Poprzez własne destrukcyjne działania Kreml pozbawił się 40 proc. dochodów budżetowych. I nic tego nie zmieni, bo to właśnie Europa była dojną krową Rosji, przez dziesięciolecia przepłacając za rosyjskie surowce. Takich cen jak w Polsce, Litwie, Francji czy Niemczech Gazprom, Rosnieft, Novatek, Łukoil nie uzyskają już nigdy na żadnym innym rynku.
Czas rosyjskiej prosperity dobiegł końca, a jedyne, co rosyjskie reżim potrafi zrobić ze zgromadzonymi przez dziesięciolecia gigantycznymi wpływami z eksportu surowców, to rozpętać wojnę. Rosjanie żyli i żyją w biedzie, ponad 70 proc. z nich nie ma nawet paszportu uprawniającego do podróży zagranicznych, a widok Moskwy czy Petersburga nic nie mówi o Rosji. Ten kraj zawsze był dobry w budowie patiomkinowskich wiosek.
Czytaj więcej
W marcu rosyjskie koncerny sprzedały za granicę najwięcej ropy od dwóch lat, ale dochody z tego eksportu okazały się o 43 proc. niższe niż jeszcze rok temu. To efekt zachodnich sankcji. Zła wiadomość jest taka, że kraje Unii wciąż importują rosyjski surowiec, finansując wojnę Kremla.
Cena ropy balansująca w okolicach 70 dol. za baryłkę nie ma dziś dla reżimu na Kremlu szczególnego znaczenia, bo i tak większość swojego surowca rosyjskie koncerny eksportują po cenach dumpingowych. Jednak spadek cen ropy w sytuacji, kiedy główni eksporterzy ogłosili redukcję wydobycia, może szybko tę sytuację zmienić.
Oficjalna cena rosyjskiej ropy kolebie się przy 50 dol. za baryłkę. Dziś już wiadomo, że największe klient - Indie zaczął ograniczać zakupy, bowiem rosyjskie koncerny nie wiedzą, co robić z otrzymanymi rupiami. Delhi handluje w rupiach, bo takie ma prawo; niewiele transakcji jest w dolarach, a w przypadku objętej sankcjami Rosji są one szczególnie skomplikowane.