W kwietniu, gdy premier ogłosił, że Polska wprowadza embargo na węgiel z Rosji, zapewniał, że tego rodzaju opału nam nie zabraknie. Choć było powszechnie wiadomo, że przez całe lata rząd nie robił nic, by uniezależnić nas od rosyjskiego węgla. Przed wojną dostawy z Rosji przekraczały 62 proc. importu tego surowca. Inne kraje odroczyły do sierpnia wprowadzenie embarga i zajęły się uzupełnieniem zapasów, które u nas zostały już przepalone.
W czasie, gdy trzeba już zaopatrzyć się w opał na sezon grzewczy, a składy są puste, rząd zapewnia, że węgiel do nas „dopłynie”. Rafał Zasuń i Bartłomiej Derski w tekście „Ile węgla może zabraknąć?” (WysokieNapięcie.pl, 1.08.2022) policzyli, że zabraknie 4 mln ton węgla. To mniej niż 10 proc. całego rocznego zużycia, które jest szacowane na 53 mln ton.
O wiele gorzej wygląda sytuacja na rynku drobnych odbiorców, gdzie potrzebny jest gruboziarnisty węgiel o wyższej kaloryczności. Tu niedobór może wynieść 2–3 mln ton, czyli ponad 20 proc. popytu! Kryzys potencjalnie więc dotknie pół miliona gospodarstw!
Zarazem rząd swoimi nieprzemyślanymi działaniami zakłóca funkcjonowanie mechanizmów rynkowych, które mogłyby pomóc rozwiązać problem.
Najpierw obiecano ludziom węgiel za 966 zł/t, dystrybutorom zaś odpowiednie dopłaty. Wprowadzone regulacje zamroziły jednak rynek. Po co importerzy mają zamawiać węgiel, skoro się nie opłaca, bo subwencja jest za niska?