Pokusa polityków do wydawania pieniędzy publicznych nie zna granic. Po trosze wynika to z chęci przypodobania się wyborcom. Po trosze z braku zrozumienia, że o publiczny grosz trzeba dbać jak o swój, a nawet bardziej. Po trosze wreszcie z poczucia siły, jaką daje władza – jeśli ją zdobyłem, mogę decydować także o tym, jak wydawać pieniądze.
Co chwila sypią się więc propozycje nowych wydatków. Kampania wyborcza w takim wykonaniu to już niekończący się ciąg obietnic i pomysłów: czym jeszcze obdarować wyborców, czym ich zaskoczyć, czym kupić. Ale jest jedna osoba, która powinna nad tym zapanować. Więcej, która zapanować nad tym musi.