Między fałszem a bezmyślnością

Kandydat Andrzej Duda obiecuje gruszki na wierzbie, które kosztowałyby miliardy, a kandydat Bronisław Komorowski zreflektował się, że patent działa i też zaczyna obiecywać.

Aktualizacja: 16.05.2015 22:31 Publikacja: 16.05.2015 22:26

Piotr Aleksandrowicz

Piotr Aleksandrowicz

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała Waldemar Kompała

Duda chce obniżyć wiek emerytalny, wprowadzić dwukrotnie wyższą kwotę wolną od podatku, powszechny zasiłek na dziecko i stomatologa do każdej szkoły. A od piątku chce także przewalutować kredyty frankowe, za co miałyby zapłacić banki, czyli wszyscy ich klienci. Kandydat Komorowski zapowiedział natomiast 100 tysięcy miejsc pracy dla młodych ludzi, najpierw sfinansowanych z budżetu - polskiego i unijnego, potem przez przedsiębiorców.

Kandydaci nie mają też skrupułów przed nadużyciami intelektualnymi. Kandydat Duda opowiada, że kopalnie węgla przynoszą do budżetu 7 mld zł rocznie, podczas gdy sektor bankowy - tylko 4 mld zł. Tyle, że Duda porównuje kopalniane 7 mld m.in. na ZUS i PIT (o ile to w ogóle prawda, bo ten rachunek podsunął pierwszemu Dudzie drugi Duda), z bankowymi 4 miliardami podatku CIT. Czyli gruszki z jabłkami. W warunkach porównywalnych państwowe kopalnie to ekonomiczne trupy w przeciwieństwie do banków z kapitałem polskim i z zagranicznym.

Największym nadużyciem Komorowskiego z kolei jest nie to, co obiecuje w kampanii, tylko przypomnienie, że zaskarżył ustawę o OFE do Trybunału Konstytucyjnego. Przecież zaskarżył drobiazgi, a nie wywłaszczenie obywateli ze 150 mld oszczędności. Nawet taksówkarz, z którym w Zakopanem właśnie jechałem na świetną coroczną konferencję profesora Hausnera (o niej za tydzień), zdążył mi to wyłożyć w ciągu jazdy trwającej nie więcej jak 5 minut.

Ale problem z kandydatami to jedno. Drugi to ich otoczenia - szarlatani, grajkowie polityczni, albo proste bęcwały. Nie jest tak, że nie mają wpływu. Tworzą klimat i podsuwają rozwiązania.

Czołowy ekonomista obozu kandydata Dudy pisze, że „nie ma co się podniecać wzrostem, rzekomo polskiego PKB na poziomie 3,4 proc., bo blisko połowę tego PKB tworzą takie „polskie firmy" jak włoski Fiat, portugalska Biedronka, niemiecki mBank, ukraińska Huta Częstochowa, amerykański City Bank czy japoński Wedel czy francuski Michelin. Ten nasz kraj nad Wisłą jest bezwzględnie drenowany na gigantyczne, dziesiątki, a nawet setki miliardów złotych". Najpierw idiotyzm, potem fałsz, ale ciemny lud ma to kupić.

Z kolei sympatycy kandydata Komorowskiego próbują go obronić przed zarzutem że podpisał 13 ustaw podnoszących 21 podatków. „Trudno powiedzieć, co Andrzej Duda ma na myśli, mówiąc o 21 podatkach. Trudno nam się aż tylu w Polsce doliczyć". To pomogę: w nowej aktualizacji programu konwergencji rząd sam chwali się w 17 punktach, jakie podatki podwyższył lub nie obniżył. Dotyczy to PIT, CIT (np. podatek od spółek komandytowo-akcyjnych), akcyzy, VAT-u, wprowadzono podatek od kopalin, rozbudowano podatek drogowy (pod nazwą opłaty drogowej). Gdyby dodać do tego opłaty, jakie podwyższono lub wprowadzono w instytucjach państwowych, co oznacza większe wpływy dla finansów publicznych, to uzbieranie w sumie 21 przykładów byłoby banalnie proste.

Można się czepiać słówek (bo stricte podatków podpisanych przez prezydenta faktycznie jest mniej niż 21), ale to jedna z głupszych metod obrony, bo wiadomo, że obietnice niepodwyższania podatków rząd PO wraz z prezydentem wrzucili do niszczarki.

Po jednej stronie ściany mamy więc fałszywe rachunki, po drugiej pełną dyspozycyjność. Każdy może ocenić, co jest bardziej szkodliwe.

A za tydzień będzie cisza, więc nie o wyborach, tylko o wykładzie z konferencji Hausnera pod frapującym tytułem „Wolna myśl w jarzmie liczydeł".

Duda chce obniżyć wiek emerytalny, wprowadzić dwukrotnie wyższą kwotę wolną od podatku, powszechny zasiłek na dziecko i stomatologa do każdej szkoły. A od piątku chce także przewalutować kredyty frankowe, za co miałyby zapłacić banki, czyli wszyscy ich klienci. Kandydat Komorowski zapowiedział natomiast 100 tysięcy miejsc pracy dla młodych ludzi, najpierw sfinansowanych z budżetu - polskiego i unijnego, potem przez przedsiębiorców.

Kandydaci nie mają też skrupułów przed nadużyciami intelektualnymi. Kandydat Duda opowiada, że kopalnie węgla przynoszą do budżetu 7 mld zł rocznie, podczas gdy sektor bankowy - tylko 4 mld zł. Tyle, że Duda porównuje kopalniane 7 mld m.in. na ZUS i PIT (o ile to w ogóle prawda, bo ten rachunek podsunął pierwszemu Dudzie drugi Duda), z bankowymi 4 miliardami podatku CIT. Czyli gruszki z jabłkami. W warunkach porównywalnych państwowe kopalnie to ekonomiczne trupy w przeciwieństwie do banków z kapitałem polskim i z zagranicznym.

Opinie Ekonomiczne
Marcin Piątkowski: Jak pobudzić inwestycje prywatne
Materiał Promocyjny
Koszty leczenia w przypadku urazów na stoku potrafią poważnie zaskoczyć
Opinie Ekonomiczne
Guntram Wolff: Strefa euro musi wzmocnić wsparcie militarne dla Bałtów
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Krótszy tydzień pracy, czyli koniec kultury zapieprzu
Opinie Ekonomiczne
Ekonomiści: Centralny czy Ukryty Rejestr Umów?
Opinie Ekonomiczne
Aneta Gawrońska: Od wojny w koalicji mieszkań nie przybędzie