Wchodzących do centrali NBP wita uwieczniona pozłacanymi literami myśl przypisywana Władysławowi Grabskiemu, współtwórcy przedwojennego narodowego banku Polski i złotówki. Myśl ta brzmi: „Podstawą zdrowego rozwoju życia gospodarczego oraz siły finansowej państwa jest zdrowa i silna waluta. W celu jej stworzenia i zachowania musi całe społeczeństwo ponosić znaczne ofiary”.
Przedwojenny złoty okazał się walutą „zdrową i silną” – nie tylko wymienialną, ale i wyjątkowo stabilną wobec np. dolara czy franka szwajcarskiego. Pod tym względem nie dorównywała mu marka niemiecka. Niestety, „zdrowy i silny złoty” nie zapewnił Polsce międzywojennej rozwoju gospodarczego. Przyczynił się raczej do pogłębienia dystansu wobec np. Niemiec. Produkcja przemysłowa w 1938 r. nie sięgnęła nawet poziomu 1913 r. Ofiary ponoszone przez społeczeństwo międzywojenne w istocie poszły na marne.
Dzisiaj wiadomo już, że „zdrowa waluta” nie jest ani warunkiem koniecznym, ani wystarczającym zdrowego rozwoju gospodarczego. Jednak wciąż nie brak głosicieli potrzeby prowadzenia restrykcyjnej polityki fiskalnej i pieniężnej – co ma skutkować siłą i stabilnością złotego III RP i w konsekwencji dobrobytem. Głosiciele ci zwykle nie ukrywają, że polityka taka będzie społecznie „bolesna”. W istocie, jak sądzę, potrzeba jej prowadzenia w ostateczności motywowana jest nie tylko racjami teorii makroekonomii. Te nie uzasadniają bezwzględnej i bolesnej restrykcyjności zawsze i wszędzie. Idzie o quasi-religijne przeświadczenie, że na sukces należy zasłużyć, najlepiej ponosząc ofiary, umartwiając się i poszcząc. W dodatku zadawanie bólu można też uzasadniać potrzebą odpokutowania za grzechy (np. za „grzech” akumulowania długu publicznego czy „drukowania pieniędzy bez pokrycia”).
Czy zmniejszenie popytu wymaga niższej podaży
Dla wielu komentatorów dalsze podnoszenie stóp procentowych, w połączeniu z jakąś formą represji fiskalnej (tj. cięć wydatków publicznych i wzrostu obciążeń podatkowych) jest nieodzowne. Twierdzi się, że inflacja obecna ma charakter popytowy: „jest za dużo pieniądza – i popytu – w stosunku do podaży”. Ergo, pożądane ma być tłumienie popytu, w pierwszym rzędzie przez podrożenie kredytu.
Nie ulega wątpliwości, że inflacja popytowa wymaga ingerencji polityki monetarnej i fiskalnej. Rzecz w tym, by były one dobrze „skalibrowane” – i maksymalnie bezbolesne społecznie i gospodarczo. Nie należy wylewać dziecka z kąpielą.