PiS robi groźną minę do złej gry. Na szali jest przyszłość blisko 100 tys. mieszkańców regionu i nasze rachunki za prąd.
Gmina Bogatynia, gdzie działa elektrownia i kopalnia Turów, jest jedną z najbogatszych w kraju. W ub.r. pod względem wpływów podatkowych na mieszkańca była na 26. miejscu, tuż za podwarszawskim Konstancinem-Jeziorną. W całym powiecie zgorzeleckim mieszka 90 tys. osób. Należący do PGE kompleks w Turowie jest największym pracodawcą, zatrudnia ponad 3,5 tys. ludzi. Węglowa idylla się jednak kończy i to dużo szybciej niż obiecuje rząd Zjednoczonej Prawicy.
O odkrywce w TSUE
O Turowie głośno zrobiło się dwa lata temu, gdy planowanym poszerzeniem odkrywki zajął się Trybunał Sprawiedliwości UE. Na wniosek Czech Trybunał nakazał wstrzymanie pracy kompleksu ze względu na negatywny wpływ odkrywki na poziom wód gruntowych. TSUE wskazał, że polski rząd nie uwzględnił interesu mieszkańców po stronie czeskiej. Kilka tygodni wcześniej, ówczesny minister klimatu i środowiska Michał Kurtyka, mimo braku prawomocnej decyzji środowiskowej, wydał koncesję na rozbudowę kopalni odkrywkowej Turów. Tym samym pozwolił na wydobywanie tam węgla do 2044 r.
Rząd zignorował orzeczenie Trybunału, czego skutkiem było nałożenie kar pół miliona euro dziennie. Naliczanie ich trwało od 20 września 2021 do 3 lutego 2022 r., gdy Polska zawarła ugodę z Czechami. Kosztowało to polskich podatników 68,5 mln euro, czyli ponad 300 mln zł. Zostały one potrącone z unijnych funduszy należnych Polsce.
Zainteresowanie Turowem odżyło ostatnio za sprawą postanowienia Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie. Pod koniec maja WSA uznał, że zachodzi niebezpieczeństwo wyrządzenia znacznej szkody w środowisku i wstrzymał wykonanie decyzji środowiskowej.