Dzieli ją ze Szkołą Główną Handlową, która szturmem wdarła się w tym roku na podium rankingu.
Zasłużony awans uczelni ekonomicznej to sygnał nadchodzącej zmiany pokoleniowej wśród polskich szefów. Na biznesowe wyżyny wspina się właśnie pokolenie, które studia kończyło w latach 90., kiedy dzięki rozwojowi gospodarki rynkowej w Polsce wykształcenie ekonomiczne zaczęło przynosić sowity zwrot z inwestycji we własną edukację.
Wcześniej, w latach 80. studia ekonomiczne wydawały się kierunkiem dla marzycieli, mało praktycznym, niedającym szans zawodowych. A właśnie wtedy dzisiejsi szefowie firm zaczynali studia (mają wszak średnio po 54 lata). Kończyli praktyczne – wydawało się – kierunki na politechnikach, szukali intelektualnego spełnienia na uniwersytetach. A gdy przyszedł przełom 1989 r. i rzucili się w wir biznesu, często zmieniając zawody, uzupełniali wiedzę na wszelkiego rodzaju MBA i studiach podyplomowych.
Kolejne pokolenia mogły i mogą już w bardziej uporządkowany sposób kształtować swoją karierę (czego osobiście im nieco zazdroszczę). Nie znaczy to jednak, że w biznesie nastąpi teraz absolutna supremacja absolwentów uczelni ekonomicznych. Młodzi inżynierowie, chemicy i biolodzy też mają szansę, zwłaszcza że współczesną gospodarkę napędza postęp technologiczny.
Za 25 lat największe w kraju będą firmy, których dziś jeszcze nie ma. Firmy, na które pomysły dopiero narodzą się w głowach dzisiejszych studentów pędzących z wykładów do laboratoriów. Dlatego wykształcenie ścisłe dalej będzie w cenie. W razie potrzeby można je przecież uzupełnić.