Los Grecji znajdzie się wkrótce w rękach Europejskiego Banku Centralnego. W roku 2013, w szczytowej fazie kryzysu cypryjskiego, Rada banku poinformowała, że w przypadku braku porozumienia z wierzycielami EBC zmuszony będzie zakończyć ratunkowe operacje zasilające za pomocą miejscowego banku centralnego cypryjskie banki komercyjne w płynność (Emergency Loquidity Assistance).
Nikt z oficjeli zaangażowanych w żmudny proces negocjacji warunków pomocy dla Cypru nie przyzna tego głośno, ale był to w pewnością argument przesądzający o osiągnięciu porozumienia, które w tej fazie miało już postać oferty pod adresem Cypryjczyków: „take it or leave it". Odcięcie banków od jedynego dostępnego dla nich źródła finansowania doprowadziłoby do niekontrolowanego upadku systemu finansowego i bankructwa kraju.
Trudna decyzja
Dwa lata temu Europejskiemu Bankowi Centralnemu jakoś się upiekło. Wszyscy byli zadowoleni, że udało się uniknąć pierwszej upadłości kraju będącego członkiem strefy euro. Ale trudno powiedzieć, jak będzie tym razem. EBC w oczach wielu jest po prostu niedemokratyczną instytucją, która nie ma prawa decydować o losach kraju z demokratycznie wybranym rządem. A Grecy mają na całym świecie mnóstwo zawodowych i społecznych rzeczników, którzy prześcigają się w wyliczeniach, do jakiej to ruiny doprowadziłoby Grecję zaaprobowanie reform proponowanych przez instytucjonalnych wierzycieli.
Nikt zdrowo myślący nie chciałby być teraz w skórze bankierów centralnych z Frankfurtu. Jeśli rzutem na taśmę nie zostanie osiągnięte jakieś porozumienie z Grekami, decyzja przesądzająca o tym, co dziać się będzie w okresie najbliższych kilku tygodni z tym krajem, spadnie na barki kilkunastu ludzi zasiadających w Radzie Gubernatorów. Z kolei podjęta przez nich decyzja przesądzić może ostatecznie w dłuższej perspektywie o losach zarówno samego EBC, jak i strefy euro. Jeśli nie ustąpią przed szantażem – Grecja wypadnie ze strefy euro, a może też i z Unii; jeśli cofną się przed zmasowanymi atakami i poczuciem odpowiedzialności – doprowadzą do erozji instytucjonalnych podstaw strefy euro, co skończyć się dobrze nie może.
Trzeba więc powiedzieć jasno: jeśli Grecja wypadnie ze strefy euro, to z pewnością nie za sprawą Europejskiego Banku Centralnego, lecz decyzją własnego rządu. Nie zmieni to jednak prostej percepcji wielkiej rzeszy apostołów „deficytu demokratycznego" w Europie, którzy oskarżać będą EBC najpierw o postawienie rządowi greckiemu ultimatum, a później o upadek demokratycznego kraju.