Zgodnie z deklaracjami polityków, padającymi nie dalej, jak dwa czy trzy lata temu, najbrudniejszej z kopalin miało nam starczyć na dziesiątki, ba, setki lat. Ponaglenia ekspertów i rynków w sprawie transformacji energetycznej traktowano jak sponsorowaną przez lobbystów, może Unię Europejską, a może Rosję (niepotrzebne skreślić), propagandę.
Egzamin z realnych możliwości przyszedł szybciej, niż ktokolwiek to przewidywał. W 2020 r. według danych GUS Polska zużyła 62,4 mln ton węgla kamiennego – z czego niemal 60 proc. sektor energetyczny, a prawie 14 proc. to gospodarstwa domowe. Reszta to przeważnie przemysł i budownictwo. Już w tamtym czasie importowaliśmy – przeważnie z Rosji – 12,55 mln ton węgla. Czyli piątą część zapotrzebowania zaspokajaliśmy surowcem dokupowanym na świecie.
Czytaj więcej
Węglowi pośrednicy zamykają swoje składy. Nie mają towaru ani perspektyw. Obawiają się, że nowa lista dystrybutorów surowca od polskich kopalń wykluczy ich z tego biznesu.
Najpierw jesienno-zimowy kryzys gazowy, a potem zerwanie przez Europę z kopalinami z Rosji po agresji na Ukrainę sprawiło, że węgiel stał się w wielu krajach europejskich paliwem awaryjnym, co podbiło ceny i wzmogło presję np. na porty morskie, gdzie zaczęły ustawiać się długie kolejki statków. W naszym węglowym mocarstwie powinniśmy wzruszać ramionami i obserwować popłoch Zachodu ze stoickim spokojem. Tymczasem okazało się, że nasze rodzime górnictwo – bez względu na jego kondycję – nie tyle stanęło na straży naszego energetycznego bezpieczeństwa, ile jeszcze mocniej zakołysało łódką.
Pierwsza lampka alarmowa zapaliła się już dobrych kilka tygodni temu, gdy na zrywanie umów lub wykorzystywanie zapisów o możliwości częściowej redukcji dostarczanej ilości surowca zaczęły utyskiwać ciepłownie. Teraz okazuje się, że nasze węglowe tuzy odcinają od możliwości sprzedaży surowca mniej lub bardziej niezależnych graczy: albo w formie rozwiązania umów ze składami węgla, albo w postaci odcinania ich od logistyki, a konkretnie od możliwości przeładunkowych w polskich portach czy węglarek pozwalających rozwieźć surowiec kupiony za granicą.