, jest z ekonomicznego punktu widzenia słuszne: redukcja niespłacalnego długu, złagodzenie wymogów wobec umęczonej wieloletnią recesją Grecji. Ale jest oderwane od rzeczywistego problemu. Bo – jak pisałem cztery miesiące temu – problem greckich negocjacji to nie zdroworozsądkowa, finansowo-ekonomiczna dyskusja. To raczej problem opisany przez Sofoklesa w jego klasycznej „Antygonie".
Jeszcze raz przypomnę sens tego problemu. Polega on na tym, że kiedyś popełniono błędy, które powodują, iż dziś nie ma dobrego rozwiązania. Każda postać dramatu postępuje zgodnie ze swoim najlepszym rozumieniem sytuacji, uważając, że nie ma innego wyjścia. Tyle że ich warunki brzegowe się nie zazębiają. W języku teorii gier powiedzielibyśmy, że pola możliwych do akceptacji przez poszczególne strony rozwiązań są rozłączne, realizacja minimalnych wymogów jednej strony powoduje, że druga nie jest w stanie ich zaakceptować. A wtedy oczywiście rozsądnego rozwiązania nie ma.
W starożytnym greckim dramacie stronami są Kreon i Antygona. W obecnym są to kanclerz Niemiec i premier Grecji, wspierani przez innych uczestników dyskusji.