Od dłuższego czasu „Rzeczpospolita” hojnie użycza swoich łamów byłym członkom Rady Polityki Pieniężnej. Bezsprzecznie jest to godne pochwały. Niejakie wątpliwości budzi jednak fakt, że wszyscy oni są mniej lub bardziej krytyczni w stosunku do polityki pieniężnej obecnego kierownictwa NBP. Po części otwarcie manifestują też (albo i głównie) osobistą niechęć w stosunku do obecnego prezesa. Szczęśliwie wątek osobisty nie pojawia się w najnowszym eseju z tego gatunku („Bankructwo polityki pieniężnej?” 28.04.2022), którego autorami są panowie Bogusław Grabowski i Jerzy Pruski, członkowie RPP w latach 1998–2003, kiedy absurdalnie wysoka stopa referencyjna NBP doprowadziła gospodarkę do 20-proc. bezrobocia. Naszym zdaniem tezy tego eseju są błędne. Realizacja jego zasadniczego postulatu w istocie mogłaby przybliżyć możliwość faktycznego, a nie tylko symbolicznego bankructwa polityki pieniężnej.
Błędna diagnoza
Na samym początku autorzy diagnozują sytuację: „gwałtownie rośnie nierównowaga popytowo-podażowa” oraz „w szybkim tempie rozkręca się spirala płacowo-cenowa”. Tuż potem sami przyznają, że produkcja przemysłowa rośnie, i to w tempie 17,3 proc. (realnie). W dwucyfrowym tempie wzrasta też produkcja – i podaż – towarów konsumpcyjnych. Skądinąd wiadomo, że dochody i wydatki gospodarstw domowych wzrastają dużo, dużo wolniej. Ponadto, nawet mocny wzrost dochodów gospodarstw domowych (w tym z płac) nie przekładałby się automatycznie na wzrost popytu. Nie wszystko, co zarobimy, natychmiast pędzimy wydać.
Z tego wynika, że nie mamy wcale do czynienia w rosnącą (i to „gwałtownie”) nierównowagą polegającą na nadwyżce popytu nad podażą. Przeciwnie, bariera niedostatecznego popytu jest wciąż odczuwana przez gospodarkę. Świadczą o tym m.in. najnowsze (kwietniowe) badania koniunktury: 76 proc. ankietowanych przedsiębiorstw przewiduje „głębokie spadki popytu”.
Tezę o popytowym charakterze obecnej inflacji należy włożyć między bajki także z uwagi na strukturę inflacji. Za połowę wskaźnika inflacji bezpośrednio odpowiadają gwałtownie podnoszone ceny towarów i usług związanych z energią i paliwami (ceny innych kategorii towarów i usług pośrednio odzwierciedlają rosnące koszty czynników ich produkcji: energii i paliw). Ale nikt nie przypuszcza chyba, że to zwiększony popyt konsumpcyjny winduje ceny energii i paliw. Inni szatani byli (i są) tu czynni…