Przekaz ostatniej konferencji prezesa NBP Adama Glapińskiego był niezwykle optymistyczny i jasny: spodziewany w marcu spadek inflacji konsumenckiej CPI do około 2,5 proc., a więc celu inflacyjnego NBP, oznacza wielkie zwycięstwo banku centralnego, można więc świętować.
Prezes sugerował, że wraz z Radą Polityki Pieniężnej wykonał już swoje zadanie. Może więc otrzepać ręce po robocie, a dalszy los inflacji jest już właściwie wyłącznie w rękach rządu, który staje przed decyzją przedłużenia (lub nie) zerowej stawki VAT na żywność oraz zamrożonych cen energii.
Czytaj więcej
W najbliższym miesiącach inflacja otrze się o cel NBP, czyli 2,5 proc. W dalszej perspektywie będzie się jednak utrzymywała wyżej i to niezależnie od tego, co rząd zrobi z tarczą antyinflacyjną – sugerują prognozy ekonomistów z banku centralnego.
Co ujawnia inflacja bazowa. Prezes Glapiński przypisał RPP cudze zasługi
Sęk w tym, że to nieprawda: spadek cen do 2,8 proc. rocznie w lutym (z perspektywa dalszego spadku do 2,5 w marcu) zawdzięczamy głównie spadkowi cen żywności o 0,4 proc. A akurat żywność (oraz szeroko rozumiana energia) są poza sferą oddziaływania polityki pieniężnej. Prawdziwe jej osiągnięcia mierzyć należy tzw. inflacją bazową, bez owych dwóch składowych.
W poniedziałek NBP podał, że inflacja bazowa w lutym wyniosła 5,4 proc., licząc rok do roku, a więc daleko od celu NBP. Zresztą już z wcześniejszych ocen ekonomistów wynika, że ten wskaźnik, który zależy od działań RPP, aż po 2026 r. będzie jeszcze pozostawał w okolicach 4 proc., a więc poza celem 2,5 proc. z dopuszczalną odchyłką 1 pkt proc. Prezes Glapiński więc przypisał bankowi centralnemu cudze zasługi. Czyje?