Płyn do naczyń, etui do tabletu, przyprawy, pojemniki do kuchni, sweter, skarpetki, a nawet karma dla kotów – to tylko drobna część zakupów mojej rodziny z ostatnich tygodni. Zakupów elektronicznych. Kupujemy przez internet z oszczędności, bo dobra szybkozbywalne potrafią kosztować nawet 30 proc. mniej niż w sieciowej drogerii czy markecie, a ostatnio także z konieczności, bo większość sklepów w centrach handlowych rząd zamknął na amen.
Tych Polaków, którzy trafili na kwarantannę albo – nie daj Bóg – zachorowali na covid, od śmierci głodowej ratowały e-dostawy żywności z hipermarketów i posiłki z barów i restauracji zamawiane przez apkę lub telefon. E-handel to wybawienie także dla zamkniętych sklepów czy restauracji. Oraz producentów, którzy stracili tradycyjne kanały dystrybucji. W efekcie pandemii e-obroty handlowe w Polsce skoczyły w 2020 r. aż o jedną piątą, ratując pokaźną część konsumpcji i PKB. A to jeszcze nie koniec, bo nim szczepienia powstrzymają koronawirusa, jeszcze wiele miesięcy przyjdzie nam żyć w dotychczasowych warunkach.