Setki tysięcy zabitych, rannych i okaleczonych. Zrównane z ziemią miasta, a nawet całe regiony. Miliony uchodźców wojennych z Ukrainy rozproszyły się po całym świecie. To krótki bilans wywołanego przez Władimira Putina konfliktu, największego w Europie od czasów II wojny światowej. I ogromna cena, którą Ukraina dotychczas zapłaciła za powstrzymanie imperialnych ambicji rosyjskiego najeźdźcy. Niebawem minie trzecia rocznica agresji nad Dnieprem i można odnieść wrażenie, że dzisiaj cofamy się do sytuacji sprzed ponad trzech lat – Zachód próbuje przekonać Putina do pokoju, a rosyjski dyktator wyciąga znane nam sprzed kilku lat tezy.
Wojna w Ukrainie. Przełomowa deklaracja Zełenskiego
Prezydent Wołodymyr Zełenski zadeklarował we wtorek, że jest gotów usiąść do stołu rozmów z Władimirem Putinem, jeżeli „będzie to jedyna opcja, która pozwoli zaprowadzić pokój”. Biorąc pod uwagę to, że w Ukrainie wciąż obowiązuje prezydencki dekret o niemożliwości negocjowania z Putinem, taka deklaracja ukraińskiego przywódcy sama w sobie już jest wielkim przełomem. I pokazuje skalę determinacji prezydenta USA Donalda Trumpa, który chce szybko zakończyć wojnę.
Czytaj więcej
Kijów chce udostępnić amerykańskim inwestorom swoje najważniejsze bogactwa naturalne. Część surowców, na których zależy Amerykanom, leży przy samej linii frontu.
Sęk w tym, że na razie takiej determinacji nie demonstruje Władimir Putin. Wręcz przeciwnie. Ostatnio nazywał prezydenta Ukrainy „nielegalnym” przywódcą i stwierdził, że Zełenski „nie ma prawa niczego podpisywać”. Zapowiedział jednak, że jeżeli Kijów zechce rozmawiać, to Kreml wydeleguje do tego ludzi. Powód? Putinowi nie zależy na zamrożeniu wojny na obecnej linii frontu, Kreml gra o całą Ukrainę. Wie, że jego armia nie dojdzie do Lwowa, ale stawia na destabilizację sytuacji w Kijowie i rewanż prorosyjskich sił. Po trzech latach wojny wydaje się to niemożliwe. Gdyby jednak Putin trzeźwo oceniał nastroje ukraińskiego społeczeństwa, nie wkraczałby tam w 2022 roku.