Przepisy „Apteki dla Aptekarza” obowiązują od sześciu lat, podczas których zaobserwowano spadek liczby aptek. Nic dziwnego, skoro wprowadziła ona silne regulacje na już wcześniej regulowanym rynku aptecznym. W rezultacie nie ma drugiego takiego rynku w Europie, na którym obowiązywałoby tyle typów restrykcji: własnościowe, ilościowe, demograficzne, geograficzne, a na dodatek zakaz reklamy aptek.
Zwolennicy „doszczelnienia” przepisów „Apteki dla Aptekarza” mówią, że bez ich nowelizacji wielkie, bezwzględne zagraniczne sieci doprowadzą do plajty małych, uciskanych polskich aptekarzy. Tyle, że 96 proc. aptek w Polsce to apteki z rodzimym kapitałem. Spora część z nich to sieci apteczne: jest ich ponad 300 i są to głównie małe i średnie firmy rodzinne posiadające sieci kilku-kilkunastu aptek.
Czytaj więcej
Rząd przyjął w piątek projekt ustawy o zmianie ustawy o refundacji leków, środków spożywczych specjalnego przeznaczenia żywieniowego oraz wyrobów medycznych oraz niektórych innych ustaw, przedłożony przez ministra zdrowia. Co się zmieni?
Mówią też, że sieci apteczne nie płacą podatków w Polsce. Tyle, że w 2021 roku sieci apteczne wpłaciły do budżetu państwa w formie danin publicznych zaledwie 1,3 mld złotych, podczas gdy apteki indywidualne około 0,4 mld.
Mówią wreszcie, że sieci apteczne dążą do monopolu na rynku. Tyle, że z definicji nie istnieje monopol ponad 300 przedsiębiorstw, a największa część rynku, około 25 proc. aptek teoretycznie indywidualnych, jest zintegrowana w programach partnerskich prowadzonych dla aptek przez hurtownie. Są to wielkie wirtualne sieci, dużo większe niż jakakolwiek „typowa” sieć apteczna.